Rozdział 33 - Jak...

1.1K 131 5
                                    

Czerń. Najpierw była tylko ona. Nic nie czułam, nic nie słyszałam, ani nie widziałam. Byłam tylko ja i moje myśli. Nie wiedzieć czemu przypomniały mi się słowa Pitch'a:

" - Pamiętaj jedno, Elso. Twoja moc jest taka jaka wierzysz, że jest." - nie rozumiałam tego. Moja moc to lód, nie wyobraźnia.

Przypomniałam sobie lalkę Elisy. Była szmaciana, a mieczyk Jake'a był piankowy, jak niektóre od stroi karnawałowych. To nie był lód.

Mogę usłyszeć co się wokół mnie dzieje, pomyślałam. Przecież podczas pierwszej regeneracji słyszałam głos Ząbek.

Nagle usłyszałam dudnienie, raz głośniejsze, raz słabsze. I głos, spanikowany głos, który powtarzał raz po raz powtarzający te same słowa i łkający.

- Nie, Elsa, nie, nie znowu... - i zrozumiałam wtedy co było nie tak. Ten dziwny dźwięk, to moje serce, a ono nie pracuje podczas transu. Można powiedzieć, że wtedy żyje się energią księżyca. Trans nie nadchodził; umierałam.

"...taka jaka wierzysz, że jest."

Nie potrafiłam sie przekonać, że mogę nakłonić serce do bicia, ale dlaczego miałabym nie móc wywołać regeneracji? Skupiłam się.

Mogę to zrobić, w końcu czemu nie?

Dudnienie ustabilizowało się, a potem zaczęło zanikać. Pogratulowałam sobie w duchu. Wywołałam trans! Gdyby nie to, że w tym stanie nie panuję nad własnym ciałem, to chyba zaczęłabym piszczeć z ekscytacji. Wtedy też zrozumiałam inne słowa Mroka. "A ja powiedziałem.... powiedziałem ci, że uwolniłaś za dużo mocy i ona cię zniszczy. Uwierzyłaś i tak się stało". Innymi słowy za jego namową popełniłam samobójstwo. Mój dziadek jest kryminalistą.

Moment, dziadek?! Mój umysł jakby w odpowiedzi podsunął mi dwa wspomnienia. Słowa Księżyca i Pitch'a.

"Chciał chronić córkę [...] przez lata był przy niej"

"Asmodeusz powiedział, że dziewczyna, którą się opiekowałem przez lata jet ze mną spokrewniona. A ty jesteś jedną z jej dwóch córek."

Na Księżyc, co powie Anka jak się dowie... Jeśli kiedykolwiek się dowie... popatrzmy na to logicznie: omal nie umarłam uciekając przed jej strażnikami. Ciekawe czy jestem nadal w swoim pałacu, w końcu ktoś przyszedł.

Skoro mogłam przywrócić sobie słuch, gdy nie byłam w transie, to czemu nie miałabym zrobić tego i teraz? Byłam bardzo ciekawa gdzie jestem.

Coś ciepłego obejmowało moją dłoń. Usłyszałam szloch i moja ręka zatrzęsła się lekko.

- Elsa... dlaczego? Dlaczego znowu? - Annie załamał się głos. Nie rozumiałam jej. Dlaczego płacze? Przecież żyję...

Rozległ się dźwięk ciężkich butów.

- Anno... wiem, że ci trudno, bo straciłaś ją drugi raz, ale musisz wziąć się w garść. Elisa i Jake się martwią o ciebie. Nie byłem pewny czy moge ich tu przyprowadzić, ale nie dali mi wyboru. - usłyszałam stukot dwóch małych par bucików

- Mamo... - odezwała się Elisa. Trzymająca mnie ręka zniknęła i rozległ się tłumiony szloch Anny.

Łamało mi to serce, ale nie miałam władzy nad własnym ciałem. Dałoby się wybudzić z transu "na żądanie", ale to ma przykre skutki i mogłoby być śmiertelne. Zależało to od stopnia poranienia i tego jak długo już regenerowano. Wyłączyłam zmysły i pogrążyłam się w wspomnieniach. I przypomniało pewne wydarzenie.

Byłam ubrana w taką samą suknię jak w dniu wyjazdu rodziców. Stałam przed lustrem. Z wahanie dotknęłam go opuszkami palców i od razu zaczął pokrywać je szron. Skuliłam się na podłodze nieodrywając dłoni. I nagle poczułam jak ktoś splata swoje palce z moimi. Gdy otworzyłam oczy, zobaczyłam przed sobą Annę. Siedziała naprzeciw mnie. "Anna?" zapytałam "Och... co za piękny sen... Mam nadzieję, że nigdy się nie obudzę." powiedziałam przysuwając nasze splecione dłonie do twarzy. "Głupiutka Elsa" odparła wtedy dziewczyna "To nie sen. Naprawdę tu jestem" przytuliła mnie.

Elsa, strażniczka wiaryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz