Rozdział 23 - Wytrzymaj

1.1K 124 16
                                    

Machnięciem ręki utworzyłam kolejnego lodowego manekina do ćwiczeń walki. Poruszał się i atakował jak żywy. Nieraz się zdarzyło, że mnie zwyciężył, szczególnie na początku.

Ale stawałam się coraz lepsza. Reagowałam szybciej, atakowałam mocniej. Już nie tylko mocą. Korzystając z tego co się nauczyłam podczas bójek w liceum, doskonaliłam także umiejętności walki wręcz.

Za każdym razem, gdy się zmęczyłam, przypominałam sobie słowa Pitch'a: "I dlatego tak mu zależy na usunięciu ciebie i Anny". To sprawiało, że ogarniała mnie furia.

Poza tym za nim wyszedł prosił, bym dalej ćwiczyła moc. I robiłam to, dopóki nie mdlałam ze zmęczenia. Miałam tylko dwa tygodnie, by nauczyć się walki. To niewiele.

Och, dlaczego nic nie robiłam przez tamten czas?!

***

Wyjrzałam przez zakratowane okno. Słońce już chyliło się ku zachodowi.

Już niedługo, pocieszałam się. Gdy zajdzie słońce, królować będzie Księżyc, tej nocy w pełni. Asmodeusz będzie bardzo słaby, a to zwiększa nasze szanse na ucieczkę.

Od kilku dni odkładałam po trochu jedzenia, a teraz wszystko wrzuciłam do płóciennej torby. Nie miałam jednak picia, bo kubków z czekoladą nie można schować do torebki.

Specjalnie tuż po wschodzie słońca poszłam spać, żeby być zaspana w nocy.

Ostatnie godziny poświęciłam na trening. Dziesiątki powtórzeń tych samych ruchów i ciosów. Lodowe manekiny były łudząco podobne do Asmodeusza.

Usiadłam, by chwilę odpocząć. Słońce było coraz niżej, ale miałam wrażenie, jakby coraz wolniej płynął czas. Stresowałam się coraz bardziej. Przyzwyczaiłam się do celi i niemal denerwowałam się ucieczką z niej.

W końcu zaczęłam nucić, próbując się uspokoić.

- "Now realise, the stars they die. Darkness has Fallen in paradise. But we'll be strong and we will fight, against the creatures of the night"*

W końcu zapadł zmrok. Jednym ruchem zmodyfikowałam swój strój. Teraz miałam na sobie przylegającą, czerwoną bluzkę i czarne, obcisłe dżinsy. Przyrzuciłam jeszcze na siebie czarny płaszcz, ukrywający torbę, którego kaptur nasunęłam na głowę, skrywając w cieniu twarz.

Drzwi celi otworzyły się. Stał w nich Pitch. Wyglądał na zmęczonego.

- Jesteś - uśmiechnęłam się

- Chodź, nie mamy czasu do stracenia - powiedział

Ruszyliśmy. Było nadzwyczaj cicho i pusto.

- Pitch, czemu tu jest tak... inaczej? - zadrżałam lekko. Coś było nie tak.

- Dziś jest pełnia. Wszyscy słudzy Asmodeusza i on sam są dziś najsłabsi.

- Ty też - odparłam. Pokręcił głową.

- Nie do końca. Moja moc nie pochodzi tylko od niego, ale i od Księżyca. - odparł cicho - Dlatego do niedawna byłem ulubionym jego sługą. Bo zawsze miałem moc.

- Więc...

- Koniec tematu Elso. - powiedział stanowczo

Szliśmy dalej w ciszy. Nikogo nie spotkaliśmy po drodze. Już się cieszyłam, że to będzie takie proste. Ale kłopoty zaczęły się jak wyszliśmy.

Usłyszałam okropny dźwięk. Coś pośredniego między krzykiem triumfu, a wyciem. Z lasu wyłoniły się cztery wilkopodobne postacie. Miały dwa metry, skłębione czerwone futro, a ich pazury ociekały krwią.

- Mówiłeś, że słudzy Asmodeusza są dziś bardzo słabi! - pisnęłam

- To likantropy! Dzieci Księżyca! Uciekaj! - popchnął mnie ku tej części lasu, w której nie było bestii. Zrobił to z taką siłę, że dopiero wyhamowałam po kilku metrach. Odwróciłam się przerażona.

Pitch powalił dwa wilki, ale z lasu wyszło ich więcej.

Nie da rady, uświadomiłam sobie. One są zbyt silne.

- Biegnij! - krzyknął w moją stronę

- Nie!!

Zawróciłam. Lodowymi pociskami zaczęłam rozgramiać likantropy. Jednym ciosem powaliłam kilkanaście z nich. Ale to nie wystarczało. Ich było coraz więcej i więcej... Pitch jakoś odganiał je od siebie, ale długo nie wytrzyma. Kątem oka zobaczyłam, że jeden z likanów rzuca się na Mroka od tyłu.

- Nie! - krzyknęłam wślizgując się między Pitch, a bestię. Potwór zamachnął się.

Pamiętam błysk pazurów i ból przeszywający mnie od prawego ramienia do lewego biodra. Z ust wyrwał mi się krzyk.

Potem wszystko się rozmywało. Widziałam wielkie białe wilk. Rzuciły się na likantropy.

- Elsa... - usłyszałam pełen niedowierzania, bólu i strachu szept. Czyjeś, zakładałam, że Pitch'a, ramiona mnie uniosły. Rozchyliłam z trudem powieki. Pitch patrzył się na coś, więc i ja spojrzałam w tamtym kierunku.

Ogromny, srebrny wilczur patrzył się intensywnie na nas, swoimi lśniącymi brązowymi oczami.

Musicie się śpieszyć. Musi zapaść w trans, ale jest za słaba. Strażnicy jej pomogą.

- Nie pomogą mi - odparł Pitch

Nie skazuj przez dumę swoich bliskich na śmierć. Idź.

Potem odwrócił się i razem ze swoimi pobratymcami zniknął w lesie.

- Pitch... - szepnęłam

- Spróbuj tylko zginąć, a powiem Jack'owi co myślałaś o Hansie jak go pierwszy raz zobaczyłaś - zagroził mi

- To moja... sprawa - burknęłam słabo

- Wytrzymaj - odparł tylko

Mimo wszystko starałam się być przytomna. Ale i tak co chwilę ogarniała mnie ciemność. Rozchyliłam z trudem oczy.

Byliśmy u drzwi bazy North'a. Otworzył nam Phil, jeden z yeti.

- Etornajabo - powiedział niezbyt przyjaźnie, ale Pitch po prostu przepchnął się koło niego.

Ciemność. Potem krzyk złości. I jeden okrzyk, który rozpoznałam

- Elsa! - to był głos Jack'a

_____________________________

* - piosenka wykonawcy Alex C. - "Angel of Darkness"

Elsa, strażniczka wiaryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz