-Kai-
-Miałeś nie wychodzić!-Bylem wkurzony. Porwali Victorię ,a Lloyd jest w śpiewaczce ,a on sobie od tak wychodzi! -Cole przecież jesteś ranny.
-Tu chodzi o Vic,Kai. Dlatego ja muszę też tu być.-poinformował.
-Niech ci będzie. Widzicie to? -Pokazałem palcem na dół gdzie był taki jakby obóz. Do jakiegoś słupa była przywiązana nasza przyjaciółka.
Cole już chciał tam iść ,ale go powstrzymałem.
-Stój. Nie wiemy ile tam jest jej ludzi.-dotknąłem jego ramienia.
Chłopak westchnął cicho ,ale się odsunął.-Eeeee Ludzie? Mamy taki jakby mały problem.-zauważył Jay.
-Jay nie mamy teraz czasu na te twoje małe problemy.-odparłem poirytowany.
-Ale...
-Jay.-upomniał go Cole.
-Ale my naprawdę mamy problem!-powiedział na jednym wdechu.
-Co? Co znowu?-spytałem.
Zane spojrzał się za mnie po czym powiedział tym swoim nindroidowym głosem.
-Kai. Naprawdę mamy problem. Widzę mgłę ,która zmierza w naszym kierunku.-powiadomił.
-No to mamy kurczę kłopot.(Nie wierzę ,że to napisałam)Walczyliśmy razem z wrogami jednak mieli oni nad nami przewagę. Cole już zdążył oswobodzić Victorię z więzów ,a dziewczyna przez dobre kilka minut nie mogła uwierzyć ,że on żyje.
Byliśmy jednak otoczeni ,a dalsza walka była nieskuteczna. Musieliśmy teraz błagać o jakiś pieprzony cud z nieba.
Jednak każdy wie ,że on nie przyjdzie.
Przegraliśmy.-Lloyd-
Obudziłem się. Znajdowałem się w swoim pokoju. Poderwałem się z łóżka po czym się przebrałem. Dopiero po chwili zorientowałem się ,że znajduje się w pokoju sam. Wcześniej jednak podczas śpiączki czułem czyjąś obecność. Teraz nikogo nie było.
-Halo? Jest tu kto?!-krzyknąłem jednak nikt mi nie odpowiedział.
Czyli ninja poszli walczyć.
I chcąc nie chcąc to może być nasza ostatnia walka.Jechałem swoim motorem chyba jakieś 150 kilometrów na godzinę i powiem szczerze podobało mi się to. Jednak to oczywiście nie mogli trwać wieczność. Przyjechałem do centrum. Było tu pusto...
Wszędzie była jakaś dziwna czarna mgła. Czyżby historia z kilku lat się powtórzyła? Nie raczej nie..
Przecież to nie oni.
Cholera! Przecież matka Avery zrobiła ten pieprzony rytuał. No w sumie ja zrobiłem ,ale cholera. Poszedłem w kierunku jakiegoś randomowego budynku i do niego wszedłem. Musiałem mieć pewność ,że to co się stało nikomu nie zaszkodziło.
Jednak się myliłem.
Od razu gdy otworzyłem drzwi zaatakowali mnie ludzie. Jednak nie wyglądali na nich i w tej chwili raczej nimi nie byli. Mieli czarno żyły i oczy oraz chcec mordu w oczach. Trochę zabawne jest to ,że kiedyś też tak miałem. Jednak to był wynik mojego demona a nie jakiejś pieprzonej mgły.
Chciałem ich zaatakować swoją mocą Oni,ale...
Kurwa. Ona nie działa! Jak moc może nie działać?! Straciłem ją czgg ty co?
Dobra teraz nie mogę się rozpraszać. Muszę użyć swojej starej mocy.Zaatakowałem „ludzi" ,ale ich nie zabijałem. Walczyłem z nimi przez chwilę ,ale postanowiłem ,że to bez sensu. Muszę pomóc ninja.
Uderzyłem mocą w ścianę po czym Ta się zawaliła blokując drogę tym potworom.
Pobiegłem dalej i o dziwo całkiem szybko znalazłem moich sprzymierzeńców .
Byli tam ninja mój tata oraz Wu. Skrzywiłem się na myśl o tym ostatnim. Nadal nie wybaczę mu tego co mi zrobił. To on właśnie zmienił mnie w potwora. Nawet jeśli nie dosłownie.Potwory i żołnierze którzy ich otoczyli właśnie ruszyli na mnie. Jakoś nie za bardzo mnie To zdziwiło.
Rzucałem w nich swoją mocą dopóki na szczycie jakiegoś dziwnego wysokiego auta czy czegoś nie ujrzałem Elizabeth i Avery. Ta zobaczywszy mnie chciała się wyrwać ,ale jej matka za to przyłożyła jej nóż do gardła. Krew odeszła mi z twarzy.
Jednak nie mogłem długo się zastanawiać ponieważ już atakowali mnie kolejni wrogowie.
Jednak byli oni słabsi ode mnie więc udało mi się ich pokonać. Skierowałem się teraz w stronę Avery.-Avery-
Lloyd walczył tam na dole. Ja niestety próbująca się wyrwać jedynie sobie tym zaszkodziłam. Moja własna matka przyłożyła mi do gardła nóż.
-Siedź tutaj.-wysyczała.
Jednak gdy Lloyd pokonywał coraz więcej strażników Elizabeth ona się tym zaintrygowała.
-Tam na dole to twój chłopak?-spytała.
-Dokładnie to mój były bo nie wiem czy jesteśmy w końcu razem.-nie wiem czemu jej odpowiedziałam ,ale chyba w głębi duszy tego chciałam.
-Niezły. -powiedziała-Właśnie powalił kilku moich najlepszych żołnierzy.
Uśmiechnęłam się na tę myśl.
Nęka iem czemu ta dziwna mgła nie zaszkodziła mi ani innym ninja ,ale to chyba dlatego ,że byliśmy w takiej jakby bezpiecznej strefie.
Ale Lloyd? On w niej nie był ,a nadal tam był i nie został pochłonięty przez zło. Chociaż może dlatego ,że był Oni? Albo dlatego ,że już zło go doszczętnie pochłonęło? Moja matka zabrała mu tą moc ,ale w końcu jakim innym sposobem on nie jest zainfekowany?Uśmiechnęłam się na widok chłopaka ,który już wspinał się do mnie na górę pokonując kolejno wszystkich żołnierzy.
Chłopakowi po chwili w końcu udało się wejść na górę.-Cześć.
-Cześć.-uśmiechnęliśmy się do siebie jak gdyby nigdy nic. Chłopak w jednej chwili powalił moją matkę po czym zabrał mnie na dół. Gdy walczyliśmy on powiedział.
-Musz ech coś powiedzieć.
-Tak?-spytałam. Ciekawe co.
-Wiem ,że to nie dobry moment ,ale czy...-zaczął-Avery jesteś najpiękniejszą i najmądrzejszą kobietą jaką w żyjcie spotkałem. Kocham cię i...-Wyjdziesz za mnie wojowniczko?
Zaniemówiłam.
-Lloyd ja...-Może to nie był odpowiedni moment ,ale to było... Takie piękne. -Tak!-wykrzyczałam ,a on się uśmiechnął. Rzucił mi do ręki wisiorek ,a ja go złapałam.
-Niestety pierścionka nie mam ,ale to powinno wystarczyć.-uśmiechnął się po czym dalej walczył.
Nie mogłam uwierzyć.
Lloyd
Garmadon
Mi
Się
Oświadczył.Nie wiedziałam ,że zrobię taką końcówkę ,ale po prostu... No nie wiem. To było pod wpływem szybkiego działania. Ja nawet nie myślałam ja pisałam i takie coś wyszło.
Nie mogę nadal w to uwierzyć...
YOU ARE READING
Wróciła
Fanfiction-Kto w końcu raczył odwiedzić mnie w moich skromnych progach. -To nie czas na żarty.Potrzebujemy pomocy. -Ostatnio ciągle słyszę jak wam nie wychodzi.Co beze mnie i mistrza Wu trudno wam się ogarnąć prawda? Kontynuacja losów Avery i Lloyda oraz inny...