Rozdział 9 - Nie ufasz mi...

1.9K 187 14
                                    

Tym razem nie potrafiłam się rozluźnić w jego objęciach. Jednak to nie groźba Pitch'a to sprawiła, a fakt, że oni... że ja...

- Coś się stało, Elsa? - wcześniej zaślepiona nie widziałam w nim tej sztuczności - Nie martw się o Annę, zajmiemy się nią. Będzie bezpieczna

- Nie o to chodzi... - westchnęłam

- Stało się coś jeszcze? - zapytał ostrożnie

- Później ci powiem... - byliśmy już niemal w Arendell. Jack gwałtownie się zatrzymał

- Powiedz teraz - rzekł twardo. Spojrzałam na niego. W jego oczach nie widziałam już łagodności.

- Właśnie o to - bąknęłam - Wyląduj

- Nie - sprzeciwił się

- Ale przysięgnij, że mimo wszystko będziesz chronił Annę. Daj słowo strażnika - nalegałam

- Przysięgam na księżyc, że będę chronić Annę - przyrzekł po chwili namysłu. Odetchnęłam z ulgą, nieważne jak Jack zareaguje, moja siostra będzie bezpieczna

- Boli mnie to, że... - załamał mi się głos - Pierwszy raz uwierzyłam... ale... nie ufasz mi - zamknęłam oczy - Anna miała rację - powiedziałam cicho - Nic nie wiem o miłości

Poczułam jak jego ramiona napinają się.

Wcześniej uważałam, że stwierdzenie "złamane serce" to przenośnia, nie mająca żadnych podstaw. Dlatego ból w piersi mnie zaskoczył. Czułam jak moje serce rozpadało się na kawałki.

Położyłam mu ręce na piersi i z całej siły go odepchnęłam. Po chwili zorientowałam się, że to było głupie, bo lecieliśmy dość wysoko, ale pod stopami poczułam grunt szybciej niż myślałam. Biegłam przed siebie. Ścieżka wiodła w dół. Wciąż nie otwierając oczu przedzierałam się przez las. Po policzkach spływały mi łzy.

Gdzieś w tle słyszałam krzyki Jack'a, ale nie rozumiałam co mówił, w głowie mi huczało. Biegłam na oślep, byle dalej, byle gdzie...

***

Chyba zemdlałam, bo następne co zobaczyłam to Anna, która okrywała mnie kocem.

- Musisz odpocząć - powiedziała

- On tu jest? - zapytałam

- Kto? - zmarszczyła brwi

- Jack...

- A ma być? Nieważne. Co robiłaś sama w lesie? - zapytała lekko wkurzona

- Nic - skłamałam

- Nic - powtórzyła powoli - Od kiedy "nic" znaczy płacz i ciągłe powtarzanie "nie, nie, nie"?

- Ja... innym razem ci wytłumaczę. - zmieniłam temat - Jack tu przybędzie i zabierze cię w bezpieczne miejsce. - rudowłosa już otwierała usta, by zaprotestować, ale nie dałam jej dojść do głosu - Żadnych dyskusji. I jakby pytał, to nie chcę z nim rozmawiać. - dodałam kategorycznie

Zerwałam się z kanapy i pobiegłam do pokoju. Od razu zamknęłam drzwi na klucz. Chciałam być sama.

Usiadłam przy drzwiach, jak wtedy, gdy moi rodzice utonęli i zaczęłam łkać. Byłam kompletnie załamana. Kiedy zaczęłam wierzyć w miłość i zakochałam się w kimś... a ten ktoś uważał, że jestem w zmowie z wrogiem.

Uniosłam głowę i zauważyłam za oknem Jack'a. Patrzył na mnie tak jakoś... inaczej. Z troską, smutkiem... pisnęłam ze strachu. Wyglądał jakby go to zraniło. Uchylił okno i wślizgnął się do środka. Zaczęłam krzyczeć. Chciał mnie uspokoić, ale strzelałam na oślep lodem. W końcu złapał mnie za nadgarstki, przycisnął do ściany i pocałował, przerywając moje krzyki. Skamieniałam zaskoczona. A potem zanim pomyślałam walnęłam go z całej siły na odlew w twarz.

Elsa, strażniczka wiaryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz