Rozdział XXXIV

596 67 8
                                    

Zamarłam i w niemym przerażeniu patrzyłam, jak Amtees powoli znika za migoczącym Światłem Prawdy.

Kiedy już wszedł do tuby i zniknął z mojego pola widzenia, gwałtownie odwróciłam się do wujka. Patrzył na mnie ze spokojem, mądrością i odrobiną rozbawienia.

- Jeśli coś mu się stanie... - zaczęłam, zaciskając zęby.

- Nic mu nie będzie - rzucił lekko wujek. - Gdyby miało byc inaczej, leżałby martwy po naszej stronie.

Westchnęłam i spojrzałam w drugą stronę, na Max'a. Na jego twarzy widniała ulga.

- Nigdy was nie zrozumiem, Jedi - powiedział ciężko z nutą podziwu. - Jeśli ten chłopiec faktycznie wyjdzie stamtąd żywy...

Max nie dokończył, gdyż zza zasłony wypadł Amtees.

Runął na ziemię jak długi, uderzając twarzą w posadzkę. Jedną rękę miał podwiniętą pod ciało, a w drugą wyciągniętą daleko przed siebie. W dłoni kurczowo ściskał mały, okrągły przedmiot.

Doskoczyliśmy do niego w trójkę i jednocześnie przy nim kucnęliśmy.

- Amtees? - powiedziałam z niepokojem i odgarnęłam mu włosy z czoła. - Hej, chłopie co jest? - zapytałam, ale chłopiec się nie poruszył.

Odwróciłam się do wujka, który trzymał wyjętą z dłoni Amtees'a błyszczącą, niebieską kulę światła.

- Nie rusza się - powiedziałam. - Czuję, że żyje, ale się nie rusza.

Wujek bez słowa przyłożył dłoń do czoła chłopca, uprzednio chowając kulę do kieszeni, i zamknął oczy. Leczył Mocą, przekazywał energię. Po dłuższej chwili Amtees drgnął, a Skywalker cofnął rękę.

Chłopiec jeszcze moment leżał w bezruchu, po czym podniósł się na łokciach i kaszlnął wodą i flegmą prosto na moje buty. Głowa mu opadła, a pierś uniosła się przy głębokim oddechu. Odepchnął się rękoma od podłogi i ciężko usiadł na piętach. Podniósł dłoń do czoła i odgarnął zlepione potem włosy.

- Generale, zadanie wykonano - powiedział słabym, ale radosnym głosem i uśmiechnął się.

- Bardzo dobrze, szeregowy - powiedział wujek i wstał, a ja i Max zrobiliśmy to samo. - A ty posiedź trochę, młody, jesteś osłabiony - dodał, a w jego głosie brzmiała pewna charakterystyczna troska. Wyjął świetlistą kulę.

- Co to jest? - zapytał Max, podchodząc do wujka.

- Ma w sobie ogromną Moc - powiedziałam, zanim Skywalker zdążył otworzyć usta. - Ale nie mogę stwierdzić, czy emanuje jasną, czy ciemną stroną.

- Jest neutralne - odezwał się cicho wujek. - Zmiata zło lub dobro, zależy kto jej użyje.

W mojej głowie momentalnie skłębiły się pytania, ale nie mogłam ich zadać, gdyż w oddali zabrzmiały równe kroki szturmowców.

- Czas na nas - skomentował Max i podszedł do Amtees'a. - Poniosę go.

- Tylko ty się do tego nadajesz - powiedział wujek, wsuwając kulę do kieszeni i chwytając za mój blaster.

- Pójdę przodem - odezwałam się, wyciągając miecz świetlny. - Mam nadzieję, że trafię z powrotem do Gwiazdy.

Wysunęłam ostrze z metalowej rączki i weszłam przez zrobioną wcześniej przeze mnie wyrwę w ścianie, po czym ruszyłam korytarzem, a wujek i Max z Amtees'em na rękach. Dziwnie się czułam dzierżąc w dłoni miecz Sith'a, miecz o czerwonym ostrzu, emanujący złem i Ciemną Stroną.

Star Wars - Córka legendyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz