Rozdział 37

387 54 17
                                    

„Największe poświęcenie to oddanie samego siebie w imię miłości – nie dlatego, że ktoś tego żąda, ale dlatego, że serce nie potrafi inaczej. To rezygnacja z własnego światła, by ktoś inny mógł widzieć jaśniej, odrzucenie własnego bezpieczeństwa, by ktoś inny mógł być chroniony. To akt, w którym egoizm umiera, a miłość staje się jedynym prawem.”

Jazda w stronę domu Adama uspokajała Rafała. Wyciszała rozbiegane myśli. Musiał wyjechać. Nie mógł znieść tego napięcia. Tak bardzo jej pragnął... Czuł, że oszaleje, jeśli nadal będzie musiał się trzymać od niej z daleka. Na pewno będzie żałowała tego, co stało się w nocy. Tego był pewien, więc nawet nie liczył na szczęśliwy finał. Musiał się pogodzić z odrzuceniem, ale nie potrafił tego zrobić po takiej nocy. Nie, kiedy wciąż czuł smak jej ust na swoich wargach.

Droga wiodła przez senne, zimowe pejzaże, a on czuł, jak napięcie powoli opuszcza jego ciało. Zawsze lubił tu przyjeżdżać. Adam był trochę jak brat – jedyny człowiek, który znał go od dziecka i wiedział, przez co przeszedł. Adam wiele lat po opuszczeniu sierocińca odnalazł Rafała i podziękował mu za to, że ten go chronił, narażając samego siebie. Spotykali się sporadycznie, raz na kilka lat, ale za każdym razem rozmawiali ze sobą otwarcie, jakby nigdy się nie rozstawali.

Gdy zatrzymał samochód przed niewielkim, przytulnym domem w Garwolinie, drzwi niemal natychmiast się otworzyły. Adam wyszedł na ganek, z uśmiechem na twarzy i ramionami rozłożonymi do uścisku. Był inny niż Rafał. Otwarty, towarzyski, nie tak zniszczony sierocińcem. W końcu adoptowano go dość szybko i prawie nie pamiętał okropieństw z tamtego miejsca.

— Rafał! No nareszcie, stary! Kopę lat! Ile musiałem cię namawiać żebyś w końcu ruszył dupę z tego swojego zadupia. — Jego głos był ciepły, pełen szczerej radości.

W środku panował chaos rodzinnego życia. Dwóch małych chłopców, siedmioletnich bliźniaków, biegało po salonie, śmiejąc się i piszcząc, podczas gdy ich matka — drobna brunetka w luźnym swetrze — krzątała się w kuchni, co chwilę rzucając im stanowcze, ale czułe „Nie biegajcie tak!”. Rafał wręczył chłopcom dwa takie same zdalnie sterowane samochody, a chłopcy skacząc z radości pobiegli do swojego pokoju.

— Kawa? Herbata? A może coś mocniejszego? — zapytał Adam, prowadząc Rafała do salonu.

— Kawa będzie idealna, dzięki — uśmiechnął się sztywno Rafał, siadając na sofie. Zawsze krępował się w towarzystwie, nawet jeśli to był tylko Adam, którego znał od dziecka.

Adam usiadł w fotelu i oparł się wygodnie, przypatrując Rafałowi z uwagą.

— No, mów. Po twojej minie widzę, że coś cię gryzie.

Rafał westchnął ciężko i rzucił mu zbolałe spojrzenie.

— Chodzi o Klarę.

— Aha — Adam uniósł brew. — Znowu wróciła do twojego życia? A Zofia?

— Zofia zmarła niedawno, a Klara przyjechała do mnie. No i... I trochę się pokomplikowało – Rafał przejechał dłonią po twarzy. — Właściwie wszystko się zmieniło. My... Wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale...

— Jesteście razem? — wszedł mu w słowo Adam.

— No... Jakby to ująć... Kurwa... — szepnął cicho, żeby dzieci nie usłyszały. — To popieprzone.

Adam milczał, dając mu przestrzeń na dokończenie myśli.

— Tak jakby jesteśmy razem. W sensie coś między nami jest... Dużo, prawdę mówiąc.

— No proszę — gwizdnął Adam. — A ty tu przyjeżdżasz, jakbyś się miał z tego spowiadać.

— Bo może powinienem — Rafał skrzywił się. — Nie wiem. To chyba w ogóle nie powinno się dziać. Powinienem się wycofać.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: 3 days ago ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Chiaroscuro  - Age gap 🚩Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz