ROZDZIAŁ 41
Killian
Czułem się jak pieprzona małpa w zoo. Oczywiście, wiedziałem, na co się piszę, objeżdżając wszystkie nasze hotele, ale nie sądziłem, że pracownicy zrobią z tego aż taką sensację.
– To chyba nie są wszyscy – usłyszałem cichy szept Bree.
Staliśmy na niskiej scenie w przestronnej sali konferencyjnej jednego z naszych hoteli. Sala, zazwyczaj wykorzystywana do spotkań medialnych, tym razem służyła do krótkich zebrań z pracownikami.
Rozejrzałem się po zgromadzonym przed nami tłumie, mrużąc oczy. Z wyprzedzeniem zaplanowano, by tego dnia hotel działał na minimalnych obrotach, tak aby każdy pracownik mógł wziąć udział w piętnastominutowym spotkaniu. Chodziło o to, żebyśmy mieli okazję wszystkim się przedstawić, omówić plany na przyszłość i rozwiać ewentualne obawy o redukcję etatów. Ludzie zawsze bali się zwolnień, a atmosfera niepewności mogła zniszczyć morale. Dlatego zależało nam, żeby wszyscy się pojawili – tym bardziej, ze wybrano godziny poranne, gdy ruch w recepcji praktycznie nie istniał.
– Kogo brakuje? – zapytałem, zerkając na Bree.
– Nie widzę ani jednej pokojówki – odparła cicho, z uprzejmym, choć napiętym i z całą pewnością nieszczerym uśmiechem.
Skinąłem głową i wyprostowałem się.
– Czy wszyscy pracownicy hotelu są obecni? – zapytałem donośnym głosem, kierując to pytanie do kierownika, któremu osobiście przekazałem szczegółowe wytyczne dotyczące naszego przyjadą.
Gdybym miał sekretarkę, zapewne to właśnie jej zleciłbym to zadanie, ale cóż... Wciąż się za to nie zabrałem, choć na moim biurku w gabinecie piętrzą się CV.
– Tak, są wszyscy najważniejsi – odpowiedział niemal służelniczo.
Uniosłem brew, nie spuszczając z niego wzroku.
– Najważniejsi? – powtórzyłem chłodno. – To znaczy którzy? I kto uznał, że jedni pracownicy są ważniejsi od innych?
Mężczyzna wyraźnie się spiął, poprawiając bordowy krawat, choć ten leżał idealnie.
– No cóż... Panie Hayes – zaczął, rozglądając się nerwowo. – Chyba sprzątaczki czy złota rączka nie...
Nie dałem mu dokończyć.
– Nie... co? – Pochyliłem się nieco w jego stronę, nadal wyraźnie nad nim górując. Nie zmieniłem tonu. – Nie są istotni? To chciałeś powiedzieć, Marcusie?
Marcus przełknął ślinę, a na jego twarzy malowało się zażenowanie. Wyraźnie szukał słów, którymi mógłby się wybronić, ale zanim zdążył coś powiedzieć, odezwała się Bree.
– Każdy z nas, bez względu na stanowisko, przyczynia się do tego, jak funkcjonuje hotel. To dzięki pracy zespołowej nasi goście wracają, polecają nas innym i zostawiają pozytywne opinie – jej głos był spokojny, ale stanowczy. Zrobiła krok do przodu, kierując wzrok na zgromadzonych pracowników.
Na sali zapadła cisza, a Bree kontynuowała:
– Pokojówki, które dbają o czystość i komfort gości. Złota rączka naprawia drobiazgi, zanim ktoś zdąży je zauważyć. Recepcjoniści, witają gości z uśmiechem i rozwiązują ich bieżące problemy. Kelnerzy, kucharze, kierowcy, wy wszyscy tworzycie to miejsce. Bez was, bez waszego zaangażowania, ten hotel byłby tylko pustym budynkiem.

CZYTASZ
Addicted
RomanceWalter Hayes i Thomas Gray są przyjaciółmi od zawsze. Razem studiowali, byli swoimi drużbami na ślubie i wspólnie zarządzali firmą, która była ich marzeniem. Obiecali sobie jednak, że w dniu dwudziestych piątych urodzin swoich dzieci, przekażą pałec...