Rozdział 20 - Czemu to robisz?

1.1K 131 5
                                    

Do komnaty moich tortur wkroczył wysoki, smukły mężczyzna. Miał szarą skórę i czarne włosy. To był jednak zimny, okrutny odcień czerni, jeśli można tak określić kolor. Miał szarozłote oczy. Skądś znałam tą twarz.

- Lordzie Asmodeuszu, czy nasza umowa nie była jasna? - jego głęboki, basowy głos był przesiąknięty gniewem.

- O którą jej część ci chodzi, drogi Mroku? - zapytał lekko sarkastycznym tonem ciemnoskóry mężczyzna, wycierając bat z krwi

- Osoby z mojego rodu należą do mnie - odparł głosem, od którego przeszedł mnie dreszcz

Asmodeusz wyciągnął zza pasa nóż i cisnął nim w moją stronę, przecinając łańcuchy. Mrok złapał je w locie, co jednak nie uchroniło mnie od upadku.

- Wstawaj - warknął na mnie. Z trudem uniosłam się z posadzki pokrytej krwią, co sprawiało, że się ślizgałam.

Wlókł mnie przez korytarze, ale czym dalej byliśmy od tamtej komnaty, tym delikatniej się za mną obchodził. No chyba, że było słychać kroki, wtedy wlókł mnie równie brutalnie jak na początku.

Zaprowadził mnie do jakiejś komnaty. Tam łagodnie posadził mnie na łóżku, rozpiął kajdany i podszedł do komody, odwracając się do mnie plecami.

Zaskoczyło mnie to. Przecież wystarczyłby jeden lodowy promień, by go powalić. Mogłabym uciec. Już chciałam cisnąć w niego, ale nie mogłam się na to zdobyć. Nie byłam w stanie strzelić mu w plecy. Opuściłam dłoń, wyrzucając sobie słabość.

Podszedł do mnie z bandażami i jakąś maścią w rękach. Spojrzałam na niego zaskoczona. Na jego twarzy gniew mieszał się z tkliwością. Patrzył na mnie jak ojciec patrzy na córkę, która zrobi coś złego.

- Mogłabyś dostosować swój strój tak, abym mógł opatrzyć ci plecy i ramiona? - spytał cicho i niepewnie, siadając obok mnie. Skinęłam lekko głową i machnięciem ręki zmodyfikowałam swój ubiór.

Czerwona koszulka na ramiączka miała teraz jeszcze cieńsze ramiączka, była sztywniejsza i nie miała pleców.

Delikatnie zaczął smarować mi plecy tą maścią. Gdzie tylko krem zetknął się z raną, ból natychmiast ustępował. Odetchnęłam z ulgą.

Już miał wetrzeć mi smarowidło w ramiona, kiedy nagle cofnął rękę. Obejrzałam się zaskoczona. Wpatrywał się w mój bark, więc wykręciłam głowę tak, by zobaczyć w co się tak gapi.

Miałam tam wypalony kontur półksiężyca, we wnętrzu którego moja skóra była czerwona.

- Znak Czerwonego Księżyca - powiedział Mrok

- Że co? - spytałam zdziwiona

- Skąd go masz?

- Emma mi go chyba zrobiła - odparłam przypominając sobie nagły ból, gdy zacisnęła palce na moim ramieniu. Mrok zacisnął usta i wtarł mi krem, starannie omijając Znak. Potem zabandażował rany.

Chwilę później wyszedł. Nie rozumiałam tego. Przecież jego szef, Asmodeusz był dla mnie okrutny, a on zostawiał mnie samą, nie zakuwając w kajdany, w komnacie. Trochę bez sensu. Mogłam od tak sobie wyjść, zanim by wrócił, może zdążyłabym uciec. Możliwe, że uważał, że z takimi ranami nie jestem wstanie szybko się poruszać...

Za jakiś czas przyszedł z kubkiem gorącej czekolady oraz naleśnikami z nutellą na tacy i podał mi je. Patrzyłam na niego chwilę zaskoczona (skąd on wiedział co lubię?), po czym wzięłam się za jedzenie. To, że nie mogłam umrzeć z głodu czy pragnienia, nie oznaczało, że ich nie odczuwałam. Zresztą po tych trzech dniach byłam już porządnie wygłodzona i nie miało dla mnie znaczenia co jadłam.

Popatrzył się na mnie chwilę i wyszedł.

***

Tak minęły kolejne kilka dni. Przynosił mi jedzenie, po czym wychodził. Czasem tez zmieniał mi bandaże. Ale nigdy nie był w komnacie dłużej niż dziesięć minut.

W końcu zebrałam się na odwagę. Kiedy wychodził, po raz pierwszy od dnia, gdy odebrał mnie Asmodeuszowi, odezwałam się.

- Czemu to robisz? - spytałam cicho

- Czemu co robię?

- Opatrzyłeś mnie, dałeś mi jedzenie. Nie traktujesz mnie tak jak oni.

- Nie wiem... - powiedział cicho

Zamyśliłam się. Bardziej od motywu interesowała mnie jedna rzecz. Mówił, że osoby z jego rodu należą do niego. Co miał na myśli?

Musiałam powiedzieć to na głos, bo odezwał się.

- To co powiedziałem - odparł uważnie śledząc moją reakcję. Wytrzeszczyłam oczy. - Nie wiem dokładnie jakim członkiem rodziny dla mnie jesteś, ale wiem to.

- Dlaczego nie wiesz? - zapytałam zaciekawiona. To by tłumaczyło jego zachowanie.

- Asmodeusz powiedział, że dziewczyna, którą się opiekowałem przez lata jet ze mną spokrewniona. A ty jesteś jedną z jej dwóch córek.

- To ja mam siostrę? - zdziwiłam się. Coś mi zaczęło świtać. Ta dziewczyna na moich szkicach... - Nazywa się Anna?

- Tak - Mrok lekko się uśmiechnął. Widać nie takiej reakcji się po mnie spodziewał. - Bardzo przeżyła twoją śmierć. Naprawdę cię kochała, a teraz myśli, że nie żyjesz.

- To musi ją boleć... Mogę coś dla niej zrobić? - spytałam

- Przeżyj - uśmiechnął się ponuro i wyszedł.

***

Następnego dnia, od razu gdy przyniósł mi jedzenie, zapytałam:

- Co z...

- Jack'iem? Jest zaniepokojony, ale oprócz tego wszystko z nim dobrze. - rozdziawiłam lekko usta. Skąd wiedział? - Zawsze na pierwszym miejscu stawiałaś innych, potem dopiero myślałaś o sobie - wyjaśnił

- Co go niepokoi?

- Emma podrzuciła wiadomość, że wyjechałaś na kilka dni. Niepokoi go to, że nic mu wcześniej nie wspomniałaś, a w pokoju wyczuł obecność siostry.

Do pokoju wkroczył Asmodeusz.

- Pitch, pozwól na słówko - powiedział chłodno. Mrok wyszedł z nim z komnaty. Podeszłam do drzwi i przyłożyłam do nich ucho.

- Oddaj ją - usłyszałam melodyjny głos

- Nie - warknął w odpowiedzi Pitch - Ona. Należy. Do. Mnie.

- Masz wybór. Zwróć ją Emmie, uwięź ją albo zabij. Twoja decyzja - odparł Asmodeusz

Elsa, strażniczka wiaryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz