Rozdział XXXX

501 65 8
                                    

Gdy wreszcie wypłakałam wszystkie łzy, a twarz przemarzła mi całkowicie, wróciliśmy z Max'em do bazy.

Gdy przekroczyliśmy próg budynku, niemal natychmiast zauważyłam, że coś jest nie tak. Ludzie chodzili po korytarzach za szybko, głosy w pokojach były zbyt głośne, a znaki o wyjściach ewakuacyjnych za bardzo rzucały się w oczy. Zdjęłam szybko rękawiczkę i przełożyłam komuniaktor do ust.

- Tato? - odezwałam się. - Gdzie jesteście?

- Główna sala nawigacyjna - odpowiedział mi twardym głosem. Zbyt twardym, zbyt poważnym. - Przychodź - rzucił jeszcze i szybko się rozłączył.

- Coś się dzieje - powiedziałam do Max'a i poczułam, że gardło mi się ściska. - Musimy do nich iść.

- Czemu zawsze za tobą wszędzie idę? - mruknął chłopak, gdy poraz kolejny ciągnęłam go za sobą.

- Jestem dominująca - rzuciłam. - Zawsze.

- Biedny Hayden - westchnął teatralnie.

- Zamknij się.

Szliśmy szybko, mijając co jakiś czas osoby z dowodzenia i działu techniki, większość krzyczała coś do komunikatorów, albo przeglądała papiery. Po krótkim czasie dotarliśmy na miejsce. Wstukałam kod i ciężkie drzwi otworzyły się, ukazując obszerną salę z wieloma komputerami, monitorami i wyświetlaczami hologramów. Przy największym z nich stali tata, mama, generał Tosh i kilku innych wojskowych.

- Co się dzieje? - zapytałam, łapiąc tatę za ramię.

- Po co otwierałaś ten plik? - odpowiedział pytaniem na pytanie, nie patrząc na mnie.

- Chciałam wiedzieć co z Haydenem - odpowiedziałam powoli i ostrożnie.

- Ale po co? - tata wyraźnie usiłował nie podnieść głosu. - Po co to otworzyłaś? - odwrócił się i spojrzał mi w oczy.

- Nie wiedziałam w jakim jest stanie, Prodatis mówił że jest na skraju wyczerpania fizycznego, chciałam zobaczyć czy chociaż żyje - tłumaczyłam szybko, pewnym głosem.

- Wiedziałaś, że może być tam wirus - powiedział tata przez zaciśnięte zęby. - A mimo to otworzyłaś ten załącznik, nie myśląc o konsekwencjach!

- Bałam się, dobra?! - również podniosłam głos. - Mógł już leżeć tam martwy, a ja nawet bym nawet o tym nie wiedziała!

- Jest żołnierzem, jeńcem i aktualnie trwa wojna, na wojnach się ginie, wiesz o tym prawda?

- Wiem, ty też wiesz, a oboje wiemy za dobrze - wycedziłam.

- Nic nie robi się kosztem operacji i bezpieczeństwa swoich ludzi! - spojrzał mi głęboko w oczy i aż skuliłam się pod tym spojrzeniem.

- Nie mów mi, że nigdy nie naraziłeś Rebelii na rzecz ratowania Luke'a czy mamy! - wyrzuciłam gwałtownie ręce w górę.

- Nie, nigdy nie nagiąłem moralności aż tak! Nie robiłem głupot tylko dlatego, że ktoś był dla mnie ważny!

- Byłeś starszy, doświadczony, mądrzejszy! Ale gdyby mama była w niewoli u Imperatora, nie zrobiłbyś wszystkiego, żeby chociaż wiedzieć czy żyje?

- Kochałem ją, ale wtedy oboje za najwyższą wartość mieliśmy pokój i wolność! I ty też powinnaś - wskazał na mnie palcem.

- Mam szesnaście lat. Czasami działam pod impulsem, tak jak czuję, nie mogę wszystkiego kontrolować, nawet jeśli operuję Mocą! Jestem tylko dzieckiem! - nie sądziłam, że kiedykolwiek to wykrzyczę. Brzmiało żałośnie i nieodpowiedzialnie, ale... tak właśnie czułam. Byłam tylko dzieckiem. Uwikłanym w konflikt, zaciągniętym w wir walki. Nie narzekałam, ale było to dla mnie ciężkie.

Star Wars - Córka legendyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz