Rozdział 25 - Ty żyjesz...

1.1K 138 11
                                    

Stał jak skamieniały w moich objęciach, a ja nie mogłam nacieszyć się jego chłodem docierającym do mojej ludzkiej skóry. Lecz gdy tylko moje usta odszukały jego, ożywił się. Odrzucił laskę, jedną rękę wplótł w moje rozpuszczone włosy, a drugą przyciągnął bliżej. Nie pozostałam mu dłużna. Objęłam go mocniej, przylegając do niego całym ciałem i pocałunkami przekazując mu swoją ulgę, radość i bezwarunkową miłość.

- Ekhm... - chrząknął Zając - Czy my wam przeszkadzamy?

- A idź pobaw się jajkami - burknął na niego Jack, odsuwając się ode mnie lekko. Zaśmiał się cicho widząc moją naburmuszoną minę. Zaswędział mnie nos i kichnęłam. Nie no, na co ja mam uczulenie? Na Jack'a na pewno nie, bo nie kichałam podczas naszego pierwszego prawdziwego pocałunku. Ani na Mroka. Nie kichałam w cytadeli.

Zerknęłam nieśmiało na Pitch'a. Patrzył na mnie z uśmiechem.

Nie takim jaki widziałam na jego twarzy zanim zginęłam.

Nie takim jaki widziałam, gdy przychodził do mojej celi.

Ale prawdziwym uśmiechem. Radosnym, sięgającym oczu uśmiechem. Szczerym, wyrażającym uczucia, a nie nic nie znaczącym wykrzywieniem ust.

Patrzył na mnie jak ojciec na córkę w ramionach wybranka serca. Zarumieniłam się lekko.

- Pitch, a co z twoimi ranami? - zapytałam

- Potrzebuję jakieś półgodziny na zapadnięcie w trans i wybudzenie się z niego. - odparł

- North, macie jakieś pokoje gościnne? - zwróciłam się do Strażnika

- Tak, ale... nie, no jak.... on... - dukał zaskoczony

- Prowadź - rozkazałam pomagając Pitch'owi wstać. Sapnęłam cicho, bo był bardzo słaby, więc musiałam udźwignąć prawie cały jego ciężar. Jack patrzył na mnie chwilę niezdecydowany, po czym wziął niechętnie Mroka pod ramię i pomógł mi go prowadzić. Uśmiechnęłam się, widząc, że w końcu się przełamał.

Oczywiście, aby dojść do pokoi gościnnych musieliśmy przejść przez Wielką Salę, jak ja ją określałam. Koło kanapy latała Ząbek. Widząc, że prowadzimy Pitch'a najpierw zawisnęła w powietrzu zaskoczona, a potem ruszyła w naszą stronę z wściekłym spojrzeniem utkwionym w Mroku.

Pstryknęłam, a krawędź jej skrzydła pokryła się lodem i Strażniczka straciła kontrolę nad lotem. Wpadłaby w ścianę, gdyby nie złapał jej Zając.

- Elsa! - zawołała z oburzeniem - Co to ma znaczyć?! - pierwszy raz widziałam ją tak rozeźloną. Chyba serio nienawidziła Mroka.

- Czy wy możecie zaprzestać prób zamordowania go?! - warknęłam - On i Anna to moja jedyna rodzina. Moja siostra oddała za mnie życie. Pitch uwolnił mnie z więzienia Asmodeusza. Żadnego atakowania się nawzajem! Nie obchodzi mnie co sobie robiliście w przeszłości. To nie moja sprawa. Ale. Macie. Się. Wszyscy. Ogarnąć!!! - trudno wrzeszczeć, gdy dźwiga się kogoś, ale mi się udało.

- Elsa, on zabił poprzednią dziewczynę Jack'a!

- Myślisz, że nie wiem? - przewróciłam oczami - Jack, pomóż mi zaprowadzić Mroka do komnaty. Potem poważnie porozmawiamy.

- Musisz nam sporo wyjaśnić - odparł North

- Nie przeczę

Jakoś udało mi się z Jack'iem dowlec Pitch'a do pokoju gościnnego, bo był coraz słabszy. Pomogłam położyć mu się na łóżku i razem z białowłosym chłopakiem poszłam do "Wielkiej Sali".

Ręce zaczęły mi drżeć. Nie byłam pewna jak zareagują. W końcu sprowadziłam do ich bazy wroga... drgnęłam zaskoczona czując, że Jack wplótł swoje palce w moje. Ścisnęłam lekko jego dłoń, ale nadal miałam wątpliwości.

Jak mam im wytłumaczyć, że jestem zmarłą 3 lata temu dziewczyną Jack'a?

Dołączyliśmy do Strażników. Na mój gust zbyt szybko. Nie przygotowałam się do tej rozmowy.

- Czekamy na wyjaśnienia, Elso - powiedział North

- Jestem... uch, nie wiem jak to ująć. Byłam jedną Obdarzonych i wróciłam jako jedna z Wybranych.

- Obdarzeni nie wracają - odparł Zając

- Ale ja wróciłam. Tak jak obiecałam - dodałam unikając wzroku Jack'a, który zesztywniał słysząc te słowa. Przyjrzał mi się dokładnie. Potarłam nerwowo pierścień - Nie powiedziałam ci, Jack, bo dopiero podczas regeneracji odzyskałam pamięć. - nieświadomie kuliłam się. Odetchnęłam głęboko, wyprostowałam się i uniosłam dumnie głowę - Jestem Elsa Frozenchild, dziecię zimy, Pani z Arendell. Byłam Elsą, królową Arendell - zdjęłam pierścień i zamknęłam oczy. Ogarnął mnie chłód, na początku był nieprzyjemny, kłuł boleśnie, ale chwilę później ogarnął mnie całą i stał się przyjemny. Poczułam w sobie siłę lodu.

Usłyszałam jak Strażnicy gwałtownie nabierają powietrza. Otworzyłam niebieskie oczy. Teraz nawet widziałam nieco inaczej, wyraźniej.

- Elsa...? - wyszeptał Jack. Spojrzałam na nich niepewnie. Stali nieruchomo. Ten brak reakcji sprawiał, że powoli zaczynałam panikować. Podłoga zamarzała od miejsca, w którym stałam. Zaciśnięte w pięści dłoni włożyłam pod pachy i zamknęłam oczy.

Uspokój się... możesz to kontrolować, to część ciebie... próbowałam opanować swoją moc, ale panika nie pozwalała mi się uspokoić.

Nagle poczułam jak otaczają mnie czyjeś ramiona.

- Ty żyjesz...

Elsa, strażniczka wiaryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz