- Leila? Kto to był? - ponowił pytanie Harry, gdy nie uzyskał ode mnie odpowiedzi.
- Nate? - wzruszyłam ramionami, uśmiechając sztucznie.
- Myślałem, że zadajesz się z ludźmi bardziej wartościowymi - stwierdził, prychając.
- Serio? I mówisz mi to ty? - uniosłam zagadkowo jedną brew do góry. - Chyba nie mówisz poważnie.
- Staram się naprawić moje błędy, ale ty najwyraźniej masz to gdzieś i lecisz na innego - parsknął.
- Nie Harry, ty tak na to patrzysz - odparłam, próbując z całych sił nie podnieść na niego głosu. - To nie ja ciągle pieprzę Tiffany i okłamuje.
- Ja? - zdziwił się.
- Domyśl się - powiedziałam rozdrażniona, odwracając się na pięcie i weszłam do szkoły. Westchnęłam głęboko, kręcąc głową. - Już mam tego dosyć.***
- Harry to kutas i tyle - stwierdziła Bailey, żując mięso ze swojej sałatki. Pierwszy raz lunch nie sprawiaj mi ulgi. Czułam na swoich plecach intensywne spojrzenie Harrego, który siedział na drugim końcu stołówki z chłopakami z drużyny. Z trudem powstrzymywałam się od patrzenia w ich stronę. - Powinnaś go w końcu olać.
- To nie jest takie łatwe - rzekłam. - Gdyby tak było, zrobiłabym to już dawno temu.
- Po prostu, albo wgłębisz się z nim relację lub zakończ to. Masz dwa wyjścia i każde na swój sposób będzie dobre - powiedziała.
- Powiedzmy - wywróciłam oczami, wstając. - Idę po picie - oznajmiłam i udałam się do bufetu. Po drodze wymieniłam uśmiechy z moimi znajomymi i całusy z przyjaciółkami Bailey, które zajęły miejsce przy naszym stoliku. Kątem oka zauważyłam, jak Harry patrzy na mnie.Przestań się na mnie gapić, idioto.
- Kogo my tu mamy - usłyszałam za swoimi plecami piskliwy śmiech.
- No nie - jęknęłam z irytacją, odwracając się w stronę Tiffany i jej "najlepszej przyjaciółeczki" Kim. Obie sztuczne, łatwe i mega wkurwiające.Jebane dobrały się.
- Gdy Cię widzę, dzień od razu staje się gorszy, wiesz? - uśmiechnęłam się kwaśno.
- Trzymaj się z dala od Styles'a - warknęła.
- Że co proszę?
- To co usłyszałaś. Harry powinien być ze mną, a nie z kimś takim jak ty.
- Jeśli przychodzi do mnie, to chyba oznacza, że ma Cię gdzieś - puściłam jej oczko i gdy chciałam odejść, mocno chwyciła mnie za rękę. Spojrzałam na nią z powagą.
- Kochanie, to mnie pieprzy, nie Ciebie - uśmiechnęła się zadziornie.
- To gratulacje, masz się czym chwalić, kochanie - wyrwałam się spod jej uścisku.
- Myślisz, że Harry coś do Ciebie czuje? Chce Cię tylko zaliczyć, jak każdą - prychnęła z pogardą.
- To takie smutne wiesz? Zaliczas się do tej grupy od bardzo dawna.
- Głupia suka - syknęła.
- Bo mówię Ci prawdę? Może i Cię bzyknie, ale do mnie wróci za każdm razem, a z Tobą nawet nie spędzi całej nocy - rzekłam. - I nie zapomnij, że przed Tobą był ze mną. Powinnaś w końcu ogarnąć swój tępy łeb i zrozumieć, że nie liczysz się dla niego. Jesteś jego zabawką tylko do pieprzenia. Więc to ty... - raptem poczułam ostre uderzenie w twarz i piękący ból na policzku. W stołówce nastała cisza i wszyscy byli skupieni na nas. Chwyciłam się za policzek, rozmasowując go. Tiffany patrzyła na mnie wzrokiem rozjuszonego byka, a jej przyjaciółeczka patrzyła na mnie z chytrym uśmieszkiem.Ta suka źle zrobiła.
- Nie powinnaś była tego robić - powiedziałam, niskim głosem, doskakując do tej blond zdziry jednym susem. W jednej chwili obie leżałyśmy na podłodze i okładałyśmy siebie nawzajem. Furia totalnie zasłoniła mi oczy.
Nigdy nie biłam się z gównem, lecz tym razem była to okazja nie do odrzucenia.
- Przestańcie! - doszedł do moich uszu krzyk naczycielki, z całkiem niedaleka.
- Leila! - dosłyszałam się również spanikowanego głosu Bailey. Zdążyłam wymierzyć mocne dwa ciosy w twarz Tiffany i dostać od niej jeden, równie mocny co poprzedni i ktoś zaczął mnie od niej odciągać.
- Jeszcze się policzymy szmato - warknęła do mnie Tiffany, a ja nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu.
- Z pewnością - odparłam. Zostałam podniesiona do góry i doskonale wiedziałam przez kogo.
- Nie wykręcisz się tym razem - powiedział cicho Harry, bym tylko ja go usłyszała.
- No co ty nie powiesz.***
- Co to ma być za zachowanie!? - zagrzmiał dyrektor, gdy tylko nauczycielka sprawująca dyżur na stołówce zaprowadziła nas do jego gabinetu. Dyrektor Humprey byka spoko gościem, ale wkurzały go najmniejsze rzeczy. - Doskonale wiecie, że przemoc jest zabroniona! Psujecie reputację naszej szkoły! Takie zachowanie jest karygodne i nie do pomyślenia!
- Panie Dyrektorze... - zaczęła cicho Tiffany.
- Nie odzywaj się Tiffany - przerwal jej niskim głosem. - Nie mogę pozwolić na to, aby takie rzeczy działy się w mojej szkole. Wasze szczeniackie zachowanie musi zostać ukarane - spojrzał na nas srogim wzrokiem spod swoich okularów. - Tiffany, to nie jest Twoja pierwsza taka sytuacja i będę zmuszony do zrobienia tego, co kiedyś Ci obiecałem.
- Nie może mnie Pan zawiesić! Doskonale Pan wie...
- Wiem, ale mam dosyć tego, co sobą reprezentujesz - odparł twardo. Z założonymi rękoma i klnąc pod nosem, opuściła gabinet dyrektora, trzaskając za sobą drzwiami. Westchnęłam i popatrzyłam na dyrektora, który teraz przyglądał się mi. - Myślałem, że jesteś mądrzejsza, Leila i nie reagujesz na jej zachowanie.
- Też tak myślałam - odparłam cicho.
- Powinnaś jechać do szpitala, bo nie wyglądasz za dobrze - rzekł.
- Zrobię to - odparłam, ale za chuja nie chciałam wykonywać jego poleceń. Szpitale to zło.
- Ciebie też muszę ukarać, Leila, wiesz o tym? - pokiwałam głową. - Jesteś zawieszona na trzy tygodnie i poinformuję o całej sytuacji Twoich rodziców.
- Niech będzie - westchnęłam, ale w środku czułam ogromną dezaprobatę i złość.
- Wiesz, że nie mam wyjścia. Zmusiłaś mnie do tego - rzekł, siadając w swoim dużym fotelu. - Do tego czasu powinnaś przemyśleć swoje zachowanie.
- Tak - mruknęłam i wyszłam z gabinetu. Na zewnątrz czekał Harry z moją torbą, a obok niego stała Bailey .
- I co? - zapytała, podchodząc do mnie.
- Zawiesił mnie - odparłam. - Jestem głupia, że dałam się jej sprowokować i teraz wyglądam jak po walce bokserskiej.
- Zawieść Cię do szpitala?
- Ja to zrobię - odezwał się Harry, przyglądając mi się. - Chyba, że nie chcesz.
- Nawet nie mam siły Ci odmówić - wzruszyłam ramionami.
- Mam się o nią nie bać? - Bailey zerknęła na Harrego.
- A czy ja wyglądam na gangstera? - prychnął.
- Powiedzmy - parsknęła ironicznie. - Trzymaj się, kochana - Bailey ucałowała mnie delikatnie w policzek i chwilę później znikła mi z oczu.
- Nie wierzę, że Tiffany Ci tak przyłożyła - stwierdził Harry, oglądając moją twarz.
- Ale i ja będę tą złą - wzniosłam oczy ku niebu.
- Jedźmy, zajmę się Tobą - odparł.
- Powinieneś odwieźć mnie do domu - powiedziałam.
- Daj sobie pomóc.
- Dam sobie radę.
- Przestań udawać bezuczuciową sukę Leila i niech do Ciebie dotrze, że chcę Ci pomóc - rzekł twardo Harry. Zaskoczył mnie jego ton. - Zrozum, proszę.
- Chcę tylko przestać być okłamywana i szczęśliwa - odparłam.
- Twoje szczęście, jest także i moim. Gdybym był chujem, zostawiłbym Cię i sama byś sobie wracała do domu.
- Miło - zaszydziłam.
- A nadal tu jestem.
- Na serio musisz być idiotą.
- Jestem zakochany, dziwisz mi się?***
Piątek kochani! 💞💎Wasza Katie.
CZYTASZ
Message ✉️ I H.S
Fanfiction- Masz zajebisty tyłek, skarbie. - A Twoja twarz kiedyś ryła beton?