Rozdział XII

915 94 14
                                    

Kolejne dni mijały dość spokojnie, choć każdy z nich był napiętym oczekiwaniem na atak Imperium.

Max przygotowywał się do objęcia własnego batalionu.

Finji uczyła się posługiwać blasterem i sterować X-wingiem.

Hay, Quinn i Atria zostali włączeni do oddziału szturmowego i codziennie ćwiczyli.

Tata, mama, kanclerz, senator Orph i generał Tosh przygotowywali strategię na kolejną bitwę i ewentualny atak na Coursant.

Ja, Anakin i Shaak Mino kontynuowaliśmy szkolenie.

Niewątpliwie najciekawszą postacią z wymienionych była właśnie ta piękna, młoda Togrutanka, Shaak Mino, którą uratowaliśmy od śmierci na Tatooine.

Jak się okazało, uciekła ze swojej planety, a właściwie wyemigrowała, w poszukiwaniu dobrze płatnej pracy, gdyż na Shili zostawiła ośmioro młodszego rodzeństwa i schorowamych rodziców. Była świetną, uzdolnioną pilotką, więc na cel obrała Tatooine, gdzie zamierzała podjąć pracę przemytniczki u Jabby. Wykonała i niego kilka misji, po czym wróciła do siebie, do rodziny.

Jak się okazało, nie było do czego wracać.

Zastała pusty dom, nie było nawet oznak jakiegokolwiek mordu. Zapytała sąsiadów - nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał.

Wróciła więc na Tatooine, by kontynuować przemytnictwo.

Spędziła tak kilka lat, latała w najodleglejsze zakątki Galaktyki, badała dokładnie każdy układ w poszukiwaniu rodziny. Nic nie znalazła.

Pewnego dnia nie zastała swojego statku na miejscu. Kiedy poszła, by pomówić z lokalnymi kupcami, wszędzie rozległy się strzały. Instynktownie uciekła, schowała się w bocznej uliczce. Niedługo później napadła ją tajemnicza, zakapturzona postać, a co było dalej, wszyscy wiedzieli.

Teraz stała u mego boku, z niebieskim mieczem świetlnym w pomarańczowej dłoni i naprawdę świetnie jej szło.

- Dobra, na dzisiaj koniec - powiedział wujek.

Przybiliśmy sobie z Annie'm piątkę i zamknęliśmy miecze. Shaak zrobiła to samo i poklepała mnie po ramieniu

- Dobrze nam dzisiaj szło, co? - powiedziała

- Masz rację - uśmiechnęłam się - jesteś naprawdę świetna. - powiedziałam zgodnie z prawdą - superszybka.

- A ty świetnie walczysz na miecze.

- A Anakin lepiej od nas się skupia - zaśmiała się - Razem z mistrzem pokonamy wszystkich w Galaktyce.

- Zawsze - przybiłyśmy sobie żółwiki - sorry, ale idę... spotykam się z kimś i...

- Quinn? - zaczerwieniłam się - Rozumiem, rozumiem, powodzenia - roześmiała się i odeszła.

Tak, spotykałam się z Quinn'em. Od czasu powrotu z Tatooine dużo ze sobą przebywaliśmy. Okazał się bardzo miły i czułam się przy nim świetnie. Czekałam na to ponad rok... Byłam szczęśliwa, naprawdę szczęśliwa przyjaźniąc się z nim.

- Cześć - właśnie podszedł z tym swoim uśmiechem

- Cześć - rzuciłam

- Idziemy gdzieś?

- Chodźmy się przejść. Tak sobie, przed siebie.

- Jak ci idzie szkolenie? - zapytał

- Myślę że dobrze. Na pewno coraz lepiej, choć wujek nadal musi zasłaniać okna, kiedy ćwiczę koncentrację - zaśmiałam się - A wam jak idzie?

- My mamy łatwo. Blastery, X-wingi... Banał. Ale wszyscy się przykładają. Podobno atak ma nastąpić niebawem.

- Słuchaj... A jak idzie Finji? Ostatnio mniej z nią przebywam...

- Świetnie. Nie spodziewałem się po niej, że da sobie radę. Zawsze kiedy widziałem was dwie na korytarzach w szkole, myślałem że Finji jest strasznie pusta. Nie rozumiałem jak możecie się przyjaźnić. Ale myliłem się, jest naprawdę dobra.

- A mówiła coś...

- O tobie? - czytał mi w myślach - Nie, ale widać było, że trochę żałuje, że się od siebie oddaliłyście. Ale już jest w porządku, trzyma się z Atrią.

- Atria jest wspaniała, prawda? To świetna pilotka i jest bezwzględna, nie ma żadnych zahamowań. Zrobiłaby wszystko.

- Prawda, Han ciągle podaje ją i Haydena za przykłady - roześmiał się

- Korella wychowuje najlepszych pilotów - westchnęłam

- Coś cię martwi - bardziej stwierdził, niż zapytał Quinn

- No trochę - przyznałam - Anakin. On... zdaje się, że jest zazdrosny. O to, że Shaak jest od niego trochę lepsza i szybsza.

- A może chodzi o Shaak, ale w innej sprawie?

- To znaczy? Z tego, co zauważyłam, ona często przebywa z Maxem...

- No właśnie. To jego najlepszy przyjaciel, więc jeśli Anakin czuje coś do Shaak, boli go to podwójnie.

- O jaaaa - westchnęłam z ironią - jesteś gorszy od niejednej kobiety, jeśli chodzi o swatanie. Serio? Anakin i Shaak? W życiu. On nigdy nie zlamałby zasad Jedi, a te mówią, że nie możemy kochać ani się przywiązywać.

- Stosujesz się do tego? Nie kochasz?

- Proszę cię, nie praw mi kazań - warknęłam, trochę zła - zależy mi na wielu osobach. Tata, mama, wujek, Anakin, oddałabym za nich życie. Atria, Hay, Max, Fin czy ty... Dla was bym zabiła. Ale nikogo nie kocham... w ten sposób. To zgubne.

- Skoro tak - wydawało mi się, czy jego oczy posmutniały? - podziwiam cię. Nic nie czuć? Łał.

- To nie takie trudne.

- Jesteś podobna do swojego ojca.

- To największy komplement.

- Czemu?

- Jest wspaniały. Ma świetny charakter, jest najlepszym pilotem Galaktyki... długo by wymieniać.

- W wielu układach dzieci wieszają sobie jego zdjęcia na ścianach.

- To dobrze. Jest wzorem do naśladowania.

W tym momencie podbiegła do nas Finji.

- Nie żebym chciała wam przeszkadzać gołąbeczki, ale jest sprawa. Ogłoszono alarm. Radary wykryły okręty Imperium. Zaraz nastąpi atak.

Patrzyłam przerażona to na Fin, to na Quinna. Atak już dziś.

Zacisnęłam pięści i rzuciłam się biegiem w stronę domu.

______________________________________
Mam trochę brak weny, toteż rozdział ciut gorszy i krótszy, wybaczcie.
Komentujcie, gwiazdkujcie, pokazujcie, że jesteście c: :*

Star Wars - Córka legendyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz