37.

2.6K 232 22
                                    

Calum's POV

Po wcześniejszym upewnieniu się, że opiekunka zajęła się pijaną Camilą Hartley, bez obaw kierowaliśmy się do pokoju znajdującego się piętro niżej. Poruszaliśmy się spokojnym, ale pewnym krokiem, aby w razie zagrożenia nie wzbudzić podejrzeń. Odwróciłem się na moment w stronę chłopaków, którzy kiwnęli mi w odpowiedzi głową, co dało mi jasny znak, że mogłem skręcić w prawo, gdzie wgłąb korytarza znajdowały się tylko cztery pokoje, które w żadnym przypadku nie należały do nas. 

Cicho zapukałem do ostatnich drzwi po lewej, ale nie usłyszałem odpowiedzi, na co lekko sfrustrowany fuknąłem. W momencie, gdy unosiłem dłoń, aby ponownie stuknąć w drewno, drzwi  uchyliły się, ale kiedy osoba po drugiej stronie mnie zobaczyła, uśmiechnęła się szeroko i gestem zaprosiła nas do środka.

Pokój niczym nie różnił się od pozostałych- dwa łóżka z ciemnozieloną pościelą, okropna, brązowa tapeta, jedno biurko z niebieskim krzesłem, dwie, czarne, niezbyt duże szafy, oraz tego samego koloru komoda. To był jeden z tych pokoi, które nie miały łazienki, ale za to znajdowały się w nim dwa okna z widokiem na boisko numer trzy - zarezerwowane dla damskiej reprezentacji. 

Chłopcy zdążyli usiąść na jednym z łóżek, ja natomiast oparłem się biurko i skrzyżowałem proste nogi. 

- Przyjaciele. - Chłopak rozłożył ramiona i uśmiechnął się szeroko, ale miałem wrażenie, że nieszczerze. 
- Wiemy, że nie pojawiłeś się tu przypadkowo. - Odpowiedziałem, obserwując, jak przemieszcza się po niewielkim pomieszczeniu, robiąc kółka. 

Pokiwał głową, wydymając przy tym usta, jakby głęboko się nad czymś zastanawiał. - Tak, macie rację, ta szkoła jest okropna, nie przyjechałbym tu z własnej woli. 

- Gadaj, jaki masz w tym interes. - Michael podniósł się z miejsca, ale uniosłem dłoń na znak, aby pozostał tam, gdzie siedzi. 
- Przecież wiecie, nie jesteście głupi, sami dostaliście się tutaj bez odpowiednich papierów. - Oblizał usta i podszedł do komody. - Jak myślicie, czarna, czy biała koszu- 

Nie dane było mu dokończyć, bo ścisnąłem materiał jego swetra w pięści i przywarłem do ściany. Dokładnie w tamtym momencie skończyła mi się cierpliwość, ale brunet pozostawał niewzruszony i na jego twarzy wciąż błądził cień szyderczego uśmiechu. - No dobra, skoro tak wam zależy. - Zsunął moją dłoń i odszedł na bezpieczną odległość. - Jestem tu po to, aby moja Vanessa dowiedziała się o waszym malutkim sekrecie, nie uważacie, że powinna? 

- Owszem, powinna. - Parsknąłem, widząc jak chłopak zaskoczony ściąga krzaczaste brwi. - Ale to jeszcze nie czas, wszyscy stąpamy po niepewnym gruncie, powinniśmy to odczekać. 

- Wy może tak, ja nie mam nic do stracenia. 

- Słuchaj, Felix. - Zacząłem, uśmiechając się. - Wiemy, że potrzebujesz tego. - Zza marynarki wyciągnąłem szarą kopertę, na której widok zaświeciły mu się oczy. Zanim zdążył mi ją wyrwać, z powrotem schowałem ja za plecy i pokiwałem mu palcem wskazującym przed twarzą. - Odsuń się. 

Chłopak spełnił moją prośbę, a ja złapałem zapalniczkę, którą rzucił mi Ashton. 

- Spróbuj. - Warknął Felix, kierując się w moją stronę. 
- Ani kroku, albo ją podpalę, twój wybór. - Przerzucałem w palcach zapalniczkę, która tylko czekała, aż będę mógł podłożyć pod jej ogień kopertę. 
- Daj spokój, Calum, przecież byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, pamiętasz? - Wyjęczał wręcz błagalnym tonem, co było muzyką dla moich uszu. 
- Powiedz prawdę, po co tu jesteś. - Warknąłem, otwierając oba okna. 
- Ja... Nie mogę, zaufajcie mi... 

Wzruszyłem ramionami, podpalając jeden z rogów paczuszki. Wszyscy obserwowaliśmy tlący się ogień, który nieubłaganie wędrował coraz wyżej. 

Secret Code //L.HOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz