Rozdział 29

412 75 22
                                    

"Zaufanie jest jak tafla lodu. Wystarczy jeden nieostrożny ruch, a pęka, lecz zazwyczaj nie rozpada się od razu. Przez szczelinę powoli sączą się wątpliwości, rozlewając się cienkimi strużkami. Im więcej pęknięć i napięć, tym szybciej lód się rozpadnie."

Dojeżdżamy pod dom Sarzyńskiego około południa. Bez słowa zabieram swoje bagaże i ignorując Rafała zanoszę je sobie sama do pokoju. W głowie próbuję ułożyć plan działania. Co by nie mówił, jak by tego nie tłumaczył, przywiózł mnie tu wbrew mojej woli. Jestem na niego coraz bardziej wściekła. Nie dość, że mnie okłamał w kwestii naszego pokrewieństwa to teraz jak już wszystko wyszło, on nagle nie daje mi wyboru i zmusza do mieszkania z nim pod jednym dachem. Jego zachowanie jest nienormalne i niepokojące.

Na myśl, że mój samochód jest już tylko zezłomowaną kupą żelastwa coś się we mnie gotuje. Teraz, bez własnego środka transportu jestem zdana na łaskę i niełaskę Sarzyńskiego. Totalnie mi się to nie podoba. A najgorzej, że zabrał mi telefon i jak się okazuje, kiedy zaglądam do torebki, także portfel, a wraz z nim wszystkie dokumenty. Jeszcze rano sprawdzałam, i wszystko było na swoim miejscu. Musiał mi to zabrać kiedy na chwilę się zdrzemnęłam podczas drogi. Świetnie. Nie mam dowodu osobistego ani prawa jazdy, a także karty kredytowej. Wściekła jak osa idę do niego. Jest w kuchni i jak gdyby nigdy nic pije sobie kawkę. Świetnie.

— To już przestaje być śmieszne. Oddaj moje dokumenty — syczę, powstrzymując wybuch. — Zabrałeś mi dowód, prawo jazdy i kartę. No i telefon. Oddaj mi to wszystko — rzucam sucho, wyciągając w jego stronę otwartą dłoń.

Rafał spokojnie odstawia filiżankę na blat i zerka na mnie z uniesioną brwią. Mam ochotę nim potrząsnąć, jego spokój doprowadza mnie do szewskiej pasji.

— Jeszcze nie ufam ci na tyle, żeby ci to oddać — odpowiada. — W swoim czasie odzyskasz wszystko.

Prycham z udawanym śmiechem i wyrzucam ręce do góry w niedowierzaniu.

— Czy ty sam siebie słyszysz? Ty mi nie ufasz? A co ja mam powiedzieć? Zastanawiam się, czy nie zadzwonić zaraz na policję i nie zgłosić kradzieży. Albo nawet porwania. Bo to właśnie robisz! Chcesz mnie ubezwłasnowolnić i Bóg wie co jeszcze zrobić!

— Bez przesady. Po prostu upewniam się, że nigdzie mi nie uciekniesz. Nie mam zamiaru potem za tobą jeździć i cię szukać.

— A ja nie mam zamiaru być twoim więźniem! — krzyczę. — Oddaj mi wszystko, ostatni raz cię ostrzegam.

Rafał prycha i kręci głową, patrząc na mnie jakbym to ja robiła scenę o byle co, a on nie miał sobie nic do zarzucenia. Patrzymy na siebie jakiś inaczej. Jeszcze wczoraj wskoczyłabym za tym człowiekiem w ogień, a dziś wydaje mi się obcy, wrogi, fałszywy. Nie jestem w stanie mu ufać ani żywić do niego pozytywnych uczuć.

— Rafał... To naprawdę nie jest konieczne — próbuję dotrzeć do niego racjonalnymi argumentami. — Traktując mnie w taki sposób, tylko przekonujesz mnie, że powinnam zabierać się stąd jak najszybciej. I zrobię to, jeśli nie oddasz mi moich rzeczy — grożę. 

— Muszę cię tu jakoś zatrzymać. Wiem, że inaczej uciekniesz. Więc tak, to jest konieczne — upiera się przy swoim.

— Myślisz, że zatrzymasz mnie przy sobie siłą? W taki sposób tylko pogarszasz sprawę. Niszczysz całe zaufanie, jakie miałam do ciebie — mówię drżącym głosem, a po policzku ścieka mi pojedyncza kropla.

Rafał marszczy brwi i zbliża się do mnie, patrząc na mnie z góry. Zaczynam się go bać, więc cofam się o krok i obejmuję ramionami. Rafał wyciąga w moim kierunku dłoń, a ja mimowolnie kulę się i mrużę powieki, jakbym spodziewała się uderzenia. Rafał zamiera z wyciągniętą ręką.

Chiaroscuro  - Age gap 🚩Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz