- Panie Dyrektorze – przywitałam się z głową szkoły, gdy po wejściu na ogromną salę spotkałam go, gdy rozmawiał z Bailey. Ta wybałuszyła na mnie oczy, przerywając w pół zdania.
- Leilo, jak miło jest Cię widzieć nie zakrwawioną i zdrową – Dyrektor się zaśmiał.
- Słaby żart – prychnęłam sztucznie, ale nie powstrzymałam uśmiechu. – Pana też jest miło wiedzieć.
- Gratuluję waszej dwójce, po meczu nie zdołałem was złapać – odparł Dyrektor, patrząc to na mnie, to na Harrego. – No i w końcu dzięki Tobie mamy ten tytuł, Styles.
- To kiedyś musiało się stać – powiedział skromnie Harry, choć wiedziałam, że w duchu kipiał z dumy. – Oby teraz po moim odejściu, Stevenson dawał sobie radę.
- Jest obiecującym następnym kapitanem, nie musisz się o to bać – rzekł, klepiąc go po ramieniu. – Ty dostałeś już jakieś odpowiedzi z uniwersytetów?
- Tak, ale jeszcze nie otworzyłem – odparł Harry, a ja spojrzałam na niego zdziwiona.
- Dostałeś? Kiedy? – zapytałam go.
- Później o tym pogadamy – mruknął Harry. – Nie zajmujemy Panu już czasu.
- Miłej zabawy i jeszcze raz gratuluję – powiedział Dyrektor i odszedł dalej, do czyiś rodziców.
- Wyglądacie obłędnie! – pisnęła Bailey, przytulając mnie mocno i znienacka.
- Bailey, dusisz – wykrztusiłam z trudem.
- Przepraszam! – Bailey się zaśmiała i puściła mnie. – Styles, widzimy się na scenie.
- Co? – popatrzyłam na niego zdziwiona po raz drugi. Bailey tylko się uśmiechnęła i znikła w tłumie w ciągu następnych sekund.
- Zobaczysz – puścił mi oczko i lekko ucałował moje wargi, by nie naruszyć mojej szminki. – Mm, truskawka.
- Twoja ulubiona – uśmiechnęłam się lekko.
- Pamiętasz? – pokiwałam głową. – Ja nadal pamiętam, że ukrywasz swoją miłość do Mario Casas'a.
- Już mi przeszło, Bailey nie – zaśmiałam się. – A ty nadal masz ołtarzyk z Carly Ray Jepsen?
- A miałem taki? – uśmiechnął się głupkowato.
- A nie?
- Styles, pozwolisz? – znikąd zjawił się Caleb, posyłając mi uśmiech na powitanie.
- Ta jasne, już idę – rzekł Harry. – Idź do Bailey pod scenę – mruknął mi na ucho i odszedł z Caleb'em.
Co te kutasy knuły?
Zdezorientowana wedle słów Harrego, poszłam pod scenę, spotykając napotykając zawistne spojrzenia dziewczyn, dawnych wielbicielek Harrego. Uniosłam dumnie głowę do góry i odpowiadałam im tym samym.
Zero litości dla zwierząt.
- Leila! – usłyszałam znajomy mi głos i od razu się uśmiechnęłam.
- Logan! – przytuliłam się z nim i dokładnie go obejrzałam. Wyglądał niesamowicie. – Wow! – wskazałam na niego i się zaśmiałam.
- Ty również – uśmiechnął się promiennie. Wyglądał zupełnie inaczej, niż podczas ostatniej imprezy, na której wszystko sobie nareszcie wyjaśniliśmy. – Wyglądasz obłędnie.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się. – Słuchaj, idę pod scenę, bo Harry z Bailey znowu coś uknuli.
- Nic nowego – zaśmiał się. – Nie zatrzymuję Cię, baw się dobrze – Logan odwrócił się i poszedł w głąb Sali. Miałam lekkie wyrzuty sumienia, że z Loganem już nigdy nie będę się przyjaźniła tak, jak wcześniej, tym bardziej, że wyjeżdża. Przez chwilę sądziłam nawet, że nie wyjechałby, gdyby nie sytuacja między nami. Na zawsze miał być moim przyjacielem. Na dobre i na złe.
CZYTASZ
Message ✉️ I H.S
Fanfiction- Masz zajebisty tyłek, skarbie. - A Twoja twarz kiedyś ryła beton?