Rozdział 38 - Elsa, co to miało być?!

1.1K 107 7
                                    

 Miałam ochotę wydrzeć się na cały głos. W sumie nie wiem co chciałam wykrzyczeć, ale po prostu byłam wściekła. Skuliłam się na łóżku i zatkałam sobie usta poduszką. Z ust wyrwał mi się kolejny stłumiony krzyk złości.

- Elsa! Otwórz te drzwi! - krzyczał Jack. Dobijał się od dłuższego czasu. Nie mógł wejść, bo zablokowałam mocą drzwi i okna.

Nie dopuszczałam do siebie nikogo. Potrzebowałam wyżyć się na czymś, a nie chciałam by owym "cosiem" byli Strażnicy. Wzięłam głęboki wdech, aby się uspokoić, ale to nic nie dało. Złość była zbyt wielka, by dało się ją od tak zignorować.

Byłam tak zesztywniała od długiego leżenia w jednej pozycji, że gdy wstałam i zrobiłam pierwszy krok, to nogi się pode mną załamały. Upadłam ciężko na podłogę. Jeszcze bardziej zirytowana zerwałam z nóg baleriny i cisnęłam nimi w przeciwległą ścianę. Podniosłam się z trudem, walcząc ze sztywnością mięśni i podeszłam do biurka. Utworzyłam niewielki niezniszczalny kuferek, do którego wchodziło o wiele więcej niż można by się spodziewać i zaczęłam ze złością wrzucać tam ważne dla mnie rzeczy, ulubione książki, pierścień od Księżyca i bransoletkę od Jacka, komórkę i laptopa. Zapakowaną skrzynię postawiłam pod ścianą, a potem zaczęłam wyładowywać złość na otaczających mnie przedmiotach. We wnętrzu pokoju rozszalała się ogromna burza, sprawiając, że niemal nic nie było widać. Ciskałam lodem na prawo i lewo demolując pokój. Chciałam zniszczyć wszystko dookoła, zrównać z ziemią bazę i okoliczne góry, aż pozostałaby tylko śnieżna pustynia. Wiedziałam jednak, że muszę nieco się ograniczyć i jedyne co mogę zdemolować to mój pokój.

Nie wiem ile czasu minęło, ale gniew już znikał. Teraz pojawiała się pustka.

- Elsa! - krzyczał dalej Jack, tym razem próbując otworzyć okno - Co ty tam wyprawiasz?! - spojrzałam w stronę, z której dochodził głos. Podeszłam do okna, patrząc na chłopaka bez słowa i zamroziłam je - Elsa!!

Na księżyca, czy to naprawdę tak trudno zrozumieć? Muszę pobyć sama. Wiatr szarpał mi włosy i ubrania, śnieg siekł policzki, a latające w powietrzu odłamki boleśnie raniły skórę. Ale przynajmniej czułam, że żyję. Ból zapełniał pustkę, z którą nie potrafiłam sobie sama poradzić, a jednocześnie bałam się podzielić swoimi myślami z innymi...

Włóż pierścień...

Podeszłam do kufra, wyciągnęłam z niego pierścień i nałożyłam go na palec. Gdzieś na granicy świadomości odnotowałam moment przemiany i okropne zimno, które mną trzęsło. Ale to było jak przez grube szkło, jakby to nie były moje odczucia.

Pozwoliłam burzy dalej szaleć, a sama upadłam na posadzkę. Chłód wyciągał ze mnie siły, sprawiając, że coraz trudniej mi było się poruszać. Tak bardzo chciało mi się spać, choć gdzieś głęboko w pamięci coś wołało, że nie wolno mi tego robić... coś mi świtało w głowie, ale gdy byłam o krok od uchwycenia odpowiedzi ta wymykała mi się w rąk. To było chyba ważne... ale czy jest jeszcze coś ważnego? Jest zimno i ciemność, która majaczyła w oddali, szybko się przybliżając.

Muszę wstać, uświadomiłam sobie. Pani od biologii mówiła kiedyś, że wychłodzenie organizmu może być szkodliwe dla ludzi, a w skrajnych przypadkach powodować śmierć. Tyle że ja nie jestem człowiekiem i zimno nie powinno na mnie robić wrażenia... Mój umysł był strasznie ociężały i chociaż wiedziałam, że odpowiedź jest oczywista za nic nie mogłam sobie przypomnieć czemu czuję chłód.

Złapałam się biurka i usiłowałam wstać, jednak burza nie dawała za wygraną. Gwałtowne podmuchy wiatru zwalały mnie z nóg, włosy co chwilę wpadały na twarz. Jakimś cudem udało mi się podnieść i z trudem ruszyłam przed siebie. Próbowałam iść przed siebie i jakoś się stąd wydostać, ale wicher nie miał zamiaru mi pozwolić, szarpał mną to w jedną, to w drugą stronę.

Elsa, strażniczka wiaryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz