Rozdział 41.

296 4 3
                                    


Spojrzałam na Hanię, próbując ukryć ból, który rozchodził się po całym moim ciele. Każdy siniak na mojej skórze był jak świadectwo wczorajszej tortury, której koniec wydawał się nieosiągalny. Miałam wrażenie, jakby coś we mnie rozpadało się na kawałki, a każda próba złapania oddechu przywoływała nową falę bólu. Żołądek miałam ściśnięty, a każdy ruch sprawiał, że siniaki paliły, jakby ktoś dotykał ich rozżarzonym żelazem.

Hania wyjęła ze mnie rurkę od lewatywy. Przez chwilę poczułam ulgę, ale zaraz potem nadeszło inne uczucie – upokorzenie, które przeszyło mnie głębiej niż sam fizyczny ból. Nie pozwoliła mi jednak odpocząć. Spojrzała na mnie z chłodnym uśmiechem i rozkazała:

– Masz tu czekać.

Moje ciało drżało, ale tylko przytaknęłam, starając się nie pokazać, jak bardzo jest mi ciężko. Wiedziałam, że okazywanie słabości tylko spotęguje jej satysfakcję.

– Tak jest, Haniu... Będę czekać – wyszeptałam, choć mój głos ledwie pokonał drżenie. Słowa brzmiały obco, jakby wypowiadał je ktoś inny, ktoś, kto nie był tak złamany i wyczerpany jak ja.

Każda sekunda czekania była dla mnie jak nowa próba wytrzymałości. Czułam, jak mięśnie napinają się, a każdy siniak pulsuje bólem. W mojej głowie kłębiły się sprzeczne emocje – złość, upokorzenie, rezygnacja – wszystkie jednocześnie, ale nie miałam siły, by oddać się żadnej z nich.

Patrzyłam na Adama, który próbował wykonać kolejne pajacyki, a potem przysiady, z trudem kontrolując się przy każdym ruchu. Na jego twarzy malował się ból, a w oczach widziałam desperację i upokorzenie, które odzwierciedlały moje własne uczucia. Wiedziałam, że jest pełny lewatywy z mydła i środka przeczyszczającego; niemal fizycznie czułam jego dyskomfort, bo i mnie samej było coraz trudniej się kontrolować.

Zamknęłam oczy, błagając w myślach, żeby to się wreszcie skończyło. Każda sekunda była męką, a każdy jego ruch, każdy skurcz mięśni potęgował mój własny niepokój i desperację. Czułam, jak żołądek ściska się coraz bardziej, a utrzymanie kontroli nad własnym ciałem stawało się coraz trudniejsze.

„Proszę, niech to się skończy... niech to się skończy..." powtarzałam w myślach, czując, że dłużej nie dam rady. Byłam na granicy wytrzymałości, a widok Adama, walczącego z każdym kolejnym ruchem, tylko wzmacniał moje cierpienie.

Nagle Adam osunął się na kolana, a w jego oczach dostrzegłam coś, czego nigdy wcześniej tam nie widziałam – całkowite poddanie. Cała jego wola zdawała się rozpuszczać pod ciężarem tej chwili. Zamarłam, nie mogąc uwierzyć, kiedy jego słowa rozbrzmiały w ciszy jak echo.

– Jestem twoim uległym – wyszeptał, a jego głos drżał, lecz w brzmieniu tych słów nie było ani krzty wahania. Jego spojrzenie było skupione, pełne cierpienia i całkowitej rezygnacji.

Przeszył mnie dreszcz, kiedy usłyszałam jego deklarację, tę pieczęć, którą sam na siebie nałożył. W tych słowach zawierała się cała jego istota, zamknięta w bezgranicznym akcie oddania.

Czułam, jak dreszcz przebiega mi po skórze, słysząc jego deklarację, tę pieczęć, którą sam na siebie nałożył. Te słowa zdawały się zawierać wszystko, całą jego istotę.

– Moje ciało, umysł i każda myśl należą wyłącznie do ciebie – kontynuował, a jego głos, choć cichy, przenikał powietrze z niemal namacalną mocą. – Proszę, ukarz mnie, odejmij mi wszelką wolność, pozwól mi istnieć tylko dla twojego zadowolenia. Jestem na twojej całkowitej łasce, w pełni ci oddany.

Poczułam, jak emocje kotłują się we mnie, walcząc o dominację – szok, niedowierzanie, a także nieoczekiwany ciężar odpowiedzialności. To wyznanie, ta surowa deklaracja oddania, nie pozostawiały żadnej przestrzeni na wątpliwości. Czułam, że ta chwila odmieniła nie tylko jego, ale i mnie.

(Nie)UległaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz