Rozdział 11 - Mrok

1.6K 184 13
                                    

"Wiedz, że wrócę. A wtedy z twojej rodziny zostanie żywa już tylko jedna osoba"

Anna. Muszę ją ocalić.

Szybko zaczęłam analizować możliwości. Jack nie może walczyć, bo ma zajęte ręce, a ja nie poradzę sobie sama.

- Ląduj! - rozkazałam

- Możemy uciec - zaproponował zdenerwowany

- Nie dasz rady wystarczająco szybko lecieć z nami. - stwierdziłam - Wyląduj. Na ziemi będziemy mieli większe szanse. Oboje będziemy mogli walczyć.

- Może mi ktoś wyjaśnić o co tu chodzi? O co chodzi z tym mrokiem? - zapytała zaniepokojona Anna

- Zły gość. Jak ostatnio się widzieliśmy obiecał, że przy następnym spotkaniu zginiesz. I dlatego Jack miał zabrać cię na biegun. - powiedziałam szybko

Chłopak wylądował tak szybko, że moja siostra zapiszczała przestraszona. Gdy tylko dotknęłam ziemi, zaraz stanęłam tyłem do Anny, osłaniając ją. Z jej drugiej strony był Jack w identycznej pozycji, zaciskając palce na kiju.

- A więc znów się spotykamy, tak jak obiecałem - usłyszałam głos. Z mroku naprzeciw mnie wyszedł Pitch

- Nie dostaniesz jej - wycedził Jack

- O, jakie to słodkie... - zadrwił Książe Koszmarów - Chcesz uratować dwie dziewczynki, Jack? A pamiętasz nasze spotkanie, gdy nie było z tobą strażników? Nawet siebie nie potrafisz ochronić... co z ciebie za strażnik?

Twarz Jack'a wykrzywił gniew. Chłopak z krzykiem ruszył na Mroka. Jego przeciwnik tylko się zaśmiał i rozpłynął w cieniu.

- Obawiam się, że twoje sztuczki to trochę za mało... - głos dochodził z wszystkich cieni wokół nas. Byłam spanikowana. Jak z kimś takim walczyć? - Jesteś zbyt słaby...

Białowłosy strzelił lodem w jeden z cieni, gdzie zmaterializował się Pitch, ale ten odtrącił cios niedbałym ruchem ręki.

- Zapomniałeś o jeszcze jednej rzeczy, drogi Mrozie... Ja karmię się strachem... a one są przerażone - wskazał na nas - Moje koszmary są coraz silniejsze. A ty nie - roześmiał się. Otoczyły nas dziesiątki czarnych koni. Na ich czele stała nieco większa klacz. Zarżała i koszmary rzuciły się na nas. Strzelałam niemal na oślep, uważając by nie trafić Anny. Nie wiedziałam jak radzi sobie Jack.

Wokół mnie zaczęła wytwarzać się śnieżyca. Przestałam kontrolować swoją moc, jak tamtego dnia, gdy zamroziłam serce Anny.

Burza wpłynęła do mojego serca, by po chwili wystrzelić, zamrażając wszystkie koszmary. Kątem oka zauważyłam, że rudowłosa nie oberwała, bo zdążyła paść na ziemię. Ugięły się pode mną kolana i upadłam ciężko na ziemię.

- Elsa! - krzyknął zaniepokojony Jack i pomógł mi wstać

- Jack, zabierz Annę do pałacu. Jesteśmy w Koronie. Jako sojusznicy Arendell, są zobowiązani udzielić pomocy. Niech się nią zajmą - powiedziałam chłodno, przewiercając wzrokiem Mroka

- Lecisz z nami - odparł z naciskiem

- Przyrzekłeś na księżyc, że będziesz ją chronić. Wypełnij teraz tą przysięgę

- Nie zostawię cię! - zaprotestował

- Odejdziesz. I to zaraz - odpowiedziałam z naciskiem

Twarz chłopaka wykrzywił ból, ale musiał odlecieć. Nie mógł złamać przysięgi.

Stanęłam zdeterminowana na przeciw Mroka.

- Chcesz ze mną walczyć, Elso? - zapytał sarkastycznie - Jesteś słaba, słabsza od Jack'a. On jest strażnikiem, a ty tylko Obdarzoną.

Sięgnęłam w głąb siebie. Zawsze tłamsiłam swoją moc, ale teraz przywoływałam ją. Nagle zorientowałam się, że moja moc jest ogromna. Odkryłam w sobie jej niemal nieskończone pokłady.

Skupiłam ją na dłoniach i posłałam ku Pitch'owi. Upadł ciężko na ziemię porażony lodem. Z mojego ciała uwalniało się coraz więcej mocy w postaci potężnej energii. Uniosłam się nieco nad ziemię.

W końcu niemal całkiem wyczerpana, upadłam. Mrok leżał ledwo żywy na przeciw mnie, ale uśmiechał się drwiąco.

- Uwolniłaś za dużo mocy - wycharczał - Ona zwróciła się przeciwko tobie. Sama zobacz... twoja magia cię zabije... zamarzniesz już bezpowrotnie...- zaśmiał się i zapadł w mrok

Elsa, strażniczka wiaryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz