Rozdział XVI - Na Kashyyyk

782 87 17
                                    

Tata podszedł i wziął na ręce ciało Quinna. Odszedł z nim bez słowa.

Powoli dolatywały kolejne partie X-wingów, przyleciał także statek ewakuacyjny z rodziną i bliskimi Rebeliantów.

Tłum rósł, a z każdą kolejną osobą robiło mi się coraz smutniej.

Wyglądaliśmy jak banda niedobitków.

Wszyscy brudni i rozczochrani, większość poraniona i poowijana w bandaże.

Krew, brud i łzy.

Czy to możliwe, że ponieśliśmy aż tak wielką porażkę?

- Stało się coś, koleżanko? - usłyszałam za plecami kpiący głos Haydena

- Nie - odwróciłam się i powiedziałam tym samym tonem, co on - perfidna przegrana, mnóstwo rannych i śmierć bliskiej osoby. Ale nic się nie stało.

- Orph? - uśmiechnął się ironicznie - Teraz wiesz, jak się czułem. Następnym razem pomyśl, zanim zaczniecz składać komuś kondolencje - splunął przed siebie i odszedł.

Chwilę zajęło, zanim zrozumiałam sens jego słów. Czyli aż tak źle zabrzmiało moje współczucie z powodu śmierci Yashto. Choć, z drugiej strony, prawdą było, że dopiero teraz zrozumiałam ból po czyjejś śmierci.

Przetarłam wierzchem dłoni zwilgotniałe oczy.

Nie płacz, Padme. To nie płacz, lecz czyny wyzwalają człowieka od bólu.

To prawda. Trzeba wziąć się w garść.

Tata właśnie wrócił, więc podeszłam do niego.

- Mogę coś zrobić? - zapytałam

- Myślę, że najlepszym, co możesz zrobić, to pójść do punktu medycznego - odpowiedział, patrząc na prawą część mojej twarzy - swoją drogą, ładnie ci w tej fryzurze. Jeszcze niech ci tylko opuchlizna zniknie.

- Jest coś do roboty? - zapytałam ponownie.

- Jak tak bardzo chcesz - rozejrzał się dookoła - zbierz grupę rannych z ewakuacyjnego i zabierz do droidów medycznych.

- Tak jest, kapitanie Solo - zasalutowałam, sliąc się na uśmiech

- Jestem generałem - puścił mi oko i odszedł.

Ruszyłam w stronę statku. Z daleka widziałam grupę zdezorientowamych osób. Westchnęłam. Nie byłam zadowolona z zadania, ale musiałam coś robić.

- Uwaga! - krzyknęłam, gdy dotarłam do tłumu - proszę około dwudziestu osób do mnie! Ranni! Zaprowadzę was do punktu medycznego!

Podeszło do mnie kilkanaście rannych osób. Złamane ręce, nogi, rany postrzałowe... Kiedy zebrałam właściwą grupę i miałam już z nimi odejść, tłum rozstąpił się i podszedł do mnie senator Orph.

Gardło scisnęło mi się. Nie chciałam przekazywać mu smutnej wiadomości.

- Padme, moja droga - odezwał się - co z Quinnem? Jest cały?

Star Wars - Córka legendyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz