🌺 27 🌺

315 16 1
                                    

Pov. Borys

     Gdy zorientowała się, że szklanka jest pusta, na jej twarzy pojawiła się cała złość, którą, odkąd usiedliśmy przy stole, starała się jakoś ukrywać.
      Ta dziewczyna była kompletnie nieobliczalna. Zaskakiwało mnie, jak łatwo traciła panowanie nad sobą, i bawiło mnie, że za pomocą kilku prostych słów mogłem doprowadzić ją do takiego stanu.
         Jej nakrapiane drobnymi piegami policzki poczerwieniały, gdy zdała sobie sprawę, jak się wygłupiła. Jej wzrok powędrował ze szklanki na mnie, a potem na boki jakby chciała sprawdzić, czy nikt nie widział jej absurdalnej kompromitacji.
           Pomijając zabawny aspekt całej sceny - to naprawdę było bardzo śmiesznie - nie mogłem pozwolić, żeby tak się wobec mnie zachowywała. A gdyby szklanka była pełna? Nie zamierzałem pozwolić, żeby jakaś piętnastoletnia smarkula  myślała sobie, że wolno jej oblewać mnie wodą... Ta głupia cizia powinna się jak najszybciej dowiedzieć, z jakim to starszym bratem przyszło jej zamieszkać. Sama wkrótce zrozumie, co ją czeka, jeśli spróbuje jeszcze raz wyciąć mi taki numer. 
            Oparłem się o stolik z najserdeczniejszym uśmiechem. Otworzyła szeroko oczy i przyglądała mi się uważnie, a ja napawałem się tym strachem, skrywanym pod długimi rzęsami.

       - Nie rób tego więcej - doradziłem jej spokojnie.

                Patrzyła na mnie jeszcze przez chwilę, po czym jakby nigdy nic odwróciła się i zaczęła rozmawiać z matką.
                 Od tej pory kolacja przebiegała spokojnie. Santia nie powiedziała do mnie ani słowa, nawet na mnie nie patrzyła, co denerwowało mnie i cieszyło jednocześnie. Gdy odpowiadała na pytania mojego ojca i niechętnie rozmawiała z matką, mogłem się jej spokojnie przyjrzeć.
                   Była najzwyklejszą dziewczyną, ale czułem, że jeszcze będę miał przez nią kłopoty. Robiła zabawne miny, gdy próbowała różnych owoców morza, które nam zaserwowano. Wzięła tylko kilka kęsów z tego, co stało na stole. Zwróciłem uwagę na to, jak szczupło wygląda w tej czarnej sukience. Gdy zobaczyłem ją wtedy wychodzącą  z pokoju, zrobiła na mnie wrażenie. W myślach przywołałem dokładny obraz jej długich nóg, wąskiej talii i jej piersi. Były całkiem niezłe, biorąc pod uwagę, że nie miała operacji, jak większość dziewczyn w Warszawie.
                     Musiałem przyznać, że jest ładniejsza, niż mi się z początku wydawało. To spostrzeżenie i moje poprzednie myśli sprawiły, że spochmurniałem. Nie mogłem pozwolić sobie na takie rozproszenia, zwłaszcza jeśli mieliśmy mieszkać pod jednym dachem.
                        Znów spojrzałem na jej twarz: zero makijażu. To było dziwne... Wszystkie dziewczyny, które znałem, spędzały przynajmniej godzinę wyłącznie na nakładaniu podkładu, także te, które były dziesięć tysięcy razy ładniejsze od Santii. A ona przychodzi sobie bez najmniejszych oporów do eleganckiej restauracji, nie malując nawet ust. Nie mówię, żeby tego potrzebowała: miała gładką, ładną cerę bez żadnych niedoskonałości, jeśli nie liczyć piegów, które nawały jej dziecinny wygląd i przypomniały, że jeszcze nie skończyła szkoły

Moja wina Santia x BorysOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz