-Nya-
Wepchnęli nas do jakiegoś pomieszczenia. Zostałyśmy rozdzielone z chłopakami i teraz byłyśmy tylko my same i... jacyś mężczyźni....
Było ich trzech. Tyle ile było nas. Zaczęłam martwić się tym faktem ,a szczególnie ,że ck mężczyźni byli od nas przynajmniej kilkanaście czy kilka lat starsi. Cofnęłyśmy się do tyłu jednak ścianą umożliwiała nam już dalsze ruchy.Mężczyźni podchodzili do nas coraz bliżej ,a my z przerażenia nie mogłyśmy nic zrobić. Byłyśmy kompletnie bezbronne ,ale ja się tak nie dam.
-To co dziewczyny? Mówimy im?-spytała się Sky.
-Ale o czym?-jeden z strażników był teraz zakłopotany. Teraz była moja kolej. Skierowałam swój wzrok na mężczyznę po czym odpowiedziałam.
-O tym ,że nasi mężczyźni urządzą wam piekło gdy dowiedzą się co z nami tu robicie.-zaczęłam-Ale nie tylko oni. My nie jesteśmy małymi dziewczynkami. Jesteśmy wojowniczkami.-dokończyłam.-Jay-
-Musimy dowiedzieć się gdzie są dziewczyny!-postanowiłem. Nie mogę żyć z myślą ,że Nyi się coś stało.
-Wiemy o tym Jay! Nie tylko twoją dziewczynę zabrali. Zabrali mi siostrę oraz dziewczynę. -odpowiedział Kai.
Zane się nie odzywał. Najwidoczniej wyłączył sobie funkcję odczuwania emocji. Tego akurat mu zazdrościłem. Mógł być opanowany i spokojny w takich sytuacjach. Jednak Cole też był dosyć cichy. Zwykle walił pomysłami ,ale teraz tak ucichł. Martwi się o Victorię? Być może. Podobno się w niej zakochał lecz ona nie odwzajemniła jego uczuć. Żal mi go ,ale miłość przecież nie wybiera.
-Znajdziemy je.-Odparł Zane.
-Tak.-Przytaknąłem.-Nya-
Victoria była w kiepskim stanie. Po tym co nam zrobili.... Nie wiem. Dziewczyny były takie nieświadome tego co się dzieje. Dali nam jakieś tabletki... Szczerze powiedziawszy trochę się boję.
Nie wiem co zrobić. Siedziałam na ziemi w podartych ubraniach i wpatrywałam się w ścianę.
Jednak światełko w tunelu dały mi otwierane się drzwi. Podeszłam do nich po czym obezwładniłam mężczyznę. Podeszłam do dziewczyn ,które leżały półprzytomne pod ścianą.
- Wrócę po was,obiecuję. Muszę tylko znaleźć chłopaków.-szepnęłam do nich.Poszłam korytarzem w lewo. Usłyszałam kroki więc schowałam się za ścianą. Tajemnicza osoba zbliżała się coraz szybciej. Wyskok,atak,Obezwładnienie. Po chwili mężczyzna leżał już na ziemi. Zauważyłam ,że to jeden z mężczyzn ,który urządził nam to piekło. Wzięłam od niego klucze i rozkułam się z kajdan(nie wiem jak to zrobiłam bo to musiał być jakiś Cud).
-Ty.-wysyczałam-Mówiłam ,że się zemszczę.
Zaczęłam dusić go moją mocą? Nie wiem jak to nazwać ,ale w każdym razie mężczyzna się dusił.
-Nya!-obejrzałam się za siebie. To był Jay. To był Jay. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. On tu był. Podbiegł do mnie po czym mnie przytulił.
-Nya tam dobrze ,że cię znalazłem.
-Jak ty...?-spytałam ,ale nie dał mi dokończyć.
-Nya... Zostaw go.-dopiero teraz zorientowałam się ,że mężczyzna praktycznie mdleje.
Moc odpuściła ,a on w końcu mógł normalnie oddychać.Skuliśmy go kajdankami i przypięliśmy do jakiejś rury.
-Dziewczyny!-przypomniałam sobie ,że zostawiłam je w tamtym pomieszczeniu.
-Spokojnie Nya. Chłopacy już je wzięli.-odetchnęłam z ulgą. Choć nadal czułam efekty tabletki ,która mi wcześniej podana czułam się lepiej. Dziewczyny były już bezpieczne.
Ja byłam bezpieczna. Byłam z Jay'em. Byłam bezpieczna.-Cole-
Wziąłem Victorię na Ręce. Poszłam korytarzem. Kierowałem się w stronę chłopaków ,którzy wzięli już dziewczyny. Zostałem tylko ja i Vic. Udało nam się jakoś uciec z tamtej celi. Szczerze nie mam pojęcia jak stamtąd wyszliśmy ,ale wyszliśmy.
-C-cole?-poczułem jak nierówny i ciepły oddech dziewczyny ociepla mój policzek.
-Jesteś już bezpieczna Vic.-uspokoiłem ją.
-Jak ty mnie znalazłeś?-jej włosy opadały jej na czoło ,a pot mieszał się z krwią ,ale dla mnie nadal była przepiękna. Miała suche usta oraz śpiące oczy. Wydawała się teraz taka niewinna i bezbronna.
-Kocham cię...-wyszeptała. Nie wiem czy to było pod jakimś wpływem bo być może im coś dali czy mówi prawdę.
-Ja też cię kocham gwiazdeczko.-odpowiedziałem. Dziewczyna uniosła kącik ust ,a ja uśmiechnąłem się pod nosem. Potem
Dziewczyna zamknęła oczy ,a ja powiedziałem do siebie.
-Zabujałem się po uszy.-Lloyd-
-Co im zrobiliście?!-wykrzyknąłem w stronę kobiety. Wiedziałem ,że zrobili coś dziewczynom ,ale jeszcze nie wiedziałem co.
-Wiesz... Moi żołnierze mają swoje popędy. Pozwoliłam im je w takim razie na kimś wylądować. A wasze dziewczynki były idealnym wyborem.-powiedziała.
-Zabije was! Zabije was wszystkich!-krzyknąłem.
-Hahaha.-kobieta zaśmiała się.
Po jakimś czasie wyszła ,a jak można wiedzieć to była moja chwila.
W moich dłoniach pojawił się fioletowy ogień i udało mi się wyswobodzić z kajdan. Pobiegłem w stronę centrali.
W niej znajdowali się mężczyźni ,którzy zrobili to wszystko moim przyjaciółkom.
W sumie były dla mnie jak siostry ,a szczególnie Nya. To ona zawsze się mną troszczyła za młodu.Naplułem na już nieżyjącego mężczyznę. Dookoła mnie działo się istne piekło. Krew, ogień, martwi ludzie. Pamiętam jak kiedyś cieszyłem się z tego powodu. Szkoda ,że teraz tak tego nie odczuwam. Chociaż zemsta na ludziach ,którzy skrzywdzili mi bliskich.
-Lloyd?-Obróciłem się za siebie i zauważyłem twarze moich przyjaciół ,którzy wpatrywali się we mnie. Byli tam wszyscy oprócz Garmadona, Wu, Avery i Melody. Nie wiedziałem gdzie są ,ale raczej nie z nimi.
-Od jak długa tu jesteście?-spytałem.
-Wystarczająco.-odparł Kai. Zrzedła mi mina.
-Zaraz do was dołączę. Muszę posprzątać to bagno.-powiedziałem. Zawsze zostawiałem po sobie Swoje prace ,ale dziś tego nie chciałem. Nie wiem czemu.Jeszcze nawet nie zacząłem sprzątać gdy usłyszałem za sobą klaskanie. Obróciłem się zaciekawiony. Szła do mnie Elizabeth.
-Brawo. Brawo. Brawo. Normalnie nie wiem jak zdążyłeś uciec plus zrobić to. Podziwiam. Nadawałbyś się do mojej armii.-powiedziała kobieta.
-Gdzie jest Avery?-spytałem ,a moje oczy nabrały teraz kolor bardziej intensywnego fioletu.
-Kim ty tak właściwie jesteś? Wiem ,że jesteś synem Garmadona ,ale bez przesady. -powiedziała kobieta.
Gdy nie dostała odpowiedzi ponowiła pytanie.
-Kim ty jesteś?!-podeszła do mnie wkurzona.
-Jestem tobą. Jestem mną. Jestem kim kim chcesz bym był.-odpowiedziałem-Nie jestem złoczyńcą Ani bohaterem.Gdy chciałem iść jednak kobieta mi nie pozwoliła.
-Nigdzie nie pójdziesz.
-Bo?
-Bk mam je.-Do pomieszczenia weszli strażnicy razem z Melody j Avery.
W tym momencie już chyba nie miałem jak walczyć. Mieli Avery. Mieli Melody. Ja za to nie miałem nic.Rozdział ,który ma równo 1000 słów. Wow to chyba najdłuższy rozdział w tym miesiącu i jeszcze tyle ma perspektyw. Podobało się?
YOU ARE READING
Wróciła
Fanfiction-Kto w końcu raczył odwiedzić mnie w moich skromnych progach. -To nie czas na żarty.Potrzebujemy pomocy. -Ostatnio ciągle słyszę jak wam nie wychodzi.Co beze mnie i mistrza Wu trudno wam się ogarnąć prawda? Kontynuacja losów Avery i Lloyda oraz inny...