Rozdział 12

482 70 55
                                    

"Patrzy na nią, a jego wzrok zdaje się dotykać, jakby był dłonią zrobioną z rozżarzonego żelaza – niewidzialny, lecz palący, zostawiający na jej skórze gorejące ślady niczym wypalone znamiona własności."

Wstaję dużo wcześniej, niż przed ósmą, bo przez noc przemyślałam wiele spraw i uznałam, że czas zakopać topór wojenny. Mam zamiar zrobić śniadanie. Jak do tej pory to Rafał przygotowywał albo kupował posiłki, które zawsze jadłam sama. On co najwyżej mi towarzyszył. Nigdy jednak nie jedliśmy wspólnie przy stole. Chcę to zmienić, więc tego ranka przychodzę do kuchni tuż po siódmej, zakasam rękawy za dużego, ciemnoturkusowego swetra w norweskie wzorki i biorę się do roboty. Wyciągam z lodówki składniki na jajecznicę, plastry boczku, paprykę... Dawno nie gotowałam i cieszę się, że mogę do tego wrócić. Zawsze chętnie pomagałam babci w kuchni. Najlepiej mi wychodziły ciasta oraz zupy, ale tak naprawdę wszystko potrafię przyrządzić i nieskromnie uważam, że wychodzi mi to naprawdę dobrze. Po jakimś czasie w kuchni unosi się kuszący zapach. Mam ochotę zacząć jeść sama, ale czekam na Rafała, mając nadzieję że pojawi się przed ósmą. I rzeczywiście, Sarzyński, jak zwykle w tym swoim czarnym golfie staje w drzwiach kuchni z komicznie skonsternowaną miną. Robi krok, jakby podłoga była polem minowym i rzuca krótkie spojrzenie na zastawiony stół.

— Zrobiłaś śniadanie... — zauważa, a ja z uśmiechem wzruszam ramionami. Jego spiętą postawę ciała i brak radości na twarzy zrzucam na karb zaskoczenia i może niewyspania. Zresztą to Sarzyński. On zawsze chodzi naburmuszony. Nie przejmując się jego powściągliwym zachowaniem wyjmuję kubki z szafki.

— Co wolisz? Kawę czy herbatę?

— Rano pijam tylko kawę.

Stawia kubek pod dyszą i robi sobie dużą czarną kawę. Taka chyba nazywa się americano. Muszę się douczyć, jeśli mam pracować w palarni.

— Nie jesz śniadań? — pytam zawiedziona, patrząc z żalem na zastawiony kolorowym jedzeniem stół. A tak się starałam...

— Kawa jest moim śniadaniem. Ale ty się nie krępuj. Smacznego.

— Dzięki — burczę trochę urażona i siadam przy stole. — Ale może chociaż usiądziesz ze mną? Naprawdę się starałam, chciałam żebyśmy razem zjedli...

— Dlaczego?

— No... Przemyślałam sobie w nocy to, co zrobiłam wczoraj i chciałam przeprosić... Powinnam była wrócić się po telefon. Mogłam się domyślić, że będziesz się martwił jak zniknę na tyle godzin. Przepraszam, że mnie musiałeś szukać... Teraz mi głupio... Miałeś prawo się wściec — wzdycham i patrzę na niego ze skruchą.

— Dobrze już — unosi rękę i pociera palcem brwi. — Zapomnijmy o tym. Po prostu następnym razem bierz ze sobą telefon.

— To jak? Może jednak zrobisz wyjątek i zjesz ze mną? Byłoby mi bardzo miło, narobiłam tego jak dla połowy pułku.

Rafał przełyka ślinę i spogląda na moją pełna nadziei twarz. Przygryza lekko wargę i waha się przez chwilę z dziwnym wyrazem twarzy. Nie wiem, co się dzieje w jego głowie, że aż takie emocje przeżywa, ale w końcu siada przy stole i bierze głęboki oddech. Siadam naprzeciwko niego i nakładam mu oraz sobie wszystkiego po trochu. Rafał nie patrzy na jedzenie, tylko gdzieś ponad moim ramieniem. 

— To smacznego — rzucam, taktownie nie komentując jego zachowania i zaczynam jeść.

Kątem oka widzę, że Rafał bierze do ręki widelec i nabiera trochę jedzenia, ale ostatecznie nie wkłada go do ust. Jest nienaturalne blady, szczęki ma zaciśnięte i oddycha mocno przez nos.

— Wszystko w porządku? — pytam, odkładając sztućce.

Rafał kręci głową i przymyka oczy. Następnie wmusza w siebie kilka kęsów po czym przyciska ściśnięta w pięść dłoń do ust. Cały się trzęsie, jakby był chory. Z trudem przełyka jedzenie.

Chiaroscuro  - Age gap 🚩Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz