15 maja 2003 roku

348 64 13
                                    

Niestety, nie udało się. Odrzucono wniosek adopcyjny Zofii Litwin ze względu na zbyt podeszły wiek potencjalnych rodziców. Jej mąż był od niej dziesięć lat starszy. Rafał dowiedział się o tym od samej dyrektorki w jej gabinecie, która nie potrafiła powstrzymać paskudnego uśmiechu satysfakcji.

— A więc zostajesz, Sarzyński. Zostaniesz u nas aż do ukończenia osiemnastu lat... Nikt nie zechce adoptować piętnastolatka. Właściwie już prawie szesnastolatka. Kiedy ty masz urodziny? W listopadzie, prawda?

Rafał zacisnął szczęki i ze złością pokiwał głową. Dyrektorka odesłała go ruchem ręki, a on wyszedł, ledwo powstrzymując się od trzaśnięcia drzwiami. Na korytarzu natknął się na kilku starszych chłopaków, którzy ewidentnie podsłuchiwali jego rozmowę z Seweryną.

— I co? Gówno wyszło z tą całą adopcją? Zocha jest zbyt starą prukwą, he? — zapytał jeden z nich, Paweł, udając niedołężną staruszkę opierającą się o laskę.

Trzech chłopaków ryknęło szyderczym śmiechem, burząc w Sarzyńskim krew. Idioci. Rafał od dawna miał z nimi na pieńku.

— No cio? Będzies płakał? Ze nie possiesz swojej mamusi cyca? — zapytał Wojtek udając dziecięce szczebiotanie.

Kolejny ryk śmiechu i gwizdy. Rafał ruszył przed siebie zaciskając dłonie w pięści. Nie miał ochoty na użeranie się z debilami. Skręcił w korytarz prowadzący do pokojów sypialnych. Trójka idiotów szła jednak za nim, krok w krok.

— Jebany diabeł. Widzieliście jego rysunki? Pojebane! On jest normalnie jak ten z filmu... Pierdolony Omen. Łuuuu...

— Co nie? Nawet Igorowi oko wydłubał, pamiętacie to? No pojebany.

— No Omen, kurwa. Patrzcie na jego oczy! Czarne jak u diabła jakiegoś! Szatański pomiot!

Rafał starał się ignorować te durne dogadywanki. Szedł dumnie prosto przed siebie. Ale kiedy usłyszał kolejny tekst, nie mógł puścić go płazem, zwłaszcza że do słów doszły też czyny.

— Chodzą słuchy, że Omen Sarzyński zabił własnych rodziców. Pojebaniec. Możemy go ogolić i sprawdzić, czy ma 666 na głowie...

— Dawajcie go!

Rzucili się na niego znienacka wciągając go do łazienki, a Rafał szybko wyciągnął z rękawa nowy szpikulec, tym razem udało mu się zdobyć metalowy pręt, który naostrzył o betonową ścianę. Nawet z bronią nie miał jednak szans w konfrontacji trzech na jednego, ale nie zamierzał poddać się bez walki. Wyciągnął przed siebie szpikulec i pogroził nim przed gębami chłopaków.

— Łapcie go z tyłu i trzymajcie za ręce! — rozkazał Paweł, najstarszy z trójki. 

Rafał zamachnął się szpikulcem ale chybił. Dwóch złapało go za obie ręce i przygwoździło do chłodnej ściany.

— Macie nożyczki?

— Przyniosę ze świetlicy — powiedział Paweł. — Są zamknięte w szafce, ale kurwa od czego mam spinkę Angeli?

Rafał mocował się z trzymającymi go chłopakami, ale byli na tyle silni, że nie dał rady się wyswobodzić. Po kilku minutach Paweł wrocił z nożyczkami.

— Dobra, tnij przy samej głowie — rzucił Mateusz , dysząc z ekscytacji.

Rafał znów próbował się wyrwać. Bez powodzenia.

— Trzymajcie go za łeb!

Przyszpilili mu głowę do ściany z całej siły. Kiedy Rafał usłyszał chrzęst nożyc, szarpnął się i poczuł przenikliwy ból. Ten idiota przeciął mu skórę na głowię.

— Osz kurwa, było go trzymać mocniej! Ciachnąłem mu skórę!

Rafał widząc jak krew spływa mu z czubka głowy na twarz, poczuł nagle w sobie taką siłę, że zdołał odepchnąć napastników i rzucić się po szpikulec. Wściekłość i krew zalewały mu oczy. Dźgnął jednego na oślep gdzieś w brzuch, a ten padł na podłogę jęcząc jak zażynane zwierzę. Drugi chłopak wybiegł w popłochu na korytarz, z kolei trzeci przybrał bojową pozycję i stanął gotowy do walki z Rafałem. Sarzyńskiego roznosiła zbyt wielka złość i zbyt świeży żal, żeby odpuścić. Przyparł Mateusza do ściany i przycisnął szpikulec do jego szyi. Wystarczyło tylko mocniej pchnąć, a nastolatek padłby na ziemię trzymając się za tryskającą krwią tętnicę. Po kilku sekundach byłoby po wszystkim. Ale wówczas cała przyszłość Rafała ległaby w gruzach. Cofnął więc rękę i z całej siły wbił szpikulec w ramię chlopaka. Ten zawył z bólu i zgiął się w pół. Rafał dysząc i ocierając oczy z czerwonej mazi wyszedł na korytarz, zostawiwszy dwóch rannych chłopaków zwijających się z bólu na śliskiej od krwi posadzce. Wiedział, że Paweł poleciał po pomoc i zaraz odnajdzie go dyrektorka albo któraś z zakonnic i w najlepszym wypadku spędzi najbliższą noc w skrzyni, a w najgorszym kilka dni i nocy.

Stanął na końcu pustego korytarza i wrzasnął z całych sił, po czym kopnął w drewnianą ławkę, przewracając ją z łoskotem. Wszystko przepadło. Nie będzie miał rodziny. Nie wydostanie się z tego piekła w najbliższym czasie. Może oni mieli rację? Może jest przeklęty albo opętany? Jego życie to pasmo nieszczęścia tych, którzy byli mu bliscy. Osunął się na podłogę i oparł o ścianę, czekając. Wkrótce znowu wieko się nad nim zamknęło pogrążając go w całkowitej ciemności, a on tym razem miał wrażenie, że znalazł się w trumnie. Czuł się martwy.

Chiaroscuro  - Age gap 🚩Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz