23.

10.5K 736 53
                                    

Proszę o przeczytanie notki pod rozdziałem, dziękuje i zapraszam do czytania :) x

Vanessa's POV

 Zacisnęłam powieki, kiedy przeszywający wzrok Sary przebił moje ciało na wylot. Czas jakby się zatrzymał, kiedy dyrektorka stanęła w progu z mężczyzną w kasku. 

-O mój Boże, dziewczynki! Co wy tutaj robicie?!- pisnęła, kładąc dłoń na klatce piersiowej - Wystraszyłyście mnie! 
-Zgubiłyśmy się- wyjaśniła szybko Sara, ciągnąc mnie za rękaw- Mimo zakazu weszłyśmy tutaj, przepraszamy - opuściła wzrok, chcąc udać się do wyjścia, ale ona zatrzymała ją, kładąc dłoń na furtynie.
-Nie tak prędko, Saro- przejechała po nas wzrokiem, po czym założyła ręce na piersi - Poczekacie przed moim gabinetem- westchnęła, po czym wróciła do rozmowy z budowlańcem.
Dziewczyna nie odezwała się do mnie ani słowem przez całą drogę na drugie piętro. 
-Przepraszam, dobra?- burknęłam od niechcenia, widząc jej zmieszaną minę- Kiedyś, ja i Luke.. - zaczęłam, a ona chyba zapomniała o byciu obrażoną.
-O mój Boże, ty i on, co?! - pisnęła, ale uciszyłam ją dłonią.
-Nic z tych rzeczy... - zaczerwieniłam się, wyobrażając sobie jego ciepłe dłonie na moim ciele. Vanessa, cholera! 
-Więc?- wyczekiwała na moją wypowiedź, kiedy za nami pojawiła się dyrektorka.

Przeraziłam się nie na żarty, ale chyba nie słyszała naszej rozmowy. 
        W jej gabinecie królowały odcienie ciemnej szarości i zieleni. Na biurku walały się papierowe teczki, najprawdopodbniej z danymi uczniów. Za szklaną szafą stały czarne segregatory z karteczkami na grzbietach. Parapet był pusty, ale podobnie jak meble, czarny. Na środku, nieskazitelny, szmaragdowy dywan dopełniał całe pomieszczenie. Wskazała dłonią na fotele, po czym sama usiadła za biurkiem. Spojrzałyśmy znacząco na dyrektorkę, po czym posłusznie zajęłyśmy miejsca. 

-Więc, Sara i Vanessa, możecie mi wytłumaczyć co robiłyście na czwartym piętrze? Gdzie wyraźnie był zakaz wchodzenia? Vanesso, dostałaś regulamin- wypomniała, podpierając podbródek o wierzch dłoni. 
-Poszłyśmy się przejść po szkole... Gdy miałyśmy wrócić do pokoju, z góry dochodził jakiś hałas, jak się okazało, były to myszy- Sara o mało się parsknęła śmiechem, kiedy wygłosiła te żałosne kłamstwo. Dlaczego nie zostawiła tego mnie? 
-Myszy?- kobieta uniosła prawą brew, obserwując nas surowym wzrokiem.
-Dokładnie, chciałyśmy zobaczyć, czy nie ma tam jakiegoś ucznia. Miałyśmy zamiar od razu to zgłosić, ale wolałyśmy go złapać na gorącym uczynku. Jednakże nie miałyśmy racji- spuściłam wzrok, robiąc na kolanie kółka opuszkiem palca.  
-Chciałabym wam wierzyć- westchnęła, odsuwając fotel - Czeka was tydzień prac społecznych i dwa tygodnie bez telefonu - Naiwna, bardzo naiwna kobieta..
-Prace społeczne?- otworzyłam szeroko oczy, widząc zielony kombinezon i dwie... tyczki? 
-Tak. Zaczynacie jutro, od pierwszego boiska, przez dwie godziny, od obiadu- zmierzyła nas wzrokiem i otworzyła wielkie, drewniane drzwi- Żegnam. 

Burknęłam pod nosem przekleństwo, błagając w myślach, aby tego nie usłyszała.
-Dwa tygodnie- mruknęła, uśmiechając się podle. 

Wypuściłam powietrze z płuc, osuwając się po zimnej ściane, w efekcie czego wylądowałam na podłodze. Sara zrobiła podobnie, przez co delikatnie się zaśmiałam.
-Nienawidzę cię- warknęła, uderzając dłonią o wykładzine na korytarzu. 
-Wiem- zaśmiałam się ociężale, czekając aż zachce mi się wstać. - Która godzina? 
-19:30- odparła, opuszczając nadgarstek, na którym znajdował się czarny zegarek. 
-Chodźmy- pociągnęłam ją za ramię, po czym skierowałam się do pokoju. 

Telefon, który znajdował się pod poduszką zawierał kilkadziesiąt nieodebranych połączeń od blondyna. Niechętnie je zignorowałam, po czym udałam się do łazienki, aby uwolnić złe myśli.

                                                        ***
Na pierwszy ogień poszła chemia, której szczerze i z całego serca nienawidziłam. Jak zwykle, ja i Sara zajęłyśmy miejsca w ostaniej ławce przy oknie, delektując się wyjątkowo ładną pogodą. Trzecie boisko było przepełnione klasą sportową, przez którą brunetka szalała. Miała na oku kilku kolesi, ale nigdy do żadnego nie zagadała. 

Kiedy w kieszeni poczułam wibracje, od razu wiedziałam, że to od mojego prywatnego prześladowcy. Wywróciłam oczyma, po czym przesunęłam palcem po ekranie. 

Od: Luke
Tęsknisz?
 

Zaśmiałam się pod nosem i szybko wstukałam odpowiedź.

Do: Luke
Nie, spadaj. 

Mogłam wyczuć na odległość, że się śmiał. Nie otrzymawszy odpowiedzi, schowałam urządzenie do kieszeni i otworzyłam zeszyt, który był całkowicie pusty. Mazałam długopisem nieznane mi wzory, czekając na upragniony dzwonek. 

Myślałam o nim. Nie mogłam przestać, chociaż byłam na niego cholernie zła, to myślałam o jego miękkich ustach, blond włosach i niebieskich oczach, które potrafiły doprowadzić mnie do dreszczy. Oparłam dłoń o policzek, mając nadzieję, że wyleci z mojej głowy, chociaż na chwilę. 

-Van?- Sara pozbierała wszystkie rzeczy i zmarszczyła brwi - W porządku?
-Tak, już idę- pokręciłam głową, po czym wzięłam książkę w dłoń- Idziesz coś zjeść, nie? - przeczesałam włosy palcami i wyszłam z klasy. 
Na moim nadgarstku znalazła się czyjaś dłoń, więc szybko odwróciłam wzrok.

-Nie wierzę ci- mruknął w moje ucho, przez co przez moje plecy przeszedł dreszcz.
-Uhm... Sara?- pociągnęłam ją za rękaw, aby mnie wysłuchała- Dołącze do ciebie..- Jej wzrok zatrzymał się na Luke'u, na co próbowała ukryć wielki uśmiech. Pokiwała głową i odeszła. 
                                                        ***

