"Kostka Rubika to labirynt uwięziony w dłoniach - chaos, który kusi porządkiem, i porządek, który rodzi chaos z każdym nieostrożnym ruchem."
Brnę przez bezkresne, zaśnieżone pole, gdzie pustka zdaje się pochłaniać wszystko, nie pozostawiając nic prócz oślepiającej bieli. Wiatr tnie skórę niczym sztylet i wciska się pod moje cienkie ubrania, jakby chciał mnie doszczętnie zamrozić. W oślepiającej zawiei nie widzę nic poza zamazanymi zarysami widnokręgu.
- Babciu! - krzyczę, wkładając w to ostatki sił. Głos natychmiast rozpływa się w ryku wichury, jakby nawet powietrze sprzysięgło się przeciwko mnie. - Babciu, gdzie jesteś!? - wołam, czując że jest gdzieś tutaj, musi tu być.
Nagle, spośród śnieżnej zamieci wyłania się zarys budynku. To stary dom, ale płonie jasnym, przerażającym ogniem, którego żółto-pomarańczowe języki tańczą, kontrastując z zimową scenerią. Zbliżam się, a gorzki smak dymu wypełnia moje usta, drapie gardło, tłumi oddech. Wydaje mi się, że słyszę jakieś głosy, ledwie słyszalne, jakby dochodziły zza zasłony ognia.
- Babciu! - wołam raz jeszcze, z desperacją, która rozrywa moje serce na strzępy. - Jesteś tam?!
Płomienie wznoszą się coraz wyżej, liżą ściany i dach jak wygłodniałe bestie. Nie mogę podejść bliżej. Gorąco bije mnie w twarz, parzy skórę, mimo że stoję daleko. Drżącymi dłońmi chwytam się za głowę, a do gardła wdziera się potężna gula. Wiem, co to oznacza. Wiem, że w środku była babcia. I wiem, że nic nie mogę zrobić.
Upadam na kolana w śnieg. Pochłania mnie przenikliwy chłód. Łzy zaczynają płynąć po moich policzkach, zamarzając niemal natychmiast.
- Klara... - szepcze coś w oddali.
Podnoszę głowę, rozglądając się na oślep. W białej mgle wyłapuję jedynie szary, niewyraźny cień. Głos jest dziwny, jakby przytłumiony, ale znajomy.
- Klara, obudź się.
Otwieram oczy. Świat snu odpływa, pozostawiając mnie w ciemnościach i chłodzie. Świszczący oddech uświadamia mi, że z trudem oddycham. Gardło mam suche, bolesne, a nos zatkany tak, że nie jestem w stanie zaczerpnąć przezeń powietrza.
- Klara, słyszysz mnie?
Głos... Głos jest wyraźniejszy teraz, ciepły i troskliwy, rzeczywisty, uziemiający. Próbuję odpowiedzieć, ale z moich ust wydobywa się jedynie cichy szept:
- Zimno...
Moje zęby stukają o siebie. Coś pika w tle, monotonnym, irytującym rytmem. Czuję, jak moje ciało się trzęsie, niemal bez mojej woli, jakby próbowało walczyć z niewidzialnym wrogiem. Kulę się jeszcze bardziej, obejmując kolana. Leżę samotnie przez długi czas... Wyczuwam chłodne dłonie dotykające mojego czoła.
- Już jestem. Musisz wziąć lek, Klara. Dasz radę się podnieść?
Nie mogę. Moje ciało wydaje się ciężkie jak kamień, każdy ruch to wysiłek ponad moje siły. Czuję, jak ktoś unosi moją głowę i przytyka chłodne szkło do moich warg. Smak jest słodko -gorzki, lekko piekący, ale przełykam. Potem woda, kilka małych łyków, które wypłukują gorycz.
- Zaraz poczujesz się lepiej - słyszę niski, kojący i dający poczucie bezpieczeństwa głos.
- Zimno... - powtarzam trzęsącym się szeptem, bo mam wrażenie że za chwilę zamarznę.
Za plecami czuję ruch. Rafał kładzie się obok mnie, ostrożnie, niemal bezszelestnie. Jego ramiona otulają mnie, ciężkie i kojące, jak gruby, ciepły koc. Czuję za sobą ciepło i bicie serca, miarowe i uspokajające. Drżenie po chwili ustaje. Sarzyński wzdycha spokojnie, a jego oddech zdaje się zgrywać z moim.

CZYTASZ
Chiaroscuro - Age gap 🚩
RomanceOboje noszą w sercu ostatnią prośbę ważnej dla nich osoby. On ma być dla niej jak ojciec, opiekun i nauczyciel. Ona ma wyciągnąć go z mroku, w którym tkwi od lat. Żadne z nich nie spodziewa się, jak łatwo granice wyznaczone przez powinność mogą zat...