15.

10.2K 683 32
                                    

Vanessa's POV

Przełknęłam głośno ślinę, kiedy chłopak pomachał zeszytem przed moją twarzą. 
-Mam tu coś twojego. - Przejechał gardząco po Sarze wzrokiem, przenoszać go po chwili na mnie. 
Pokiwałam głową, chcąc odebrać swoją własność, ale zabrał rękę do tyłu, kręcąc głową.
-Wiesz co by się stało? Pytam czysto teoretycznie. Gdyby opiekunka chciała sprawdzić autentyczność tego zeszytu?- Uniósł brew, opierając się o metalowy regał.

Odwróciłam delikatnie głowę, próbując zaczerpnąć pomocy u Sary, która stała jak wryta w ziemię, przyglądając się z zaciekawieniem całej tej chorej sytuacji. 

-Zdaję sobie sprawę. - Szepnęłąm, wyciągając dłoń. - Czy mogę to odzyskać? 
-Nie. - Rzucił krótko, chowając go do torby. - Wyleciałabyś na zbity pysk, tak jak poprzedniczki. 

Otworzyłam usta aby coś powiedzieć, ale w ostateczności wypuściłam z nich powietrze. Sara przejechała bokiem dłoni po gardle, przez co zmarszczyłam brwi.

-O co chodzi?- stanęłam do niej bokiem, aby widzieć ich oboje.
-Nie wiesz. -Prychnął, zakładając ręce na piersi. - Skąd ja wiedziałem. 
-Czego nie wiem, do cholery?- Warknęłam pod nosem widząc jak upomina nas pani bibliotekarka.
-Trzy dziewczyny zostały wyrzucone ze szkoły za posiadanie narkotyków i alkoholu. Jakim cudem udało ci się przejść przez przeszukiwanie bez skaz, nie wiem i chyba nie chcę tego wiedzieć, ale wiedz, że długo to nie potrwa. Prędzej czy później cię znajdą. - Wręczył mi cztery świstki papieru, na których były różne artykuły wycięte z codziennych gazet.

Moje źrenice rozszerzyły się, kiedy zdjęcie Sary znalazło się w małej kolumience. Przyjaciółka sprawcy. Cisnęłam szczątkami w klatkę piersiową chłopaka, wychodząc szybkim krokiem z biblioteki, napotykając się z podejrzliwym wzrokiem Pani Scarlett. Wywróciłam na nią oczyma w myślach, skręcając w boczny korytarz, którym można było się dostać na skróty do stołówki.
Nie zdzwił mnie fakt, iż unosił się w niej smród typowo cudownego (czytaj -niejadalnego, bez smaku i wywołującego odruch wymiotny) jedzenia. Podeszłam z tacką do małego Szwedzckiego stołu, czując za sobą obecność Luke'a i Sary, których bardzo intensywnie ignorowałam.

-Dajcie sobie spokój. - Odwróciłam się w stronę współlokatorki, mierząc ją wzrokiem. - Kiedy miałaś zamiar mi powiedzieć?- Uniosłam brew, wycierając jabłko o serwetkę.
-Przecież ci mówiłam, że...
-Gówno mnie obchodzi ta suka, która jest kompletnie zakochana w sobie, do tego stopnia, że chce stąd wywalić pierwszą laskę, która jest od niej ładniejsza. - Warknęłam, siadając przy pustym stoliku.
-Kto?- Spytał zainteresowany chłopak, ale zignorowałam go, gryząc jabłko.
-Nie interesuj się, lepiej mi powiedz, jak się pozbyć alkoholu i zioła.
-Wypić, wypalić. - uśmiechnął się, wcale nie czując, że jest cholernie nietaktowny.

Zachowałam milczenie, mając nadzieję, że będzie to dla niego wystarczającym upokorzeniem.  Przyłożyłam dłoń do czoła, próbując pozbierać myśli w jedną, sensowną całość. To można jakoś wyjaśnić, przecież to niemożliwe, że ta cała blond lalunia może być aż tak niemiłościwa. Z wielką ulgą stwierdziłam, że nie ma za mną ani Luke'a, ani Sary. Rzuciłam się na łóżko, chowajac uprzednio mały woreczek do tylnej kieszeni spodni, a butelki wódki opróżniając w sedesie. Spryskałam pomieszczenie różanymi perfumami, próbując zabić okropny smród procentów. Butelki włożyłam do nieużywanego plecaka, który lądował właśnie w najgłębszym miejscu pod łóżkiem. Westchnęłam cicho, mając nadzieję, że chłopak który tak bardzo urzekł nie tylko mnie, ale i moje usta, jednak nie wyda mnie dyrektorce i spali zeszyt przy najbliższej okazji.

Drzwi pokoju uchyliły się, napełniając go przyjemnym zapachem męskich perfum.

-Nie jestem ci wrogiem, wiesz?- Mruknął, siadając obok mnie.
-Pocałuj mnie. - Szepnęłam, nie patrząc w jego stronę. Impuls? Ukłucie adrenaliny? Nie wiem.
-Co?- Odszepnął, najwyraźniej nie słysząc, lub nie dowierzając.
-Powiedziałam, żebyś..- n
Nie dokończyłam, ponieważ ciepłe wargi chłopaka znalazły się na moich, wywołując na moim ciele tysiąc, jak nie milion dreszczy.
Odsunęłam się od niego, przypominając sobie, że w dalszym ciągu nie powinniśmy tego robić.
-Teraz możesz odejść. - Szepnęłam jeszcze ciszej, mając wrażenie, że tylko ja siebie słyszę.
-Dlaczego?
-I tak mnie wywalą, niedługo jest kolejne przeszukanie, więc..-Położyłam dłoń na jego klatce piersiowej, czując na niej bicie jego serca.
-Nikt nic nie wie, na razie musisz.. musisz kontynuować to, co robisz.
-Słucham?!- Warknęłam trochę głośniej niż było w planach.
-Nie rozumiesz... Kiedy ktokolwiek się dowie, że zrezygnowałaś, znajdą te butelki, zioło, wszystko co do tej pory ukrywałaś. Zbliża się przerwa świąteczna, niektórzy jadą do domu, będziemy mieli dużo czasy, aby..
-Jak to "będziemy"?- Uniosłam brew, błagając w myślach aby nie chciał mi pomoć.
-Nie dasz sobie sama rady. - Wzruszył ramionami, rozglądajac się po pokoju- Jestem tu dłużej niż ty i znam każdy, nawet najmniejszy zakątek tej szkoły. - Poprawił palcami kolczyka, wstając z łóżka. - Chodź. - Wyciągnął w moją stronę dłoń. 
-Co chcesz zrobić? 
-Chce ci coś pokazać. 
-Nie wiem czy to dobry pomysł. Nie za bardzo lubię wysiłek.

Wywrócił oczami, pociągajac mnie lekko. Pisnęłam cicho, czując jak ciężar mojego ciała przerzuca się na jego klatkę piersiową. Złapałam jego ramiona, próbując się nie wywalić, co całe szczęście się nie stało, bo siła chłopaka zatrzymała nas przez upadkiem. 

-Sierota. - Mruknął, powstrzymując się od śmiechu.
-Coś ty powiedział?! - Fuknęłam, poprawiając obowiązkową podkolanówkę. Mimo zakazów opiekunki, wsunęłam na stopy białe conversy, rzucając w kąt brzydkie, czarne lakierki z prostokątnym końcem. Nawet Luke miał na sobie ładne, czarne buty, nie to co inni chłopcy, którzy wyglądali w nich po prostu komicznie. Jak zwykle pachniał świetnie, co kompletnie mnie oczarowało, miałam zdecydowanie słabość do dobrze pachnących mężczyzn. 

-Czyli jednak idziesz?- Uśmiechnął się zawiadacko, obserwując jak poprawiam włosy. 
-Mam inny wybór? 
-Raczej nie. - Zaśmiał się pod nosem, otwierajac przede mną drzwi. Skinęłam głową, opuszczając pomieszczenie.

Nie czułam się komfortowo, widząc tyle pięknych dziewczyn, które mogłyby być podejrzaną zdzirą. Sama nie byłam brzydka i zazwyczaj to ja miałam przewagę w grupie, ale w tym przypadku czułam strach. Bo jeśli jednak ktoś mnie nagle napadnie? Zacisnęłam usta w cienką linię, widząc przed sobą Sarę, którą zgrabnie, ale złośliwie wyminęłam. Uniosła dłoń aby coś powiedzieć, ale w ostateczności poddała sie, kierując w druga stonę korytarza. 

-Proszę, proszę, Luke, nie spodziewałam się po tobie takiej oryginalności? Co z dachem?- Zza rogu wyłoniła się przepiękna blondynka z długimi nogami. -Miło mi. - Wyciągnęła w moją stronę dłoń. - Jestem Chantel. 

______________________________________________________
Dobry wieczór! Przepraszam, że rozdział jest, ugh, jednym słowem.. do dupy, ale jakoś nie mam weny na pisanie tego opowiadania. Na pewno go nie zakończe, bo mam na niego duuużo planów, ale z góry przepraszam, jeśli rozdzialy nie będą zbyt ciekawe hahahah

Czekam na wasze opinie i dziękuję za ponad 100 votes do 14! :)

Secret Code //L.HOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz