Vanessa's POV
Usłyszałam tylko głośne wsysanie powietrza do płuc, kiedy join wraz z zahamowaniem przeturlał się poza zasięg naszych rąk. Dłonie Sary znalazły się na jej czole, kiedy moje usta próbowały nie wyrzucić wiązanki przekleństw. Jej oczy błagały mnie o pomoc, a całe ciało drżało ze zdenerwowania. Nie przez tego skręta. Przez fakt, że jeśli zostanie złapana zostanie przerwana wycieczka, kolejny raz wezwą policję, lub co gorsza, wyrzucą ją na zbity pysk. Westchnęłam pod nosem, świadoma, że znowu muszę wziąć sprawy w swoje ręce. Zarzuciłam włosy na ramiona i wstałam z miejsca.
-Pani Daily!- pisnęłam cichutko, truchtając na przód autobusu- Pani Daily, moje szkło kontaktowe wypadło, mogę go poszukać?
-Pospiesz się Johnson, masz trzy minuty- warknęła, wracając do słuchania muzyki na ogromnych słuchawkach.
Zacisnęłam triumfalnie pięść, schylając się od czwartego rzędu. Nic, nic i nic. Może ktoś go podniósł.
-Co do cholery?- Jakiś chłopak, zapewne futbolista uniósł ręce, spoglądając na mnie z góry- Zgubiłaś coś ślicznotko?- mruknął, pomagając mi wstać. Chryste, dziękuję, że Luke tego nie widział.
-Szkło kontaktowe- I wtedy to zobaczyłam. Podłóżne, ciemnozielone zioła zawinięte w cienką bibułkę leżały około dwóch centymetrów od niebieskiego trampka chłopaka.
Brunet z burzą loków i okularami kopnął go delikatnie w moją stronę, niezwracając uwagi wpatrzonego we mnie blondyna. Udając, że upuszczam torebkę prosto na zgubę, podniosłam ją niegrabnie, łapiąc tym samym największy skarb tego autobusu. Uśmiechnęłam się delikatnie do bruneta, wymijając tym samym resztę siedzeń. Uśmiech utrzymał się aż do ostatnich miejsc, kiedy Sara obgryzała nerwowo paznkocie.
-Przestań, to okropne- odciągnęłam jej nadgartek, wkładając go do kieszeni bluzy. - Pilnuj go, drugi raz nie będzie tak łatwo.
-O Boże- szepnęła i rzuciła mi się na szyję. Odwzajemniłam jej uścisk, klepiąc jej ramię. - Jesteś najbardziej niesamowitą osobą na tej planecie!- pisnęła, wsuwając joint'a do dziury na sznurek.
-Zabezpiecz go lepiej- odwróciłam od niej wzrok, uśmiechając się do Luke'a, który z uznaniem kiwał głową.
-No, no- uniósł brew, przyciągając mnie do siebie- Bo jeszcze cię wkręce w biznes.
-W co przepraszam?- Jego śmiech mnie trochę uspokoił ale nie wystarczajaco aby się rozluźnić.
-Przestań, żartowałem- szepnął, obejmując mnie w pasie.
-Przydałby mi się teraz ten skręt- burknęłam, opierając się plecami o jego ramię. Odwrócił się tak, że jedną noge miał zgiętą, a druga swobodnie zwisała, przez co jego klatka stykała się z moimi plecami. Wyciągnęłam telefon i przejrzałam wszystkie możliwe portale. Dzięki Bogu w trasie nie było zablokowanego internetu. Nawet jak miałeś własny transfer był on blokowany na terenie całej szkoły. Westchnęłam cicho, wkładając do uszu słuchawki i odlatując w zupełnie inny świat.
❝You ever love somebody so much you can barely breathe
When you're with them
You meet and neither one of you even know what hit 'em
Got that warm fuzzy feeling❞-Mała, hej, wstawaj, pierwszy postój- Cichy głos blondyna nie rozbudził mnie, wręcz przeciwnie, mógłby usypiać małe dzieci a nawet leczyć raka. Niechętnie podniosłam się z kolan Luke'a, wychodząc z autokaru. Wrzuciłam do małej torebki telefon i słuchawki, siadając na ławce prosto w stronę promieni słońca. Okulary, które były na mojej głowie, spokojnie siedziały już na nosie, przez co mogłam opalać się do woli. No.. Może do końca postoju, a to jest już coś. Moja skóra potrzebowała więcej witaminy D niż wszystkie blade dziewczyny na świecie.
Sara z Lukiem poszli do małego sklepu przy stacji benzynowej, przez co miałam chwilę dla siebie.
-Hej- męski, choć delikatny głos pieścił moje uszy, co było jedynym powodem dlaczego nie spławiłam go w pierwszej sekundzie.
Odwróciłam niechętnie głowę. To był on, loczkowaty brunet uśmiechał się ciepło w moją stronę, wywołując na mnie bardzo pozytywne wrażenie.
-Cześć... Uhm... dziękuję za.. Za tego joint'a, gdyby nie ty...
-Nie dziękuj, rozumiem- puścił mi oczko i wstał, jednocześnie poprawiając włosy- Do zobaczenia więc...
-Vanessa- uśmiechnęłam się, kiwając głową.
-Oliver- odwrócił się w kierunku nawoływania i odsunął się. -Lecę, pa Vanesso.
Rozejrzałam się, widząc lecącą w moim kierunku Sarę, która rzuciła się na wolne miejsce obok mnie i rzuciła na stół jakieś przekąski i napoje.
-Sara, muszę z tobą porozmawiać, dopóki nie ma Luke'a- zagryzłam wargę, przyglądając się jej zmieszanej minie.
-Jasne, o co chodzi?- przegryzła suszony plaster banana, popijając go koktajlem.
-Luke powiedział coś w stylu.. "Bo jeszcze cię wkręce w biznes". Wiesz co to mogło znaczyć?
-Spokojnie, zapewne żartował. W tej szkole jest zbyt duży rygor aby ktoś miał pakować się w jakieś "biznesy". Joint czy procenty jeszcze przejdą, ale nie więcej, zaufaj - uśmiechnęła się szeroko, skupiając wzrok na kimś, kto razem z kolegami smiał się w niebogłosy - Kto to? Gadałaś z nim, całkiem niezły - uniosła prawą brew, uśmiechając się zawiadacko.
-Ma na imię Oliver, tylko tyle o nim wiem. No i uratował mi skórę, kopnął w moją stronę blanta zanim ten bezmózgi futbolista nie zgwałcił mnie wzrokiem. - Burknęłam, przegryzając żelka od Sary.
-Jesteś pewna, że Luke... No wiesz, że chcesz... Zrozum, w szkole jest masa świetnych chłopaków, którzy tylko czekają na ciebie.
-Nie mów tak. Luke jest naprawdę świetnym chłopakiem- przygryzłam wargę, widząc jak zmierza w naszym kierunku.
Usiadł obok mnie, otwierając puszkę pepsi. Wziął łyka i postawił na stole. Czułam się źle, bardzo źle. Może postąpiłam zbyt szybko? Ja nawet nie wiem co do niego czuję. Może to był błąd? Nie powinnam go ranić, nie chcę tego kończyć... A może chcę?
-Zaraz wracam- mruknęłam, uśmiechając się lekko. Dziewczyna pokiwała głową i zagłębiła się w rozmowie z Lukiem. Jeśli mówi coś o naszym.. "związku", to obiecuję, że ją zamorduję.
-Wracamy!- Pani Daily krzyknęła na cały głos, przez co na placu zrobiło się zupełnie cicho. Po chwili niezadowolone szmery uczniów zmusiły ich do wrócenia do pojazdu. Pchali się na swoje miejsca jak stado dzikich zwierząt, przez comoje nowe białe trampki zmieniły kolor na brązowo - szary.
***
-Nareszcie jakiś miły ośrodek!- mruknęła Sara, rozkładajac ramiona - W tamtym roku spaliśmy w campingach, porażka, wszędzie śmierdziało czymś zdechłym.
Na szczęście jestem tu ja i moje perfumy od Chanel.
W pokojach przeważały kolory zółte i beżowe, co kompletnie się ze sobą gryzło, ale postanowiłam nie zwracać na to uwagi.
-Hej dziewczyny- ciemnoskóry chłopak wpadł do pokoju i rozsiadł się w fotelu - Widzę, że zaczynacie się rozpakowywać. Mam tu coś dla was - Ze swojego czarnego plecaka wyciągnął dwa plastikowe kubki i nam je wręczył. - Relaks - otworzył butelkę wody, którą trzymał i wlał nam po troszeczku. Przechyliłam kubek, przez co o mało się nie udusiłam. To jest wódka!-Ja lecę dalej, trzeba rozkręcić towarzystwo!- krzyknął z entuzjazmem i wybiegł z pokoju.
Sara zaśmiała się i odłożyła kubek - Jak zawsze - wywróciła oczyma, wyciągając z torby ubrania złożone w kosteczkę. Ze środkla kupki wyciągnęła mały woreczek z napisem "Pani Chesterfield". W środku znajdowała się malutka tabletka. Uśmiechnęła się, unosząc jedną brew - Czas zacząć zabawę._________________________________________
Witam! Uf, wyrobiłam się w czasie. Nie za długi, nie za ciekawy, wiem, wiem. Nie miałam juz czasu na poprawki, za co przepraszam. Mam jednakże nadzieję, że wam sie spodoba :) Czekam na wasze opinie! Do zobaczenia!
CZYTASZ
Secret Code //L.H
FanfictionVanessa, dziewczyna z dobrego domu na 365 dni wyjeżdża do internatu. Pewnego dnia, kilka słów za dużo może zmienić jej spokojne życie w istne piekło. Czy Luke będzie w stanie przekonać ją do siebie w przeciągu roku? Prawa autorskie zastrzeżone :)