🌺 50 🌺

168 11 1
                                    

Pov. Santia

     Czułam się bardzo dziwnie, chodząc po posiadłości. To było podobne uczucie do tego, gdy jako mała dziewczynka spałam u koleżanki i bałam się iść w nocy do łazienki, żeby nie spotkać po drodze któregoś z członków rodziny.

      W kuchni zastałam matkę owiniętą białym, jedwabnym szlafrokiem i w pantoflach oraz jej męża Grześka ubranego w garnitur, gotowego do wyjścia do pracy.

- Dzień dobry, Santio - przywitał się Grzegorz, który pierwszy mnie zobaczył. - Dobrze spałaś?

       Jak nigdy, biorąc pod uwagę, że byłam nieprzytomna i głowa pęka mi z bólu.

- Bywało lepiej - odpowiedziałam krótko.

         Matka podeszła, aby pocałować mnie w policzek.

- Dobrze bawiłaś się z Borysem i jego znajomymi? - zapytała mnie z nadzieją w głosie.

          Oj, mamo, jak bardzo się mylisz... Gdybyś wiedziała, kim jest ten twój przybrany synek...

- O wilku mowa... - usłyszałam za plecami głos Grzegorza, który właśnie wstawał od stołu. Do kuchni wszedł Borys.

- Jak tam, rodzinka? - powiedział chłodno i podszedł do lodówki.

- Jak się wczoraj bawiliście? - matka popatrzyła na niego z zadowoleniem. - Podobał wam się film? - dodała, zwracając się do mnie.

- Jaki...? - zaczęłam, ale wtedy Borys zatrzasnął lodówkę i spojrzał na mnie lodowatym wzrokiem.

- Film był fantastyczny, prawda, Santia? - wpatrywał się we mnie porozumiewawczo.

         W tym momencie zdałam sobie sprawę, że mogłabym mu zaszkodzić i to porządnie. Jeśli powiem prawdę, nie wiadomo, co zrobi jego ojciec, nie wspominając już o tym, jakich kłopotów, mogłabym mu narobić, gdybym zgłosiła go na policję za picie alkoholu i nakłanianie do tego nieletnich - czyli mnie - za pozwolenie na to, żeby mi podali narkotyki i, rzecz jasna, za porzucenie mnie na środku pustej drogi.

Moja wina Santia x BorysOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz