Rozdział 3 - Za kogo ty się uważasz?!

2.6K 257 26
                                    

 "Jesteś jej winna prawdę" powiedział Carter

- Mamy kłopoty w Di Lare - powiedziałam zrezygnowana

- Co się stało? - zapytała poważniejąc

- Prawdopodobnie straciliśmy Erika i Nicodemusa. Carter wrócił mocno poraniony... nie wiem co się tam dzieje. Wszyscy tam są przerażeni... jedna ze służek zaczepiła Cartera jak wychodził z zamku i powiedziała, że coś złego dzieje się z władcą. Nocami rozmawia ze sobą...

- Co przydarzyło się Carterowi? - zapytała rzeczowo. Nie wiedziałam, że ten mały chochlik może być tak poważny.

- Miał się spotkać w gospodzie z Erikiem i Nicodemusem, ale strażnicy zawlekli go do lasu. Chcieli go zabić, lecz zdołał się jakoś wybronić. Mówił, że zerwał się straszny wiatr, który go omijał. Podczas ucieczki stracił przytomność, a wtedy ktoś przeniósł go do Arendell. Obok siebie znalazł kawałek lodu, na którym wyskrobano "Uwierz". A ja nie mam bladego pojęcia co to ma znaczyć! - jęknęłam

- Wiatr i lód? - spytała. Przytaknęłam - Była taka jedna bajka. Uwielbiałam ją jak byłam mała! Był tam taki Jack i Zając, i Zębuszka, i Piasek, i Mikołaj... I Jack, Jack Frost, miał moc lodu jak ty i potrafił latać! I właściwie nad wiatrem panował...

- Ale to tylko bajka - zaoponowałam

- Ale to prawda - odparła z błyszczącymi oczami Anna - Jak byłyśmy małe to raz się z nami bawił, bo on jest strażnikiem zabawy, ale musiał coś załatwić i poleciał, i parę razy go potem jeszcze widziałam jak bawił się z dziećmi! Rozpętywał bitwy na śnieżki!

- Anno, udam się do lodowego pałacu na kilka dni. Potrzebuję chwili wytchnienia...

- I porządnej drzemki - wtrąciła rudowłosa

- ... i czy mogłabyś mnie zastąpić? - skończyłam

- Jasne! Z Kristoffem wszystkim się zajmiemy, jak zwykle - wyszczerzyła się

W sumie miała rację. Raz na jakiś czas robiłam sobie urlop, a ona wszystkim się zajmowała. Jak na razie każdy jej *ekhm* nowatorski pomysł powstrzymywał jej chłopak.

Poszłam do pokoju i spakowałam torbę. W sumie wrzuciłam tam tylko książkę z legendami, parę kosmetyków i trochę jedzenia.

Pożegnałam się z siostrą i wyszłam. Zobaczyłam dzieci rzucające się śnieżkami. Miały chyba po 7-8 lat, ale jeden był starszy... wysoki, blady siedemnastolatek z zawadiackim uśmiechem i radosnym błyskiem w oczach bawił się z nimi. Jego włosy były tak białe, że niemal szare. W ręku miał haczykowaty kij, lekko oszroniony, a ubrany był w niebieską bluzę i brązowe spodnie. Co najbardziej mnie zaskoczyło był boso.

- Królowo - powitał mnie strażnik - Czy znowu udajesz się do swego pałacu?

- Tak - odparłam - Anna się wszystkim zajmie - uśmiechnęłam się lekko. Kątem oka zobaczyłam, że tamten chłopak mi się przygląda. Chociaż odwrócił się od dzieciaków, żadna śnieżka nie poszybowała w jego stronę.

Trochę mnie to peszyło, więc szybki krokiem upuściłam dziedziniec. Zauważałam go niemal wszędzie. Raz był przy kramie, potem koło bramy, miałam wrażenie nawet, że widzę go w lesie. Coraz bardziej podenerwowana, już niemal biegłam. Uspokoiłam się dopiero na Lodowym Wierchu, przy wrotach do mojego pałacu. Ale wtedy zobaczyłam, że wślizgnął się za mną do środka.

Wielki bałwan wyszedł zza ściany. Chłopak wycelował w niego kijem, jakby chciał go ostrzelać.

- Bałwan na sterydach - skwitował cicho, a w jego głosie pobrzmiewało zaskoczenie.

Jego zachowanie zaczynało mnie irytować. Najpierw lazł za mną, potem wślizgnął się do mojego pałacu, a nie był łaskawy nawet się przywitać, i zachowywał się jakby był tu sam.

- Wpadłam na parę dni, Puszek - powiedziałam do bałwana

- Ona to zna? - spytał siebie zdziwiony. To już mnie wściekło.

- Wyjdź. Teraz. - wycedziłam stojąc nadal tyłem do niego. Widziałam jego odbicie w lodowej ścianie. Przekrzywił lekko głowę, wyglądał tak uroczo... znaczy nadal zachowywał wkurzająco. Zacisnęłam dłonie. - Wyjdź w tej chwili, bo za siebie nie ręczę - zagroziłam, ale on nadal się zachowywał jakbym nie mówiła do niego.

Odwróciłam się powoli i wbiłam w niego wściekły wzrok. Lekko zmarszczył brwi zdziwiony.

- Nie wiem kim jesteś, ale masz natychmiast wynieść się z mojego pałacu - wycedziłam. Chłopak obejrzał się za siebie - Do ciebie mówię! Ty w niebieskiej bluzie z białymi włosami! - krzyknęłam. Zszokowany chłopak rozchylił usta - Nie dość, że masz czelność za mną łazić to nawet się nie przywitałeś! Wparowałeś do mojego pałacu! I udajesz idiotę! Za kogo ty się uważasz?! - machnęłam wściekła ręką i przypadkowo cisnęłam lodowym promieniem w ścianę, tworząc kilka sopli. Natychmiast przestraszona przycisnęłam dłoń do piersi. Nie zdarzyło mi się tak utracić kontroli od dni koronacji.

Wbiegłam szybko po schodach do Wielkiej Sali, nawet nie oglądając się za siebie, by sprawdzić jego reakcję.

Elsa, strażniczka wiaryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz