Rozdział XIX - Baza Imperium

787 71 28
                                    

- Niedobrze, niedobrze... - mruczał nerwowo generał Tosh, wpatrując się w ekran, na którym było symboliczne przedstawienie bitwy o Korelię, która aktualnie się toczyła. Nasi co prawda wygrywali, lecz minimalnie i tracili ludzi. Razem z Max'em od jakiegoś czasu zaglądaliśmy generałowi przez ramię, przeżywając bitwę razem z nim. - Nie no, nie dadzą rady! - krzyknął, wstając, gdy kolejny Rebeliant wrzasnął w komunikator "dostałem!", a ja wbiłam mu paznokcie w ramię - Potrzebne im wsparcie, organizujemy ludzi i wysyłamy, teraz!

Odszedł, mówiąc rozkazy do komunikatora na ręku.

- Lecę, a ty? - zapytał mnie Max.

- Pewnie - żywo przytaknęłam i oboje ruszyliśmy do hangaru.

Na miejscu zgłosiliśmy się do generała i otrzymaliśmy przydział X-wingów, a także po robocie astromechanicznym. Włącznie z nami zgłosiło się 15 osób i generał stwierdził, że tyle wystarczy. Ruszyłam w stronę wskazanego statku.

W połowie drogi ktoś zatrzymał mnie, łapiąc mocno za ramię. Odwróciłam się i zobaczyłam tatę.

- Co ty tu robisz? - zapytał.

- Lecę na Korelię, jako wsparcie.

- Jesteś jeszcze słaba, nie możesz lecieć!

- Mogę i lecę. - powiedziałam stanowczo.

- Nie możesz!

- Czekaj czekaj... - uśmiechnęłam się ironicznie - czy ty właśnie zachowujesz się jak typowy ojciec?

- Nie - wzruszył ramionami.

- A właśnie, że tak! - pokazałam na niego palcem, śmiejąc się.

- Nie.

- Tak.

- Nie.

- Typowy ojciec, typowy ojciec - zaczęłam ze śmiechem mówić, a tata zaprzeczał.

- Dobra, leć - powiedział w końcu - tylko uważaj na siebie.

- I znowu jak typowy ojciec - zaśmiałam się i odbiegłam w stronę mojego X-winga.

Szybko założyłam na głowę kask i wspięłam się do kabiny. Po chwili zainstalowano także robota.

- R2-D2! - wykrzyknęłam, gdy zobaczyłam znajomą, biało niebieską kopułkę - Skąd on się tutaj wziął? - zapytałam mechaników stojących na zewnątrz.

- Kapitan Skywalker polecił go pani dać na tę wyprawę.

- Podziękujcie mu ode mnie - uśmiechnęłam się i zamknęłam kabinę. - Łobuz siedem, gotowa do startu - powiedziałam i po chwili usłyszałam kilkanaście podobnych meldunków.

Przełączałam dziesiątki przycisków, klamerek i wajh, a uśmiech wkradł mi się na twarz. Tak, lubiłam bitwy i żaden wypadek, nawet ten z płonącym statkiem, tego nie zmieni.

- Startujemy - usłyszałam głos generała Tosh'a - Niech Moc będzie z nami.

Niech Moc będzie z Wami.

Star Wars - Córka legendyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz