Rozdział XXXXII -

434 53 21
                                    

- Zaraz Kamino - usłyszałam głos wujka i otworzyłam oczy.

Faktycznie, na panelu sterowania świecił się mały, niebieski bezpiecznik informujący o stanie kursu.

Potarłam oczy rękoma i wyprostowałam się. Amtees z Lukiem przygotowywali statek do wyjścia z nadprzestrzeni, więc ja postanowiłam obudzić Max'a.

- Wstawaj - powiedziałam i bezceremonialnie uderzyłam go pięścią w ramię.

- Au - syknął, ale natychmiast otworzył oczy i wstał. - Co jest?

- Kamino - odpowiedziałam i sprawdziłam, czy za pasem mam miecz i blaster.

- O proszę - mruknął i wyciągnął ręce w górę, rozprostowując się tak, że słychać było jak strzelają mu kości. - Zaraz będziemy mieli kilka głów do ścięcia - zaśmiał się.

- Minimalizujemy rozlew krwi - powiedział wujek, nie odwracając się od steru. - Nie ma sensu wybijać porządnej armii, skoro można wytrzebić z niej zło.

- Jasne jak słońce, generale - odpowiedział Max, targając sobie włosy.

Po chwili Gwiazda płynnie utraciła prędkość nadświelną i zobaczyliśmy przed sobą kompleks budynków, w których niedawno stoczyliśmy walkę i utraciliśmy Haydena.

- Han, jesteście? - odezwał się wujek, pochyliwszy się do komunikatora.

- Jesteśmy - odpowiedział tata. - Macie włączone pole ochronne i osłony?

- Tak - Luke przekręcił ostatnie kontrolki.

- To dobrze, bo zaraz będzie gorąco - odparł tata i niemal widziałam, jak się krzywo uśmiecha. - Jesteśmy przy budynku stojącym skrajnie na wschód. Dołączcie.

- Już lecimy - powiedział wujek i zmienił kierunek lotu.

Po chwili na ekranie zobaczyłam Sokoła Millenium i trzy X-wingi.

- Idźcie do wyjścia, przygotujcie klapę, liny i Artoo, ja wygaszę statek i do was dołączę - zakomenderował Luke, więc wstałam.

W ciszy podążyliśmy do wyjścia, gdzie wisiały płaszcze, bluzy i broń. Zarzuciłam na siebie jedną nieprzemakalną kurtkę, tak samo chłopcy. Zapięłam dokładniej pas i poraz kolejny sprawdziłam, czy napewno blaster i miecz świetlny są na swoich miejscach.

Max wziął z szafki duży blaster, przeładował go, zabezpieczył i przewiesił przez ramię. Amtees w tym czasie przyglądał się jego ruchom, po czym sam siegnął po broń i dokładnie powtórzył czyny starszego kolegi. W pierwszej chwili chciałam zaprotestować, ale zdałam sobie sprawę, że to bez sensu. Amtees musi mieć broń, przecież idzie z nami na wojnę, a my się na to zgodziliśmy.

- Chodź, Artoo - szepnęłam i kucnęłam przy robocie. - Tutaj wkładam ci mały blaster - otworzyłam klapkę w boku robota. - Pamiętaj, że go tam masz.

Artoo pisnął potakująco, po czym wysunął chwytak, bym mogła przymocować do niego stalową linę.

Po pewnym czasie przyszedł wujek, otworzyliśmy wtedy wyjście. Ja i Luke zeskoczyliśmy, a reszta zsunęła się po linach. Na dole odrazu uderzył w nas charakterystyczny, ostry deszcz i wiatr.

- Wy idziecie szukać Sithów! - krzyknął do nas tata, gdy wszyscy staliśmy już w jednym miejscu. Wskazał na mnie, wujka, Shaak i Amtees'a. - Ja, Tosh, Max i Lando idziemy uwolnić Haydena, a Mark, Rush i Jenjij zostają w X-wingach! - wszyscy przytaknęli, oprócz mnie. - Padme, nie będziemy się teraz kłócić o to, że chcesz iść po Hay'a! Masz inne zadanie do zrealizowania i nie ma, że nie!

Star Wars - Córka legendyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz