15 listopada 1998 roku

386 60 3
                                    

Rafał kulił się w skrzyni, nie mogąc wyprostować obolałych kończyn. Mdliło go od nieprzyjemnego zapachu i zaduchu. Tak bardzo pragnął odetchnąć świeżym powietrzem. Kiedy usłyszał kroki, niemal się ucieszył. Zniesie wszystko, wszystko, żeby tylko wypuścili go już z tego przeklętego pudła. Drgnął, kiedy czyjąś pięść kilkukrotnie uderzyła mocno o wieko skrzyni. Po chwili dobiegł go znienawidzony głos.

— Jesteś diabłem! Słyszysz? Szatanem w ludzkiej skórze! Grzeszny kundlu! Mów, gdzie schowałeś Dziennik Przewinień!

Siostra Seweryna zaczęła kopać bok skrzyni, a jej wrzaski jeżyły włosy na głowie chłopca. Krzyczała, dudniła w skrzynię i wzywała imiona świętych, żeby przegnali złego demona z ciała chłopaka.

Jesteś opętany! Jesteś złym, podłym klamcą!

Rafał próbował zatkać sobie uszy, żeby nie słyszeć słów Seweryny. Miał wrażenie, że zaraz oszaleje, że naprawdę coś go opęta i rozsadzi od środka. W końcu wieko się uchyliło, a on łapczywie wciągnął  świeże powietrze w płuca, nie dbając o to, co za chwilę się z nim stanie. Nie miał już sił walczyć. Poczuł mocne ciągnięcie za ucho. Syknął i podniósł się, pozwalając żeby siostra Seweryna wywlokła go za łokieć ze skrzyni. Padł bez sił na podłogę. Kobieta zanurzyła palce w jego włosach i pociągnęła mu głowę do góry, pochylając się nad nim niczym złowrogi cień.

— Przyznaj się, gdzie ukryłeś dziennik... — wysyczała mu do ucha.

— Spaliłem go — wykrztusił.

— Łżesz, mały kundlu... Dobrze wiem, że go nie spaliłeś... I będę cię przekonywać, dopóki mi nie pokażesz, gdzie to ukryłeś... Mamy dużo czasu. W końcu się przyznasz.

— Ja naprawdę nie...

Od kopniaka w brzuch zaparło mu dech. Łzy napłynęły mu do oczu, zacisnął zęby, żeby całkiem się nie rozkleić. Nie okaże słabości przed tą diablicą. Musi trzymać się planu, bez względu na wszystko. Nie może zaprzepaścić takiej szansy.

— Wstawaj... Idziemy po Filipka — pociągnęła go za kołnierz, a siostra Euzebia chwyciła go mocno za łokieć.

— Kiedy zobaczysz, jak ktoś inny cierpi za ciebie, zmiękniesz szybciej, niż ci się zdaje.

Rafał mimo zmęczenia wstał i zaczął powłóczyć nogami. Szli we trójkę ciemnym korytarzem, a ich kroki odbijały się echem od pustych, szarych ścian. Chłopiec spojrzał przez zakratowane okno na uśpione budynki za wysokim murem porośniętym bluszczem. Gdyby ludzie widzieli, co tutaj się dzieje, zareagowaliby? A może wszyscy wiedzą i to akceptują? Przecież sam proboszcz uwielbia dyrektorkę, a burmistrz miasta dał jej nawet jakiś order, który siostra Seweryna powiesiła z dumą w swoim gabinecie na honorowym miejscu. Wszyscy mieli ą za anioła w ludzkiej skórze.

— Myślisz że jesteś bohaterem? Że to ty masz rację i wiesz lepiej, jak mamy was, kundli, wychowywać? — syknęła dyrektorka i mocniej chwyciła go za łokieć. — Jesteście patologią, wrzodami na zdrowej tkance społeczeństwa. Nawet ty, mimo że pochodzisz z rodziny artystów. Jesteś sierotą, zbuntowanym szczenięciem, które straciło matkę i ojca z własnej winy!

Rafał skulił się w sobie. Czy ona miała rację? Czy to przez niego rodzice stracili życie?

— Trzeba was przypalić ogniem cierpienia, bólu, strachu, zmęczenia. Wtedy być może coś więcej niż plugawe ludzkie małpy z was wyrośnie...Kiedyś nam podziękujesz za wyświadczone dobro. Zobaczysz...

Rafał miał ochotę rzucić się na kobietę i zetrzeć jej z ust ten pogardliwy grymas. Chciałby zobaczyć w jej oczach strach, chciałby ukarać ją za wszystko, co zrobiła jemu i innym dzieciom. Nienawidził jej z całego swojego jedenastoletniego serca. Minął rok, odkąd po śmierci rodziców trafił do tego miejsca, które mógłby z powodzeniem nazywać piekłem na ziemi. Pewnego razu zwierzył się lekarzowi, który opatrywał mu ranę na głowie po uderzeniu przez siostrę wieszakiem. Mężczyzna nie dał mu wiary, a nawet skarcił go za opowiadanie takich krzywdzących bzdur na temat dobrych, kochanych sióstr, które przecież całe życie poświęcają dla dobra biednych sierot. Niewdzięcznych i zepsutych sierot. I w dodatku nie otrzymując nic w zamian za swą wspaniałomyślność.

Wówczas to Rafał w głowie zaczął opracowywać plan wydostania się z tego piekła. Wiedział, że musi mieć jakiegoś haka na Sewerynę, bo inaczej nikt mu nie uwierzy. Musiał być ostrożny. Tamten lekarz później wszystko przekazał siostrze, a ona w ramach zemsty wysłała Rafała do skrzyni na całe dwa dni. Siedział tam bez jedzenia i picia. I obmyślał skrupulatnie plan. Liczył się z tym, że trzeba będzie coś poświęcić. Sam gotów był wiele wycierpieć. Nie umiał jednak patrzeć na cierpienie innych, co było jedyną rysą na jego idealnym planie. Wytrzymałby wszystko... Ale czy zdoła patrzeć na cierpienie niewinnego pięciolatka? Gorączkowo szukał w głowie jakiegoś wyjścia. Przed drzwiami sypialni młodszych chłopców postanowił, że trzeba będzie improwizować.

Weszli do cichej sypialni, gdzie w zaduchu unosił się zapach moczu. Kilku chłopcom zdarzało się w nocy popuszczać, co za każdym razem kończyło się bolesną i upokarzającą karą. Chłopiec, który zasikał łóżko musiał porządnie wyprać prześcieradło oraz pościel, a później cały dzień w pralni wachlować materiałem, żeby wyschło. Od tej czynności dzieciom drętwiały ręce, paliły z bólu i robiło im się ciemno przed oczami.

Siostra Serwryna brutalnie wytargała z łóżka Filipa, który z początku nawet nie wiedział, co się dzieje. Przecierał jedną rączką zaspane oczka, próbując dostrzec cokolwiek w półmroku.

— Idziemy — zakomenderowała siostra Seweryna, po czym wraz z siostrą Euzebią wyprowadziła chłopców z sypialni.

Skierowali się do pokoju kar. Rafał ze stresu przygryzał wargi, czując w ustach metaliczny posmak krwi. Zerkał co chwilę na niską postać pięciolatka, jego płowe, rozczochrane włosy, buzię rumianą jeszcze od niedawnego snu.

— Będziesz ty gadał, uparty ośle. Będziesz gadał, jak na spowiedzi... — syczała gniewnie dyrektorka i popchnęła potykającego się o własne bose nogi Filipa. Chłopiec zaczął pociągać nosem, już wiedział, co się szykuje tego ranka. Spojrzał przez ramię na idącego tuż za nim Rafała.

Sarzyński w jego oczach dostrzegł przerażenie i rozpacz. Odwrócił wzrok i bezwiednie ugryzł wnętrze policzka, a jego usta zalała gorąca, słonawa krew. Za oknem, pomiędzy kratami niebo zaczynało nabierać szarej barwy nadchodzącego świtu. Jednak w duszy Rafała panowała wieczna noc, którą oświetlało jedynie wątłe światło niewielkiej nadziei. Czasem chmury ją przysłaniały, a ona gasła, nikła, pogrążając wszystkie jego myśli w nieprzebranych ciemnościach.

Chiaroscuro  - Age gap 🚩Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz