"Pragnął jej jak krystalicznej wody po niekończących się latach posuchy, lecz wiedział, że jeśli upije choć łyk, skazi ją własną trucizną."
Rafał wychodzi przed samochód i odbiera ode mnie torbę, którą następnie wrzuca na tylne siedzenie. Sięgam po klamkę, ale on kładzie rękę na drzwiach i przez chwilę tylko na mnie patrzy. Wyczuwam, że jest zły. Jak zwykle. Sarzyński w swoim typowym nastroju.
— Mam wsiadać czy będziemy tak stać? — pytam, nie patrząc mu w oczy.
Otwiera mi drzwi bez słowa, a kiedy jestem już w środku, zamyka je z trzaskiem. Czuję się jakbym coś przeskrobała, ale przecież nic złego nie zrobiłam, więc w duchu przybieram bojową postawę, w razie gdybym musiała się za chwilę bronić. Ale Rafał nie atakuje. Uruchamia silnik i po chwili jesteśmy już w drodze do Kazimierza.
— Mam dzisiaj sporo spraw do załatwienia, więc wysadzę cię tylko przed domem — odzywa się. — Wrócę późno.
— Okej — odpowiadam, zastanawiając się jak bardzo podróż do Lublina popsuła mu plan dnia. — Nie musiałeś przyjeżdżać. Mogłam wrócić z powrotem tak samo autobusem.
Sarzyński lekko prycha pod nosem, ale nie komentuje. Zamiast tego pyta:
— Po co byłaś w mieszkaniu?
— Po ciuchy na zmianę. I chciałam się trochę wyrwać...
— Chciałaś przede mną uciec?
— Nie o to chodzi. Po prostu... Potrzebuje trochę przestrzeni. Żeby pomyśleć, zastanowić się...
— Nad czym?
— Nad życiem.
— Mhm... W porządku. Tylko następnym razem uprzedź mnie z łaski swojej, że gdzieś jedziesz. Miałaś to robić. Nie dotrzymałaś słowa — rzuca mi spojrzenie z ukosa, w którym wyczuwam lekki wyrzut.
— Nic ci nie obiecywałam.
— Jasne. Czyli wracamy do punktu wyjścia... — wzdycha. — Słuchaj... Dopóki u mnie mieszkasz, w dobrym tonie byłoby przynajmniej mnie poinformować, że gdzieś wyjeżdżasz, idziesz na pięciogodzinny spacer czy cholera wie co jeszcze przyjdzie ci do główki. Więc ostatni raz proszę cię, żebyś nie traktowała mnie z takim lekceważeniem, tylko normalnie dawała znać o swoich planach — kończy lekko podniesionym głosem. Ręce zaciska mocniej na kierownicy, a jego klatka piersiowa unosi się nieco szybciej.
— Dobrze... Po prostu po wczorajszej kłótni...
— Nie było żadnej kłótni — przerywa mi.
— No to po wczorajszej rozmowie nie chciałam ci zawracać głowy. Nie chcę być dla ciebie ciężarem.
— Przestań — żaha się i rzuca mi poirytowane spojrzenie. — Nie rób tego więcej, dobrze? Nie uciekaj tak bez słowa.
— Mogę robić co chcę, nie będziesz mi rozkazywał. Nie jesteś moim ojcem!
— Nie jestem! — rąbie otwartą dłonią w kierownicę. — Ale mam cię pilnować tak, jakbym nim był.
— Chyba źle pojmujesz poczucie obowiązku.
— Mylisz się.
— Może to ty się mylisz?
— Nie zapominaj się... Jestem prawie dwa razy starszy od ciebie. Myślisz że jestem takim idiotą, który nie wie, co powinien, a czego nie? Myślisz, że robiłbym to wszystko bez powodów?
— A jakie są te powody?
— Nie musisz ich znać.
Prycham pod nosem i kręcę głową. No tak. Najlepiej wszystko w sobie tłumić i nie rozmawiać otwarcie. Ja na przekór postanawiam grać w otwarte karty.

CZYTASZ
Chiaroscuro - Age gap 🚩
RomanceOboje noszą w sercu ostatnią prośbę ważnej dla nich osoby. On ma być dla niej jak ojciec, opiekun i nauczyciel. Ona ma wyciągnąć go z mroku, w którym tkwi od lat. Żadne z nich nie spodziewa się, jak łatwo granice wyznaczone przez powinność mogą zat...