Calum's POV
Po wcześniejszym upewnieniu się, że opiekunka zajęła się pijaną Camilą Hartley, bez obaw kierowaliśmy się do pokoju znajdującego się piętro niżej. Poruszaliśmy się spokojnym, ale pewnym krokiem, aby w razie zagrożenia nie wzbudzić podejrzeń. Odwróciłem się na moment w stronę chłopaków, którzy kiwnęli mi w odpowiedzi głową, co dało mi jasny znak, że mogłem skręcić w prawo, gdzie wgłąb korytarza znajdowały się tylko cztery pokoje, które w żadnym przypadku nie należały do nas.
Cicho zapukałem do ostatnich drzwi po lewej, ale nie usłyszałem odpowiedzi, na co lekko sfrustrowany fuknąłem. W momencie, gdy unosiłem dłoń, aby ponownie stuknąć w drewno, drzwi uchyliły się, ale kiedy osoba po drugiej stronie mnie zobaczyła, uśmiechnęła się szeroko i gestem zaprosiła nas do środka.
Pokój niczym nie różnił się od pozostałych- dwa łóżka z ciemnozieloną pościelą, okropna, brązowa tapeta, jedno biurko z niebieskim krzesłem, dwie, czarne, niezbyt duże szafy, oraz tego samego koloru komoda. To był jeden z tych pokoi, które nie miały łazienki, ale za to znajdowały się w nim dwa okna z widokiem na boisko numer trzy - zarezerwowane dla damskiej reprezentacji.
Chłopcy zdążyli usiąść na jednym z łóżek, ja natomiast oparłem się biurko i skrzyżowałem proste nogi.
- Przyjaciele. - Chłopak rozłożył ramiona i uśmiechnął się szeroko, ale miałem wrażenie, że nieszczerze.
- Wiemy, że nie pojawiłeś się tu przypadkowo. - Odpowiedziałem, obserwując, jak przemieszcza się po niewielkim pomieszczeniu, robiąc kółka.Pokiwał głową, wydymając przy tym usta, jakby głęboko się nad czymś zastanawiał. - Tak, macie rację, ta szkoła jest okropna, nie przyjechałbym tu z własnej woli.
- Gadaj, jaki masz w tym interes. - Michael podniósł się z miejsca, ale uniosłem dłoń na znak, aby pozostał tam, gdzie siedzi.
- Przecież wiecie, nie jesteście głupi, sami dostaliście się tutaj bez odpowiednich papierów. - Oblizał usta i podszedł do komody. - Jak myślicie, czarna, czy biała koszu-Nie dane było mu dokończyć, bo ścisnąłem materiał jego swetra w pięści i przywarłem do ściany. Dokładnie w tamtym momencie skończyła mi się cierpliwość, ale brunet pozostawał niewzruszony i na jego twarzy wciąż błądził cień szyderczego uśmiechu. - No dobra, skoro tak wam zależy. - Zsunął moją dłoń i odszedł na bezpieczną odległość. - Jestem tu po to, aby moja Vanessa dowiedziała się o waszym malutkim sekrecie, nie uważacie, że powinna?
- Owszem, powinna. - Parsknąłem, widząc jak chłopak zaskoczony ściąga krzaczaste brwi. - Ale to jeszcze nie czas, wszyscy stąpamy po niepewnym gruncie, powinniśmy to odczekać.
- Wy może tak, ja nie mam nic do stracenia.
- Słuchaj, Felix. - Zacząłem, uśmiechając się. - Wiemy, że potrzebujesz tego. - Zza marynarki wyciągnąłem szarą kopertę, na której widok zaświeciły mu się oczy. Zanim zdążył mi ją wyrwać, z powrotem schowałem ja za plecy i pokiwałem mu palcem wskazującym przed twarzą. - Odsuń się.
Chłopak spełnił moją prośbę, a ja złapałem zapalniczkę, którą rzucił mi Ashton.
- Spróbuj. - Warknął Felix, kierując się w moją stronę.
- Ani kroku, albo ją podpalę, twój wybór. - Przerzucałem w palcach zapalniczkę, która tylko czekała, aż będę mógł podłożyć pod jej ogień kopertę.
- Daj spokój, Calum, przecież byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, pamiętasz? - Wyjęczał wręcz błagalnym tonem, co było muzyką dla moich uszu.
- Powiedz prawdę, po co tu jesteś. - Warknąłem, otwierając oba okna.
- Ja... Nie mogę, zaufajcie mi...
Wzruszyłem ramionami, podpalając jeden z rogów paczuszki. Wszyscy obserwowaliśmy tlący się ogień, który nieubłaganie wędrował coraz wyżej.
CZYTASZ
Secret Code //L.H
FanfictionVanessa, dziewczyna z dobrego domu na 365 dni wyjeżdża do internatu. Pewnego dnia, kilka słów za dużo może zmienić jej spokojne życie w istne piekło. Czy Luke będzie w stanie przekonać ją do siebie w przeciągu roku? Prawa autorskie zastrzeżone :)