Rozdział XXVII - Bitwa na Kashyyyk

725 83 8
                                    

Gwiazda latała sprawnie omijając strzały i wrogie okręty.

Ja, ogarnięta smutkiem i chęcią zemsty, ostrzeliwałam myśliwce TIE dość skutecznie. Jak zwykle stanowiliśmy z Haydenem zgrany zespół.

Walczyliśmy tak naprawdę samodzielnie, nie przydzieleni do żadnego z oddziałów.

Przemknęło mi przez myśl, że tym stanem rzeczy możemy tylko zaszkodzić swoim. Ale nie mogliśmy nic na to poradzić - nie byliśmy połączeni z żadnym z dowódców i nie wiedziałam, do kogo by się z tym zwrócić, dlatego nadal po prostu strzelałam.

- Hay - powiedziałam, gdy kolejny myśliwiec wybuchł. - Może spróbować podłączyć się to którejś z grup?

- Jak zamierzasz to zrobić? - prychnął. - Zresztą, to nie ma sensu. I tak nie wykonywałabyś żadnych rozkazów.

- Się odezwał - warknęłam, mrużąc oczy. Jeszcze chwila... Moment... Uderzenie. Kolejny statek zamienił się w słup ognia i kłęby dymu.

- Jakoś sobie radzimy, koleżanko - powiedział Hay i tym razem usłyszałam w jego głosie cień uśmiechu.

Jeden z moich kącików ust uniósł się nieznacznie. Nie, nie był to dobry moment na uśmiech, ale przynajmniej w końcu się mściłam.

Mszczę się za ciebie, braciszku. Słyszysz?

Hayden nagle poderwał statek do góry i wykonał nim zwrót przez dach, kierując się w przeciwną, niż uprzednio stronę. Otworzyłam już usta, by zapytać, co robi, kiedy zauważyłam duży, biały statek ewakuacyjny po prawej stronie. No tak, najważniejsze. Musimy osłaniać tych bezbronnych i niewinnych.

Zamknęłam jedno oko, celując w kolejny TIE. Chcąc być precyzyjną, nie strzelałam odrazu. Chyba zbyt długo wpatrywałam się w jego czarną kabinę, gdyż wydawało mi się, że za przyciemnianą szybą dostrzegam postać w czarnym kapturze.

Sith?

Potrząsnęłam głową, odrzucając tę myśl. Z takiej odległości nie mam przecież szans, by dostrzec, kto kieruje statkiem.

Ponownie skupiłam się na precyzyjnym celowaniu i już miałam oddać strzał, gdy poczułam wewnętrzne szarpnięcie.

Coś się działo w Mocy.

Coś niedobrego.

Siła zła gdzieś niedaleko była tak potężna, że przyprawiła mnie o ból głowy.

Sith, teraz byłam tego pewna.

- Pad, do cholery, zacięłaś się?! - wrzasnął Hay. - Zaczęłabyś strzelać!

- Nic innego nie robię, jakbyś nie zauważył - odcięłam się, ale wiedziałam, że chłopak ma rację. Zakłócenia w Mocy odwróciły moją uwagę i przestałam atakować.

Skręciłam działkiem mocno w lewo, zauważając tam trzy wrogie okręty. Oddałam kilka strzałów, w tym jeden celny. Przymierzyłam się do kolejnego, gdy poczułam, że statek mocno sie zatrząsł.

- Hay? - zapytałam niepewnie.

- Osłony na dole wysiadły - odpowiedział cicho. - Rób wszystko, żeby nie strzelili nam w podwozie.

Pokręciłam głową z dezaprobatą i wróciłam do strzelania. Gdzieś w głębi statku usłyszałam piski Artoo. Zapewne zmagał się z naprawą osłon. Sprawa musiała być beznadziejna, gdyż ton jego "biip" był wyższy niż zazwyczaj.

Zaczęłam ponownie strzelać, lecz bardziej chaotycznie niż wcześniej. Po chwili zobaczyłam, jak jeden z naszych X-wingów wybucha. Zagryzłam wargę i posłałam lasery w stronę kolejnego TIE. Został po nim tylko wybuch.

Znowu szarpnięcie w Mocy.

Tym razem silniejsze, jakby ktoś...

Próbował grzebać mi w umyśle.

Niemal czułam ciekawską rękę szukającą informacji w mojej głowie.

Zebrałam wszystkie siły, by odeprzeć ten atak.

Zostaw. Mnie. Kimkolwiek. Jesteś.

- Padme, zaraz szlag mnie trafi! - ryknął Hayden tak głośno, że usłyszałabym go nawet bez słuchawek.

Jednak nie zwróciłam na to uwagi. Zacisnęłam mocno powieki, a ręce na konsoli. Słyszałam, że z działka bezładnie lecą strzały, co znaczyło że trzymałam palce na przycisku. Nie zważałam na to. Musiałam odeprzeć atak na moje myśli.

- Hay... Proszę... - powiedziałam ciężko. - Nadprzestrzeń...

- Co się dzieje? - był naprawdę zaniepokojony, ale nadal zdenerwowany.

- Skaczmy... - wycedziłam przez zaciśnięte zęby, nadal walcząc z nieznanym przeciwnikiem. - Skaczmy! - krzyknęłam, stanowczo odpychając napastnika od moich wspomnień.

Na szczęście starczyło mi sił na otwarcie oczu w momencie skoku. Wszystko rozmazało się, poczułam szarpnięcie i byliśmy już w nadprzestrzeni.

Zdjęłam słuchawki i wstałam, by pójść do kokpitu, jednak ostatecznie oparłam się o ścianę kabiny. Dyszałam, a łzy piekły nieznośnie pod powiekami. Zamknęłam oczy i odchyliłam głowę.

Za dużo, stanowczo za dużo, jak na jeden dzień. Ucieczka, strata Anakina i teraz ten atak. Nie byłam na to wszystko przygotowana. Mogłam walczyć, strzelać, bić się, latać... Ale na napaść mentalną nie byłam gotowa.

Na tragiczną stratę także.

Kiedy uświadomiłam sobie, że na domiar złego właśnie uciekłam z pola walki, łzy po prostu pociekły mi po policzkach. Nie wybuchłam płaczem. Najzwyczajniej dałam upust zbyt długo tłumionym smutkowi, złości i zmęczeniu.

- Hej, koleżanko - usłyszałam nagle trochę zdziwiony i odrobinę ironiczny głos Haydena.

- Przepraszam - momentalnie otworzyłam oczy i przetarłam je wierzchem dłoni. - Naprawdę. Udawaj, że nie widziałeś.

Zamierzałam odejść, ale okazało się, że zasób słonej wody w moim organizmie nie skończył się. Łzy ponownie stoczyły się po moich policzkach.

Nie wiem, czego oczekiwałam. Chyba śmiechu, jakiegoś typu dezaprobaty albo ciętego żartu. W zamian za to Hayden położył mi ręce na ramionach, po czym przyciągnął do siebie. Spojrzał mi w oczy. W moje załzawione i czerwone oczy, po czym ledwo zauważalnie się uśmiechnął. Pocałował mnie w czoło i przytulił.

Odwzajemniłam uścisk i przyciśnięta do jego białej koszulki, wypłakiwałam cały ból. Hayden oparł brodę na mojej głowie. Nic nie mówił. Żadne z nas nie znosiło kondolencji najlepiej.

- Nie ma czasu na żałobę - powiedziałam, odsuwając się. Niemal w tym samym momencie podjechał do nas Artoo.

- Chyba dolecieliśmy - powiedział chłopak i mrugnął do mnie pokrzepiająco. Chyba się uśmiechnęłam, po czym ruszyłam do kokpitu za nim.

Siedliśmy w fotelach i wyszliśmy nadprzestrzeni. Naszym oczom ukazała się dużą, pokryta bielą planeta.

Mirial.

- Dzięki - powiedziałam, nie patrząc na Haydena. - Myślałam, że mnie wyśmiejesz.

- Chciałem - odpowiedział, o dziwo, całkiem poważnie. - Ale to nie miałoby sesnu. Teraz jedziemy na tym samym wózku.

- To twoja czwarta strata w życiu. Moja druga.

- Jest wojna, księżniczko. Bądź nastawiona na straty.
______________________________________
Dzięki wielkie za 6.79 wejść i wspaniałe 2 miejsce!

Star Wars - Córka legendyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz