Kur#a sobie zartujecie

39 3 3
                                    

-Victoria-

Próbowałam skupić się na lekturze jednak przeszkodził mi jęk pewnego wkurzającego czegoś. Tym czymś był Lloyd. Chłopak jęczał przykuty do prysznica waląc przy tym głową o szybę.
-Wypuśćcie mnie...-jęknął chłopak.
Skierowałam się w stronę łazienki i otworzyłam rozuchyline drzwi.
-Możesz tak nie jęczeć? Próbuje skupić się na książce.-Chłopak spojrzał się na mnie oczami jakby nic się nie stało i wbił wzrok w kafelki.
-Możesz mnie wypuścić?-spytal.
-Po moim trupie kolego. Najpierw musimy uporać się z tą twoją koleżanką.-wywrócił oczami po czym zaczął ściągać spodnie.
-Co ty robisz?-spytalam zdegustowana.
-Możesz wyjść? Chce się umyć. Nie myłem się od kilku dni i strasznie śmierdzę.-zmarszczył nos na potwierdzenie.
-Świr.-powiedziałam i wyszłam z łazienki.

-Lloyd-

Wychyliłem się by sprawdzić czy na pewno dziewczyna się już oddaliła po czym wyciągnąłem zza mnie mały nóżyk.
Nim tu przyszła udało mi się go wyjąć z kieszeni spodni. Głupi ninja nawet nie sprawdzili czy coś ze sobą mam.
Zawsze byłem od nich mądrzejszy. Byłem mądrzejszy od wszystkich ponieważ miałem plan. Plan który znałem od A do Z. Od teraz aż do końca.

W końcu udało mi się oswobodzić z kajdan, ale musiałem wydostać się z tej łazienki.
Nie było w niej żadnego okna dlatego nie miałem jak wyjść. Musiałem przejść do głównego wyjścia ,a to będzie trudne jak kręcą się tu ninja.
Moja „przyjaciółka" ułatwiła mi troszkę tą sprawę bo przez to ninja nie stali pod samymi drzwiami jak robili to wcześniej. Byli zajęci przepytywaniem jej. Została Tylko Victoria która czytała książkę w swoim pokoju i Jay który grał na konsoli w salonie. Jak będę cicho nawet nie zauważy ,że wyszedłem.

Skierowałem się jak najciszej umiałem w stronę salonu. Przeszedłem przez kuchnię i zauważyłem Jay'a siedzącego na kanapie i grającego w jakieś strzelanki w kosmosie. Nie wiem co to było za gowno ,ale najwidoczniej był tym bardzo pochłonięty.

Przeszedłem na czworaka przez kanapę tak by mnie nie zauważył. Nagle Jay zaśmiał się ,a ja momentalnie się spiąłem.
Poszedłem dalej aż w końcu znalazłem się przy drzwiach wyjściowych. Otworzyłem je a one cicho zaskrzypiały. Obróciłem się by sprawdzić czy chłopak nadal gra. Na całe szczęście nic nie usłyszał.

Wymknąłem się i gdy już trochę się oddaliłem zacząłem biec. Biegłem przez las po drodze mijając drzewa. Niektóre z nich były prawie tak wielkie jak wieżowiec.
Nie żartuje. Ten las był dziwny i trochę przerażający. Oczywiście nie dla mnie. Nic mnie nie złamie. Nie mają czym mnie złamać. Nie po tym co przeszedłem.
Zamyśliłem się i to był mój błąd.
Wpadłem na kogoś. Był wyższy ode mnie ,ale nie aż tak bardzo bym się go bał. Czy mówiłem już ,że nie boję się niczego?
Poderwałem głowę i zamarłem.
-Kurwa żartujecie sobie? Żartujecie?-spytalem.
Przerębla stal Pieprzony Lord Garmadon.
Mój pieprzony ojciec.
-Lloyd?-spytał.
-Odwal się.-odparłem i poszedłem szybkim krokiem dalej.
Ale jak zwykle coś albo raczej ktoś musiał mnie powstrzymać.
-Zostaw mnie!-wydarłem się na całe gardło. Zachowałem się trochę jak pięciolatek ,ale teraz mnie to nie obchodziło.
-Lloyd.-ostrzegł mnie ten sam wkurzający głos.
Wu.

-O-D-W-A-L S-I-Ę.-przeliterowałem.
-Lloyd co ty tu robisz dzieciaku?-spytał mój ojciec. A od kiedy on jest miły?
Zaśmiałem się.
-Bo twoje przydupasy uwolnili mnie z więzienia i karzą szukać mi mo...Świrniętej laski. Czyli w skrócie mówiąc Avery.-omal nie powiedziałem czegoś czego nie powinienem. Zakazanego słowa.
-Ale to nie zmienia faktu dlaczego ty jesteś.-odparł Wu.
-Ty może zamknij swój ryj co?-spytalem. -O was mógłbym powiedzieć to samo.
-Jak ty się odzywasz do swojego mistrza?-spytał się starszy.
-Nie jesteś moim mistrzem. Przestałeś nim być gdy zamknąłeś mnie w tym pielrozmym więzieniu!-wykrzyczałem mu prosto w twarz. Zwykle bywałem opanowany i nie dawałem się poddać emocjom ,ale dzisiaj nie był mój dzień. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Raz byłem słodki,raz prosiłem o pomoc (a ja nigdy o nią nie proszę), a teraz jestem na granicy wybuchu.
-Uspokój się.-ostrzegł mój ojciec.
-Bo co?-wysychałem w jego stronę.
-Bo nie będzie miło.-ostrzegł.
-W dupie mam czy będzie miło czy nie.
Posłałem mu mordercze spojrzenie i z moich rąk wyleciała fioletowo czarna energia. Większość mocy była czarna. Zło mnie pochłaniało i mnie nieszczylo.
Nie wiem dlaczego nie zareagowali na mój wygląd ani na moją moc ,ale miałem to w dupie. Miałem tjj in w dupie jak wszystko inne.
-A teraz przepraszam bardzo ,ale muszę iść.-obróciłem się ,ale zobaczyłem kontem oka jak mój ojciec próbuje za mną iść. Rzuciłem kulą mocy tuż obok jego ucha i warknąłem.
-Idę. Sam.
Potem ukłoniłem się i dopowiedziałem.
-Dziękuję za uwagę. -kochałem wkładać w życie małe elementy aktorstwa. Światła,kurtyna i akcja. To było coś.

A może po prostu całe moje życie było jednym wielkim występem ,a ja aktorem który musi na nim grać?

WróciłaWhere stories live. Discover now