Przekręciłam kluczyk i weszłam do pokoju. Założyłam ręce na piersi i usiadłam na łóżku. Jego wzrok zatrzymał się na moich nogach, które odziane były cienkimi rajstopami. Moje policzki zalała czerwień, ale postanowiłam nie zwracać na to uwagi. 
-Więc?- zaczęłam, wyrywając go z zamyślenia.
-Słuchaj, Chantel była nieźle wstawiona, nie chciałem tej sytuacji- wsunął palce we włosy, ale jego wytłumaczenia niezbyt mnie przekonały- Jak wiesz, wszyscy grali w butelkę. siedziałem na łóżku, bo nie chciałem się wdawać w to gówno, ale.. I tak padło na mnie. - uniósł brew, kiedy wypuściłam zbyt głośno powietrze- Nie wierzysz mi, prawda? - Wstał i pociągnął mnie za nadgarstki, abym była na poziomie jego brody. 
-Nie wiem- szepnęłam, kiedy złapał mnie za udo i ścisnął. Pisnęłam cicho, przez co na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
-Bardzo lubię to robić- zaśmiał się i usiadł na łóżku- Niedługo wyjeżdżam- stwierdził, ściągając niewidzialne paprochy ze spodni - Miałem wyjechać już dawno, ale.. 
-Czekaj, co? Jak to wyjeżdżasz? - otworzyłam szeroko oczy, ponieważ jego ton był tak swobodny, jakby mówił o wyjściu do sklepu po mleko. 
-Ale wracam- dodał szybko, wzruszając ramionami.
-Gdzie?- oparłam się o ścianę i podrapałam w górną część uda, zupełnie nie świadoma, że podciągam przy tym spódniczkę. Zarumieniłam się i opuściłam materiał, ale nie uszło to uwadze Luke'a. Podszedł do mnie i przywarł do zimnej ściany. Oddychał ciężko, wprost na moją szyję. 
-Nie rób tak- szepnął, kładąc dużą dłoń na moim zgiętym kolanie- Ja chcę to robić- musnął moje usta, przez co mój oddech stał się urywany. Za każdym, pieprzonym razem.
-Powiedz mi, gdzie jedziesz, Luke- burknęłam, próbując go odepchnąć, ale na marne.
-Do domu- odparł, patrząc mi w oczy - Chcesz jechać ze mną? 

Zatkało mnie. Otworzyłam usta, ale nie uszedł z nich żaden dźwięk, więc delikatnie pokręciłam głową.
-Dlaczego?- zmarszczył brwi i powędrował wargami na szyje. 
-Moi rodzice zabiliby mnie, gdyby się dowiedzieli.

Wywrócił oczyma i zaśmiał się - Wszystko da się załatwić, skarbie. 

Mój żołądek wywrócił się, kiedy użył tego zdrobnienia. Tak jest, Van, znowu mu wybaczyłaś, wystarczyło, że użył ust. 

-Kiedy wrócisz?- odsunęłam się, otwierając okno. 
-Nie wiem, za pół roku?- Kaszlnęłam głośno, na co się zaśmiał- spokojnie, żartuję.. Nie wytrzymałabyś beze mnie tyle, co? -oblizał wargi, obserwując mnie - Jadę na tydzień.
-Wytrzymałaby, z czystą przyjemnością- zachichotałam, ale szybko tego pożałowałam. Chłopak powalił mnie na łożko i zawisnął nade mną- Jedź ze mną, na święta i tak wszyscy wyjeżdżają, nikogo tu nie będzie. 
-Nie mam zgody rodziców- przygryzłam wargę, obserwując go. 
-Załatwię to- nalegał, na co otworzyłam szeroko oczy.
-Jak to "załatwisz"? - utworzyłam z placy cudzysłów i zmrużyłam oczy.
Wywrócił oczyma i westchnął - Mam naprawdę wiele pomysłów- cmoknął mnie w kącik ust i uśmiechnął się. 

-Vanessa, zostawiłaś to u mnie..- oboje odwróciliśmy głowy, kiedy Oliver stał w drzwiach z moją bluzą w dłoni i szeroką otwartą buzią.  Cholera jasna. 


___________________________________________________
Hej Kochani! Chciałabym was przeprosić za ten rozdział, ale nie mam czasu na poprawki, jest mi teraz cholernie trudno wszystko ogarnąć, planuję nowe opowiadanie i chcę wszystko zapiąć na ostatni guzik. Jeśli znajdziecie błędy, literówki etc. to straaasznie przepraszam! 
Postanowiłam, że 'podaruję' wam trochę Vanessy i Luke'a. 
Wracając do nowego opowiadania, szczegóły podam wam już niedługo, jest to coś nowego, więc czekajcie :)

Jak myślicie, Van pojedzie z Lukiem? A może zostanie w internacie? 

Bardzo wam dziękuję za tweety z hashtagiem #SecretCodePL, to bardzo mnie motywuje, tak samo, jak dziękuję za to, że jesteście, czytacie, komentujecie ♡ Bez was nie doszłabym tam, gdzie teraz jestem ♡♡ 
Do zobaczenia! 

Secret Code //L.HOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz