Rozdział 19 - Emma...

1.2K 134 7
                                    

Rano byłam cała w skowronkach. Jack coś do mnie czuł, tego byłam pewna. W końcu to nie ja go pocałowałam, tylko on mnie. Pierwszy sukces. Może uda mi się mu pomóc? Nie zasłużył na tyle smutku, może mogłabym go pocieszyć.

Poszłam do łazienki się ogarnąć. Przebrałam się, po czym zaczęłam rozczesywać włosy, zastanawiając się nad słowami Emmy.

Dlaczego radziła mi zostawić Jack'a? O co chodziło z nią i jej bratem? Te słowa na bransolecie na pewno nie poprawiały humoru. Ona była zdesperowana, ale ludzie w desperacji robili różne rzeczy... "Jeśli nie nakłonię nieba, poruszę piekło"... wspominała, że jej nie zaakceptował.

Zamyślona poszłam do pokoju. Odwróciłam się powoli słysząc skrzypienie drzwi. Skryta wcześniej za drzwiami Emma je zamknęła. Coś było nie tak...

- Emma? - zapytałam niepewnie. W pokoju panował półmrok z racji wczesnej godziny. Nie widziałam dokładnie jej twarzy.

Potem stanęła w miejscu, na które padały pierwsze promienie słońca z okna.

Była ubrana w czarny kombinezon, pokrywający ją od kostek po szyję. Ciemne włosy miała związane w kocyka, a twarz lodowato spokojną.

Najbardziej zaskoczyła mnie to, że była uzbrojona. W talii miała pas z kilkoma pochewkami na noże, dwie dodatkowe na udach i łuk, kołczan oraz miecz na plecach.

- Emma? - powtórzyłam

- Sprawy zaszły za daleko - odparła. Podeszła i brutalnie złapała za rękę.

- Emma... - zacisnęła dłoń na moim ramieniu. Poczułam jakby ktoś przyłożył mi rozżarzony pręt do ramienia. Krzyknęłam z bólu i zaskoczenia. Pchnęła mnie w kąt pokoju.

Tam pochwyciły mnie mroczne ręce i zaczęły krępować.

- Emma! Dlaczego to robisz? Przecież jesteśmy przyjaciółkami! - krzyknęłam przerażona. Obca ręka zacisnęła mi się na nadgarstku sprawiając, że nie mogłam zdjąć pierścienia, by się bronić.

- Byłyśmy - poprawiła mnie - Mówiłam zostaw Jack'a, bo za 3 dni cię dorwą? Nie posłuchałaś - stanęła nade mną, patrząc z góry jak usiłują się wyrwać - Odkąd zaczęło mu na tobie znowu zależeć, zostałaś narzędziem. Kto ma ciebie, ma i jego. - cichy triumf w jej głosie sprawił, że zadrżałam.

"Jeśli nie nakłonię nieba, poruszę piekło"

Nie zaakceptował jej, bo zbratała się w ciemnością.

Dłonie wciągnęły mnie w najgłębszy cień i zapadłam się w mrok.

***

Nie wiem ile trwała podróż. W czerni nie było czasu. Mogłam spadać zarówno dzień jak i minutę. W końcu, z rękami zakutymi w kajdany krępujące całe dłonie, wylądowałam na kolanach w ogromnej, bogato zdobionej złotem i czarno-złotym onyksem, czerwonej sali. Ręce zniknęły w chwili, gdy obok wylądowała zgrabnie na piętach Emma. W ręku trzymała dwa łańcuchy od moich kajdan.

Wstałam i spróbowałam się wyrwać, ale jednym szarpnięciem powaliła mnie z powrotem na kolana.

Na tronie z kości siedział młody mężczyzna. Jego ciemna i błyszcząca skóra miała barwę tekowego drewna, a oczy miały kolor mrożonej kawy. Był smukły i muskularny, promieniował godnością króla, z czarnymi włosami do ramion. Z pleców wyrastały mu ogromne skrzydła, mieniące się błękitem, fioletem i czerwienią.

Był cudowny jak anioł - ponadczasowy, doskonały, niedostępny. Siedział leniwie rozparty na swoim tronie.

- Panie - skłoniła się Emma

- Więc jednak ściągnęłaś tu jego ukochaną? - zapytał. Jego melodyjny głos sprawiał, że chciałam położyć się u jego stóp i zasnąć. Walczyłam jednak z tym uczuciem, bo jak ktoś piękny siedzi na tronie z kości, to najczęściej jest psychopatą. - Ciekaw jestem jak się z nią zaprzyjaźniłaś... czyż nie ty odebrałaś jej życie?

- Odebranie jej Jack'owi było złym pomysłem, załamał się. Więc tym razem zatrzymam ją jako kartę przetargową. Należy do ciebie, Lordzie Asmodeuszu. Zależy mi tylko na jej życiu. - odparła beznamiętnie Emma

- Wezwij Sebhastiena, niech zajmie się tą tu - machnął na mnie z pogardą ręką - Jak zamierzasz to rozegrać?

- Zrobi dla niej wszystko. A ja to wykorzystam - uśmiechnęła się okrutnie

***

Usłyszałam świst bata i moje plecy przeszył kolejny spazm bólu. Z ust wyrwał mi się krzyk. Łzy spływały mi po policzkach.

Na palcu nie miałam pierścionka, więc teoretycznie mogłam się bronić, ale ból sprawił, że nie byłam w stanie wykrzesać z siebie nawet płatka śniegu.

To był już trzeci dzień tutaj. Przez dwa dni "zajmował się" mną Sebhastien, ale dziś zamiast niego pojawił się sam Lord Asmodeusz.

Kolejne uderzenie. W nocy leczyli moje rany, ale ból pozostawał, jakby nadal tam były. Z moich ust wyrwał się kolejny cienki wrzask.

- Proszę... - szlochałam, błagałam i krzyczałam, ale on tylko się śmiał i dalej okładał mnie biczem.

Poranione ramiona bolały bardziej niż plecy, bo przyczepiony do sufitu łańcuch sprawiał, że na nich wisiałam.

Drzwi od komnaty otworzyły się gwałtownie.

Elsa, strażniczka wiaryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz