🌺 51 🌺

289 11 4
                                    

Pov. Santia

   Napawałam się władzą, dając mu wzrokiem do zrozumienia, że nie mam zielonego pojęcia o czym mowa.

- Nie pamiętam... - odpowiedziałam, z rozbawieniem obserwując, jak się spina. - Oglądaliśmy Sypiając z wrogiem czy Traffic? - spytałam, mając nadzieję, że go to rozdrażni, ale ku mojemu zaskoczeniu wybuchnął śmiechem.

   Uśmiech zniknął z mojej twarzy.

- Chyba raczej Szkołę uwodzenia - odpowiedział, czym mnie bardzo zaskoczył, bo to był jeden z moich ulubionych filmów. Co ciekawe, opowiada o przybranym rodzeństwie, które nienawidzi się do szpiku kości.

   Wbiłam w niego mordercze spojrzenie.

- O czym wy mówicie? - spytała moja skonfundowana matka.

- O niczym - odpowiedzieliśmy chórem, co mnie jeszcze bardziej rozzłościło.

   Podeszłam do lodówki, przy której Borys stał we władczej pozie, ze skrzyżowanymi na piersi ramionami. Matka przestała na nas zwracać uwagę i zajęła się pożegnaniem z wychodzącym do pracy męża.

   Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem, ja patrzyłam wyzywająco, on sprawiał wrażenie, że jeszcze nigdy w życiu tak dobrze się nie bawił.

- Przesuniesz się czy nie? - chciałam, żeby pozwolił mi otworzyć lodówkę.

   Z rozbawieniem uniósł brwi.

- Słuchaj, Blondi, chyba ty i ja musimy sobie wyjaśni kilka kwestii, skoro będziemy musieli żyć pod jednym dachem - stwierdził, nie ruszając się z miejsca.

   Patrzyłam na niego chłodno.

- To może tak: gdy do mnie podejdziesz, ja się odsunę; gdy cię zobaczę, zignoruję to; a gdy coś powiesz, udam, że nie słyszę. Może być? - zaproponowałam z kwaśnym uśmiechem, przeklinając dzień, w którym go poznałam.

- Zawiesiłem się na tym, co mówiłaś o posuwaniu - skomentował jak jakiś zbok i uśmiechnął się, gdy zaczęłam się czerwienić.

   Cholera jasna.

- Jesteś obrzydliwy - wciąż usiłowałam odsunąć go od lodówki.

   W końcu się ruszył i mogłam wyciągnął z niej sok pomarańczowy.

   Matka z filiżanką kawy w jednej ręce i kolorowym czasopismem w drugiej wyszła z kuchni. Wiedziałam, o co jej chodzi: chciała, żebyśmy się z Borysem dobrze dogadywali, żebyśmy się zaprzyjaźnili i żebym jak za sprawą czarodziejskiej różdżki zyskała starszego brata, którego nigdy nie miałam.

   Absurd.

   Przyglądałam mu się, siadając na jednym ze stołków stojących przy wyspie i nalewając sobie soku do szklanki. Miał na sobie dres i prostą koszulkę bez rękawów. Wiedziałam, że powinnam trzymać się z daleka od jego ładnie zbudowanych ramion, po tym jak na moich oczach sprał dwóch facetów w ciągu dziesięciu minut... Kto wie, do czego byłby zdolny.

   Właśnie odwrócił się z kubkiem kawy w ręce i wtedy zobaczyłam: tatuaż... Miał taki sam tatuaż jak ja na szyi... Ten sam węzeł, ten sam symbol, który miał dla mnie tyle znaczeń... Ten troglodyta miał identyczny węzeł wytatuowany na ramieniu.

   Przyglądałam mu się uważnie ze ściśniętą klatką piersiową, gdy podszedł i usiadł naprzeciw mnie. Zawiesił na mnie wzrok i zorientował się, że intensywnie się w niego wpatruję.

   Odstawił filiżankę na blat, oparł się na przedramionach i pochylił w moją stronę.

- Też byłem zaskoczony - przyznał, upijając łyk kawy. Jego wzrok zatrzymał się na mojej twarzy, po czym przesunął się w stronę szyi.

   Poczułam się obserwowana i zrobiło mi się nieprzyjemnie.

- Okazuje się, że mamy ze sobą coś wspólnego - oświadczył chłodno. Tez wydawał się zirytowany faktem, że łączy nas tatuaż.

   Wstałam, ściągnęłam gumkę i włosy opadły mi na ramiona, zasłaniając szyję i tatuaż na niej. Następnie opuściłam kuchnię.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Nov 13 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Moja wina Santia x BorysOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz