WTF?!

54 3 4
                                    

-Lloyd-

Z Avery moja relacja nie była dobra. W końcu nie widzieliśmy się od roku,a nasze pierwsze spotkanie wyglądało tak,że mnie torturowała, ale no cóż mogę rzec?
-Gdzie idziesz?-spytała się Melody gdy przypalała mnie na tym jak właśnie wychodziłem z naszego „domu". Nie byliśmy jeszcze w klasztorze , ale nawet gdybyśmy byli nie mogę już nazwać tego miejsca domem.
-Wychodzę. Nie pytaj gdzie.-powiedziałem u wyszłam.

Zmierzałem w stronę lasu. Tam czuję się jak w swoim żywiole. W końcu kiedyś moim żywiołem była energia ,która była zielona. To mówi samo za siebie. Teraz szczerze nie wiem czym jest moja moc. Mocą oni? No nie wiem...
Kiedyś nie bałem się tej mocy,ale teraz? Teraz ona mnie wręcz przeraża. Nie pokazuje tego ,ale boję się jej. Nie mówię ninja o mnóstwo sprawach i niech tak pozostanie. Skończyli by w grobach gdyby nie to.

Nagle usłyszałem za sobą jakiś szelest.
Obróciłem się ,ale nieczego jak narazie nie zauważyłem.
-Halo?-byłem sam w tym miejscu więc czemu słyszę jakieś dziwne odgłosy?
Nie nic kvra nie wiem czy jestem sam, ale raczej nikt mnie nie śledził?
Znowu usłyszałem szelest. Nie no dobra to już nie są zwierzęta.
Przede mną stała postać. Miała na sobie kaptur więc nęka odziałem jej twarzy.
-Kim ty jesteś?-spytałem. Miałem deja vu.
-Początkiem twojego końca.-potem nastała ciemność.

Powoli otworzyłem oczy. Ktoś mnie niósł przez las? Nie to nie był las. To było coś innego. Dookoła mnie widziałem dżunglę.
To ta tajemnicza osoba mnie niosła. Cud ,że mnie w ogóle uniosła czy uniósł.
-Kim jesteś?-ponowiłem wcześniejsze pytanie.
-Bosz jakbyś innego nie miał. Tylko"Kjm jesteś?".-okej to trochę dziwne.
-Więc? Odpowiesz mi?-pewnie zabawnie to wyglądało jak mnie tak niósł (uznajmy ,że to mężczyzna) ,a ja se z nim tak o gadam.
-Jestem jednym z tych, których bardzo dobrze znasz.
-Hmmm. O już wiem! Jesteś typ takim typem z więzienia! Tak to napewno ty.-Usmuechnalem się.
-Myślałem ,że jesteś mądrzejszy.-kątem oka zobaczyłem jak z pod jego peleryny wystają...
Rogi? Czy to były rogi?
-Jesteś Oni.
-Zgadłeś.

-Czegk ode mnie chcecie?-spytałem gdy tak szliśmy.(A raczej mnie niósł)
-Moja szefowa ciebie chce.-Hm Logan nie bo nie jest baba Demen też nie ,a Avery jest u nas więc kto?
Zaczynałem się coraz bardziej niepokoić.
-Aaa do czego jestem wam potrzebnyyyy?-specialnie przeciągnąłem istatnie słowo.
-Narazie nie mogę ci powiedzieć.
-To chociaż jak masz na imię???-spytalem. Wyglądali to trochę jak zabawa w policjantów i złodziei i ja byłem chyba policjantem...? Nie. To on był policjantem. To czemu ja zadaje pytania???
Co jest ze mną ostatnio nie tak?!
-Harau.-odpaowiedzial.
-Ooo to takie w sumie podobne do „Hau" lub „Har" jak robnn in pies!-okej teraz zachowywałem się jak dziecko. Czemu? Nie wiem. Może po prostu tylko przy tych dobrych zgrywałem takiego twardziela? Lub może przy nie oni?
Chociaż nie wiem czym wtedy ojciec się kwalifikuje. Dobra koniec tego myślenia.
-A gdzie mnie zabierasz?-Spytałem.
-Do bazy.-dużą dała mu ta odpowiedź. No przecież wiem ,że do bazy dupku!
Okej...
Czasem zachowuje się jak baba z okresem.

W końcu doszliśmy do wcześniej wspomnianego miejsca. To był wielki budynek z betonu i przypominał trochę świątynię?
Szczerze nie miałem ochoty się nad tym tak zastanawiać.

Harau zamknął mnie w celi(jak uroczo).
Usiadłem przy ścianie i zacząłem rozmyślać nad życiem.
Czemu ja zawsze wmuszę być porywany? Czemu choć raz nie może być porwany no dajmy na to taki Cole Czy Jay? I czemu tak o nich nie ma przepowiedni?
Ach tak. Dlatego ,ze jestem wnukiem pierwszego mistrza spinjitzu Śritsu i bla,bla,bla.
Zajefajnie.

Jednak moje rozmyślanie nad życiem niestety przerwał mi jeden z Oni którzy byli strażnikami i zaprowadzili mnie do jakiejś komnaty.
Była wielka oraz górował u niej fiolet. Lubię fiolet. Czy ja się stałem emo?

Oni przypiął mnie kajdanami z zemstonu(jakby to miało pomóc) do podłogi i chyba na kogoś czekaliśmy.
W tym czasie mogłem porozglądać się tu trochę bardziej. Na środku był wielki stary kamień na którym widniały jakieś symbole w starym języku. Nie dość tego była tam wielka klatka ,która była zrobiona z szyby? Szczerze sam nie mam pojęcia no ,ale to mniejsza.(Czuję się jakbym pisała wiadomość do kogoś lub nagrywała głosówkę)<od autorki>

W końcu do sali weszła pewna kobieta. Miała blond włosy oraz ubrana była bardzo elegancko(jestem dzisiaj wykończona więc się nie przyczepiać jak zdania są niepoprawnie złożone)<od autorki>

-Eeemmm dzień dobry?-tak jakby przywitałem się. Jeżeli to oczywiście można uznać za przywitanie.
Nie znam się na witaniu z starszymi ode mnie kobietami.
-Witaj synu Garmadona.-nie no ,a co znowu swoje. Jakbym imienia własnego jej miał.
-Mam własnego imię jakbyś chciała wiedzieć.-Z grubej rury ją.
-Okej czyli przechodzimy od razu na ty rozumiem.-kobieta coraz bardziej się d on mnie zbliżała. Była podejrzana i to mi się jej podobało.
-Czegk chcesz?-spytałem. Musiała mieć jakiś powód skoro mnie porwała.
-Słyszałeś o pewnej przepowiedni?-spytala się mnie kobieta.
-Ta no ta przepowiednia ,że niby ja coś tam zrobię bla,bla,bla. Słyszałem.-odparłem.
Kobieta uśmiechnęła sie co mnie lekko wywróciło z równowagi.
-Nie o tej przepowiedni mówię.-zaczęła kobieta.-Widzisz istnieje pewna przepowiednia gdzie ty. Syn Garmadona możesz wypuścić wielkie zło na świat.(jakbym już tego nie zrobił). Albo możesz się nim stać. Równie dobrze możesz je pokonać, ale to nie o to mi teraz chodzi.
-Więc chces żebym wypuścił jakieś cholerstwo na ten debilny i zepsuty świat by był jeszcze bardziej pojebany?-spytałem.
-Można tak to ująć.-kobieta znowu się uśmiechnęła. Wkurzało mnie to i to bardzo.
-W sumie...Nie.-jak ja kocham mówić to słowo. Czyż nie jest piękne? Nie,nie ,nie i nie.
Kocham to mówić.
Kobieta już się nie uśmiechała.
-Zrobsiz to tak czy siak.-już jej wydawała się taka milutka.
-Nibg czemu?-prychnalem. Jakiś babsztyl z ulicy nie będzie mi rozkazywał. Dosłownie to jest jakiś random ,który myśli ,że mu wszystko wolno.
-Bo moja córka mi ufa, a uwierz jak powiem jej coś co zniszczy twoją reputację będzie po tobie.-czekaj i kim ona mówi?
-Czekaj,czekaj. Czy ty mi mówisz o Avery?-spytalem. Miałem lekkiego laga mózgu.
-Tak. Dokładnie tak.-kobieta znowu się uśmiechnęła ,ale teraz wyglądali tak bardziej przerażająco niż wcześniej gdy tego nie robiła.
-WTF?!-Jednak to nie jest mały lag mózgu.
-A teraz odczytasz mi tą przepowiednie. Teraz.-strażnicy przynieśli jakiś zwój ,a kobieta podała go mnie.
Widniał na nim rysunek jakiejś czarnej mgły podobnej do tej ,która spustoszyła Ninjago gdy walczyliśmy z Oni.

Ten ,który pogrążył się w złu niech znowu powstanie. Gdy wypowie zaklęcie zło nadejdzie ,a on będzie wtedy królował obok niego. Każdy kto temu się sprzeciwi skończy marny los. Jednak gdy nadejdzie czas pokaże kto jest kim.

Tak brzmiała przepowiednia. Chociaż zauważyłem ,że nie ma tam jednego fragmentu. Jakby ktoś go urwał.
-Jak widzisz zmusisz wypowiedzieć zaklęcie oraz potrzebuje też do tego twojej krwi.-powiedziała.
-Nigdy!-Wykrzyczałem.
Pamiętam moje stare powiedzonko „Ninja nigdy się nie poddają" słowo klucz. NIGDY.
-W takim razie będziesz tu siedzieć do przybycia swoich przyjaciół.
-To nie są moi przyjaciele.-dostałem z liścia.
-Nie przerywaj mi gdy mówię. A wtedy ja ich zabije. Na twoich oczach.-dokończyła: nk fajnie fajnie każdy to mówi i co? Jajco.

Strażnicy wyprowadzili mnie z pomieszczenia ,a potem wrzucili do celi. I chyba po raz pierwszy od  dwóch lat poczułem się znowu jak ktoś bezbronny jak jakiś nieudacznik.

I jak tam po rozdziale?
Dałam trochę dłuższy bo   why not.
Kocham was Misiaki!

Tutaj możecie  dawać pomysły na kolejne rozdziały(może wtedy to napiszę bo zobaczę czy nie będzie jakiś nienormalnych rzeczy)  oczywiście dawajcie realne pomysły ,a nie takie typu „Lloyd niech umrze" czy coś w tym stylu.

WróciłaWhere stories live. Discover now