„Na zewnątrz świat tonął w bieli, śnieg rozświetlał wszystko chłodnym blaskiem, lecz w domu panował cichy mrok. Paradoksalnie, to tam, w tej ciemności, kryło się ciepło, podczas gdy jasność na zewnątrz niosła tylko przenikliwe zimno samotności wśród tłumu.”Sarzyński poszedł do tej swojej palarni mówiąc, że będzie tam do samego wieczora, a mnie samej kazał odpocząć. Zaoferowałam swoją pomoc ale powiedział, że woli dzisiaj pracować sam. Nie upierałam się, bo plecy bolą mnie po tej pierwszej lekcji i chyba przejadłam się tymi goframi, więc uznałam, że drzemka rzeczywiście dobrze mi zrobi. Piszę maila do Remigiusza z informacją, że muszę zrezygnować z pracy. Nie tłumaczę się z powodów takiej decyzji, ale w żołądku skręcają mnie wyrzuty sumienia. Tłumię je myślami o tym, że to najrozsądniejsza decyzja. Nie byłam z nimi związana formalnie. W każdej chwili mogę odejść, nie jestem przecież ich niewolnikiem. Mimo wszystko na sercu ciąży mi ta decyzja. Uciekam w sen.
Budzę się po jakimś czasie na moim materacu w salonie. Rafał mówił, że trzeba będzie coś zrobić z tym pokojem, ale prawdę mówiąc chyba wolałabym tam nie wracać. Tamten pokoik jest zbyt klaustrofobiczny jak dla mnie. Paradoksalnie dzięki tej chorobie, a tym samym wielu dniach leżenia i spania, moja noga całkiem wydobrzała. Jedyny plus tej okropnej anginy.
Snuję się po salonie, przeglądając stojące na półkach książki. Za oknem prószy śnieg, w końcu grudzień zaczął się już na dobre. Z kominów ceglanego budynku unosi się biały dym, kłębiąc ponad dachem jak puszysta bita śmietana. Jest dopiero piętnasta, a słońce już wisi nisko nad horyzontem i wkrótce zapadnie zmierzch. Czuję nagłą chęć wyjścia na zewnątrz i nasycenia zmysłów tym pięknem natury. Chyba warto by było gdzieś się przejść. Kazimierz Dolny to urokliwe miasteczko, a w tej zimowej scenerii musi się prezentować jeszcze piękniej. Postanawiam włożyć wszystkie ciepłe ciuchy jakie mam i udać się na rynek. Zostawiam na lodówce karteczkę z napisem, że wychodzę na spacer i opuszczam dom.
Wdycham mroźny, lekko gorzki od dymu zapach zimowego powietrza. Uśmiecham się pod szalikiem. Tego mi było trzeba. Mam już dosyć tego siedzenia w miejscu, w tej dusznej atmosferze obecności Sarzyńskiego. Zaczynam czuć się przez niego w jakiś sposób osaczona. Owszem, to jak opiekował się mną podczas choroby i jego troska sprawiają, że nie patrzę już na niego z takim lękiem, ale z drugiej strony zaczął on za bardzo panoszyć się w moim życiu. Podejmuje za mnie moje decyzje! A to w związku z samochodem, a to w sprawie pracy czy kursu. Trochę mnie to irytuje, a jednocześnie w głębi serca wiem, że wszystko co on forsuje, jest dla mnie korzystne. Tak czy inaczej muszę przemyśleć to z dala od niego. W jego towarzystwie czuję się przytłoczona i czasem brakuje mi języka w gębie, jak by to powiedziała babcia Zosia.
Była wspaniałą osobą, bardzo nietuzinkową, o artystycznej, wyczulonej na piękno duszy. Ta kobieta miała w sobie coś wyjątkowego. Całe życie była malarką, uczyła też plastyki w szkole średniej. A później musiała porzucić tamto kolorowe życie i na starość zająć się małą wnuczką. Z dzieciństwa pamiętam, że wiele godzin spędzała na malowaniu obrazów, a potem sprzedawała je gdzieś na targu czy przy innych okazjach.
Dziadek z kolei był motorniczym trolejbusów. W przeciwieństwie do żony daleko mu było do sztuki, do świata piękna i barw. Jego życie było szare jak ulice, po których jeździł całymi dniami wożąc ludzi. Umarł tak jak żył, za kierownicą trolejbusa. Nigdy nie miałam z nim bliskiej relacji. Właściwie to nawet trochę się go bałam i przez to podświadomie bałam się też innych mężczyzn, zwłaszcza takich w jego wieku.
Śnieg skrzypi mi przyjemnie pod butami. Wkładam ręce do kieszeni i zdaję sobie sprawę, że nie wzięłam telefonu, ale nie ma sensu już wracać. Wiem, gdzie jest rynek. To nie tak daleko stąd, może półtora kilometra. Latarnie przy chodniku, którym idę, w większości są już przystrojone niebieskimi lampeczkami. Śnieg skrzy się jak brokat odbitym światłem. Zachwycam się każdym detalem. Babci też by się tu podobało. Czasem przyjeżdżałyśmy do Kazimierza, żeby podczas jakiegoś wydarzenia kulturalnego, których w tym miasteczku odbywało się całkiem sporo, mogła sprzedawać swoje obrazy.

CZYTASZ
Chiaroscuro - Age gap 🚩
RomanceOboje noszą w sercu ostatnią prośbę ważnej dla nich osoby. On ma być dla niej jak ojciec, opiekun i nauczyciel. Ona ma wyciągnąć go z mroku, w którym tkwi od lat. Żadne z nich nie spodziewa się, jak łatwo granice wyznaczone przez powinność mogą zat...