Dni, tygodnie i miesiące mijały, a Rafał cały czas musiał mieć się na baczności. Widział, że dyrektorka z innymi siostrami mają go na oku, więc się pilnował. Był jednak świadom tego, że jeśli chce przetrwać, powinien być sprytniejszy niż wszyscy inni.
Nie miał żadnego sprzymierzeńca. Był sam. Mało tego. Przez dodatkowe kary, które ściągnął na wszystkich, koledzy szybko go znienawidzili. Czuł na sobie ich pełne wyrzutów spojrzenia, ale zrywali kontakt wzrokowy kiedy tylko dostrzegli, że na nich patrzy. Bali się go, po części skrycie podziwiali, ale przede wszystkim szczerze nienawidzili za to, że przez niego mieli jeszcze bardziej przewalone. Nawet Filipek odwracał wzrok, chociaż Rafał nie raz przyszedł mu z pomocą lub oddawał porcję swojego jedzenia, bo czasem, kiedy posiłek był lepszy niż zwykle, starsi zabierali młodszym ich przydział.
Noce nie były azylem, w którym można byłoby odetchnąć od grozy sióstr i ich nieustannych kar.
Kiedy zapadał zmrok i gaszono wszystkie światła, starsi chłopcy dobierali się do tych najmłodszych. Rafał nie mógł na to patrzeć, nie mógł tego słuchać, próbował kilka razy zareagować, ale nie miał szans w starciu kilku na jednego. Jedyne co osiągnął, to odwrócenie ich uwagi. Kilka razy skopali go tak, że następnego dnia miał trudności z wstaniem z łóżka, bolały go nerki i sikał krwią, ale na szczęście jego samego nie dotykali. Spróbowali tylko raz, ale Rafał miał przy sobie ukryty ostry, plastikowy szpikulec, który po kryjomu wyrzeźbił o betonową ścianę z trzonka łyżki. Wbił go starszemu o kilka lat napastnikowi w pachwinę. Nastolatek piszczał i płakał, patrząc jak jego krew zalewa pościel. Szpikulec ominął tętnicę, więc chłopak przeżył, ale pozycja Rafała została nienaruszona i umocniona. Nikt już nigdy nie odważył się go tknąć.
Niestety Rafał nie był w stanie pomóc maluchom. Zgłaszał to wszystko siostrom, ale one tylko szydziły z niego, twierdząc że chce odciągnąć uwagę od własnych przewinień. Kiedy napomknął o tym, co się dzieje nocami kuratorowi, ten nie powiedział nic. Nie zareagował w żaden sposób, wzruszył tylko ramionami ze skonsternowaną miną.
To wszystko podcinało skrzydła jego nadziei na to, że ma na cokolwiek wpływ. Czuł się bezsilny. Miał dopiero co, w listopadzie ubiegłego roku, skończone dwanaście lat. Co on mógł? Jedynie ukryty pod podłogą w świetlicy Dziennik Przewinień był ostatnią tratwą dla jego tonącej tęsknoty za wolnością i normalnością. Walcząc ze złem, sam ubrudził sobie ręce w mroku. Czasem, kiedy patrzył na nie w nocy, wydawały mu się pokryte czarną farbą, jakby należące do diabła. Zaczynał gardzić samym sobą. Przestawał już czuć się tym, kim był zanim trafił do tego miejsca.
Wspomnienia o cieple domu rodzinnego zacierały się smugami, jak kredowe rysunki na asfalcie zmywane kroplami letniego deszczu. Już prawie nie pamiętał twarzy rodziców. W jego pamięci utkwił obraz czarnych włosów matki, kiedy czesał je palcami i tulił się do nich w burzowe noce. Ojciec dobrze go traktował, ale nie poświęcał mu wiele uwagi. Był pochłonięty swoim światem w pracowni. Rzeźbił i malował. Cały czas. Rafał przychodził czasem i przyglądał się jego ruchom, wdychał zapach mocnej kawy, którą ojciec pił od rana do wieczora. Czasem ojciec zanurzał szorstkie palce w czuprynie syna i mierzwił je z nieobecnym uśmiechem, żeby po chwili zaraz wrócić do pracy. Mama też poświęcała się sztuce. Malowała pejzaże i portrety. Rafał godzinami wpatrywał się, jak nakłada farby warstwami na płótno. Zapamiętywał wszystko... Najbardziej lubił to, jak farby mieszały się na palecie w różne odcienie, tworząc nieoczywisty efekt, który razem z mamą podziwiali. Dla Rafała było to jak magia.
Chciał wrócić do tamtych czasów, ale wiedział, że to niemożliwe. Rodzice odeszli, a on został sam. Pragnął jednak kiedyś sprawić, żeby jego życie wyglądało podobnie jak w pierwszej dekadzie.
Ukryty pod podłogą dziennik mógł go do tego przybliżyć. Stał się dla niego czymś niemal świętym, metafizycznym portalem prowadzącym do lepszego świata. Bał się tylko jednego. Że pod podłogą było wilgotno i drogocenny, znienawidzony dziennik zgnił i rozpadł się. Rafał śnił o nim. Nie przestawał o nim myśleć dniami i nocami. Czuł nieustanny strach o to, w jakim dziennik jest stanie.
Pewnej nocy postanowił sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku. Wymknął się z sypialni i ruszył do świetlicy. Szedł cicho, w rękawie skrywając swoją plastikową broń. Tak bardzo chciał odnowić wiarę w to, że ten koszmar kiedyś się skończy, a siostry poniosą należną im karę. Tylko sprawdzić. Tylko się upewnić, że on tam jest i czeka na odpowiedni moment.
Rozejrzał się wokoło i kiedy był pewien, że nikogo nie ma w pobliżu, zaczął siłować się z deską w podłodze. Po kilku minutach, pomagając sobie szpikulcem, w końcu podniósł wieko i zobaczył obiekt swoich marzeń. Był tam. Bezpieczny. Cały. Foliówka, w którą szczelnie owinął dziennik zdała egzamin. Kartki tylko po brzegach chwycił grzyb. Ale to nic. Pismo dyrektorki wciąż było czytelne.
Nagle usłyszał za sobą szuranie. Odwrócił się, chowając za plecami dziennik. Zaklął w duchu. To był jeden z nich. Chłopak z paczki, która wykorzystywała maluchy, piętnastoletni Igor. Rafał skrzywił się i warknął:
— Zjeżdżaj stąd.
— Widziałem, co tam chowasz. Przez ciebie wszyscy mamy tak przejebane — syknął chłopak, podchodząc bliżej.
— Spierdalaj stąd i nikomu ani słowa, co widziałeś — odparował agresywnym tonem Rafał.
— Ni chuja. Oddam im ten pierdolony dziennik, a ty wreszcie dostaniesz za swoje. I skończą się dodatkowe kary — zaśmiał się z błyskiem zwycięstwa w oku.
— Naprawdę jesteś takim debilem? — Nie dowierzał Rafał.
Igor nagle rzucił się do przodu i próbował odebrać Rafałowi dziennik. Zwarli się w uścisku, walcząc z całych sił. Igor był starszy i silniejszy. Podciął Rafałowi nogę, a ten runął w dół, pociągając piętnastolatka za sobą. Ten przetoczył się po podłodze i zaatakował Rafała zza pleców, owijając ramię wokół jego szyi, przez co zaczynał się dusić.
Przy upadku szpikulec wyleciał mu z ręki i po omacku próbował go odszukać. Jego palce napotykały tylko pustą podłogę. W oczach robiło mu się już ciemno, kiedy w końcu chwycił plastik i na oślep zamachnął się w stronę głowy napastnika. Igor puścił go natychmiast, rzężac i wyjąć z bólu. Rafał, dysząc i kaszląc leżał na chłodnej posadzce i obserwował, jak Igor trzyma się za oko, a raczej krwawiący oczodół, bo gałki ocznej już w nim nie było.— Ja pierdolę, wykułeś mi oko... Nie mam jebanego oka... — jęczał, a krew spływała mu po policzku i szyi.
— Wydłubię ci palcem drugie, jak cokolwiek piśniesz pingwinom — wydyszał Rafał i podniósł się z podłogi, po czym chwycił dziennik razem z foliową torebką i zostawił zakrwawionego Igora w świetlicy.
Tej nocy musiał znaleźć inną kryjówkę. Przeklinał siebie w duchu za ten idiotyczny pomysł i wcale nie było mu żal Igora za to, co mu się stało. Mógł nie wtykać jebanego nosa w nie swoje sprawy. Mógł go nie atakować. Dostał za swoje.
Najważniejsze, że dziennik nadal był w jego rękach. Musiał go teraz dobrze ukryć i więcej nie ryzykować.

CZYTASZ
Chiaroscuro - Age gap 🚩
RomanceOboje noszą w sercu ostatnią prośbę ważnej dla nich osoby. On ma być dla niej jak ojciec, opiekun i nauczyciel. Ona ma wyciągnąć go z mroku, w którym tkwi od lat. Żadne z nich nie spodziewa się, jak łatwo granice wyznaczone przez powinność mogą zat...