Rozdział 34.

327 4 0
                                    

Patrząc na Adama, nie mogłam oderwać wzroku. Widziałam, jak jego ciało drży z bólu, jak powoli traci siły, a jego krzyki stają się coraz bardziej rozpaczliwe. Wiedziałam, co czuje, bo sama byłam w tym miejscu. Każdy moment tego torturował mnie od środka, bo doskonale rozumiałam, że nie ma ucieczki przed tym, co go czeka. Wiem, że każdy kolejny ruch tylko przynosi więcej cierpienia.

Adam szarpał się, desperacko próbując znaleźć choć odrobinę ulgi, ale na próżno. Każdy jego ruch sprawiał, że jego ból się pogłębia, a korek, który Kowalska poruszała z sadystyczną precyzją, zdawał się rozdzierać go na kawałki — nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Ból odbierał mu resztki sił, które trzymały go na granicy wytrzymałości.

Spojrzałam na panią Kowalską, która, widząc, że Adam ledwo już wytrzymuje, zatrzymała się na chwilę. Na jej twarzy malował się ten okrutny, sadystyczny uśmiech. Wiedziałam, że to nie koniec. Jej oczy zdradzały, że miała już nowy plan, jeszcze gorszy, który miał go ostatecznie złamać — fizycznie i psychicznie.

— Przygotujcie klatkę — rozkazała spokojnym, stanowczym tonem do Damiana i Pawła. — Ma stanąć obok łóżka Natalii. Adam spędzi tam resztę dnia i nocy. Korek ma zostać na swoim miejscu. Nie może go wyciągnąć ani poruszyć się nawet o milimetr.

Moje serce zadrżało, kiedy usłyszałam te słowa. Klatka była już gotowa, umieszczona w jednym z rogów mojego mieszkania. Była mała, ciasna, stworzona specjalnie po to, by dorosły człowiek nie mógł zaznać żadnego komfortu. Wiedziałam, że jej zimne, metalowe pręty pogłębią jego klaustrofobię i upokorzenie.

Adam, mimo swojego wyczerpania, usłyszawszy polecenia Kowalskiej, zaczął szarpać się bardziej desperacko, choć każdy jego ruch powodował narastający ból. Korek, który tkwił w jego ciele, sprawiał, że najmniejszy ruch powodował przeraźliwe cierpienie.

— Nie! Nie możecie! — krzyczał, ale jego głos stawał się coraz bardziej zdławiony. — Nie możecie mnie tak zostawić!

Ale jego protesty nic nie znaczyły. Damian i Paweł bez słowa podeszli do niego, ich silne ręce podniosły go z krzesła ginekologicznego i przeniosły do klatki. Adam próbował się szarpać, walczyć, ale jego ciało było zbyt wyczerpane, by stawiać większy opór. Czułam, jak wzbiera we mnie mieszanina współczucia i ulgi, że to nie ja jestem na jego miejscu... tym razem.

— Spokojnie, Adam — usłyszałam chłodny głos Pani Kowalskiej. Mężczyzna znów próbował walczyć, jakby jeszcze miał w sobie siłę. Ale ja już wiedziałam, że to bezcelowe. — To miejsce będzie twoim nowym domem. Będziesz miał dużo czasu, żeby przemyśleć, kim teraz jesteś.

Patrzyłam z przerażeniem, jak Damian i Paweł zepchnęli Adama do klatki. Jego ciało, zmuszone do przyjęcia ciasnej pozycji, nie mogło poruszać się swobodnie. Korek, który tkwił w jego wnętrzu, przesuwał się z każdym jego nieudanym ruchem, wywołując kolejne fale bólu. Widziałam to na jego twarzy – ten moment, kiedy zrozumiał, że jest całkowicie bezsilny. Zamontowali mu uchwyty na nadgarstkach i kostkach, unieruchamiając go w miejscu, sprawiając, że nie miał szans wyciągnąć korka ani ulżyć sobie w jakikolwiek sposób.

Adam leżał w klatce, a zimne pręty wbijały się w jego nagie ciało, tworząc kolejną warstwę cierpienia. Jego głos, stłumiony i pełen rozpaczy, ledwo do mnie docierał.

— Nie mogę tu zostać... — szeptał do siebie, jakby chciał przekonać samego siebie, że to tylko koszmar, z którego zaraz się obudzi. — Nie mogę...

Kowalska podeszła bliżej, patrząc na niego z góry, a jej oczy błyszczały triumfem. Z tym swoim lodowatym spokojem powiedziała:

— Oczywiście, że możesz, Adam. Będziesz tutaj, dopóki nie zrozumiesz, że twoja wola jest bez znaczenia. To my decydujemy o twoim losie.

(Nie)UległaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz