Pov. Borys
Była wysoka, na pewno metr sześćdziesiąt osiem, może metr siedemdziesiąt, trudno powiedzieć. Była też szczupła i niczego jej nie brakowało, musiałem to przyznać, ale twarz miała tak dziecięcą, że nie mogła wywoływać żadnych niegrzecznych skojarzeń. Jeśli dobrze pamiętałem, to nie skończyła jeszcze szkoły, co potwierdzały jej krótkie spodenki, biała koszulka i czarne conversy. Brakowało jej tylko spiętych w kucyk włosów, żeby wyglądała jak jedna z tych nastolatek, które stoją w długich kolejkach i niecierpliwie czekają na otwarcie galerii, żeby zdobyć najnowszy krążek jakiegoś piosenkarza, do którego wzdychają piętnastki. Szczerze mówiąc, najbardziej zaciekawiły mnie właśnie jej włosy. Miały bardzo dziwny kolor, coś pomiędzy ciemnym blond, a rudym.
- Bardzo zabawne - powiedziała sarkastycznie, ale wciąż śmiertelnie przerażona. - Zabierz go stąd, wygląda jakby miał się zaraz na mnie rzucić - poprosiła i cofnęła się o krok. W tym samym momencie pies zrobił krok w przód.
Dobry piesek, pomyślałem. Nie zaszkodzi dać siostrzyce małą nauczkę, specjalnie ją powitać, by rozwiać wszelkie wątpliwości, co do tego, czyj to dom, i pokazać, jak niemile jest w nim widziana.
- Azor, naprzód - zdecydowanie rozkazałem psu. Santia spojrzała najpierw na niego, a potem na mnie i wycofała się jeszcze trochę, aż wpadła w ścianę.
Azor podszedł do niej powoli, szczerząc zęby i powarkując. Wyglądało to dość przerażająco, ale wiedziałem, że nic jej nie zrobi... Przynajmniej dopóki nie wydam mu polecenia.
- Co ty wyprawiasz? - spytała, patrząc mi prosto w oczy. - To nie jest zabawne.
Och, było bardzo zabawne.
- Mój pies jest zazwyczaj miły dla wszystkich, to bardzo dziwne, że teraz próbuje cię zaatakować... - widziałem, że Santia usiłuje opanować strach i bardzko mnie to bawiło.
- Zamierzasz coś zrobić? -wycedziła przez zęby, wpatrując się we mnie.
Coś zrobić? Na przykład powiedzieć ci, żebyś wracała tam, skąd przyszłaś?
- Jesteś tu od... Ilu? Pięciu minut? I już wydajesz polecenia? - podszedłem do zlewu i nalałem sobie szklankę wody. W tym czasie mój pies wciąż powarkiwał. - Chyba muszę cię tu na chwilę zostawić, żebyś oswoiła się z sytuacją.
- Ile razy upadłeś na głowę jako dziecko, debilu? Zabierz ode mnie tego psa!
Jej bezczelność nieco mnie zaskoczyła. Czyżby odważyła się mnie obrazić?
Chyba nawet Azor musiał to zrozumieć, bo zrobił kolejny krok w jej stronę i już całkiem przyparł ją do ściany. Wtedy Santia, zanim zdążyłem ją powstrzymać, wywinęła się i chwyciła pierwszą z brzegu rzecz leżącą na blacie - trafiło akurat na patelnię. Zanim jednak udało jej się uderzyć biedne zwierzę, podszedłem i odciągnąłem Azora za obroże, drugą ręką blokując ramię Santii.
CZYTASZ
Moja wina Santia x Borys
FanficŚwiat siedemnastoletniej Santii wywraca się do góry nogami. Zostaje zmuszona do przeprowadzki z Los Angeles do Warszawy. Ma zamieszkać z nowym mężem matki, milionerem i jego dorosłym synem Borysem.