Pov. Santia
Czułam się bardzo dziwnie, chodząc po posiadłości. To było podobne uczucie do tego, gdy jako mała dziewczynka spałam u koleżanki i bałam się iść w nocy do łazienki, żeby nie spotkać po drodze któregoś z członków rodziny.
W kuchni zastałam matkę owiniętą białym, jedwabnym szlafrokiem i w pantoflach oraz jej męża Grześka ubranego w garnitur, gotowego do wyjścia do pracy.
- Dzień dobry, Santio - przywitał się Grzegorz, który pierwszy mnie zobaczył. - Dobrze spałaś?
Jak nigdy, biorąc pod uwagę, że byłam nieprzytomna i głowa pęka mi z bólu.
- Bywało lepiej - odpowiedziałam krótko.
Matka podeszła, aby pocałować mnie w policzek.
- Dobrze bawiłaś się z Borysem i jego znajomymi? - zapytała mnie z nadzieją w głosie.
Oj, mamo, jak bardzo się mylisz... Gdybyś wiedziała, kim jest ten twój przybrany synek...
- O wilku mowa... - usłyszałam za plecami głos Grzegorza, który właśnie wstawał od stołu. Do kuchni wszedł Borys.
- Jak tam, rodzinka? - powiedział chłodno i podszedł do lodówki.
- Jak się wczoraj bawiliście? - matka popatrzyła na niego z zadowoleniem. - Podobał wam się film? - dodała, zwracając się do mnie.
- Jaki...? - zaczęłam, ale wtedy Borys zatrzasnął lodówkę i spojrzał na mnie lodowatym wzrokiem.
- Film był fantastyczny, prawda, Santia? - wpatrywał się we mnie porozumiewawczo.
W tym momencie zdałam sobie sprawę, że mogłabym mu zaszkodzić i to porządnie. Jeśli powiem prawdę, nie wiadomo, co zrobi jego ojciec, nie wspominając już o tym, jakich kłopotów, mogłabym mu narobić, gdybym zgłosiła go na policję za picie alkoholu i nakłanianie do tego nieletnich - czyli mnie - za pozwolenie na to, żeby mi podali narkotyki i, rzecz jasna, za porzucenie mnie na środku pustej drogi.
CZYTASZ
Moja wina Santia x Borys
FanficŚwiat siedemnastoletniej Santii wywraca się do góry nogami. Zostaje zmuszona do przeprowadzki z Los Angeles do Warszawy. Ma zamieszkać z nowym mężem matki, milionerem i jego dorosłym synem Borysem.