2. Niespodziewany wybawca

6.2K 644 118
                                    

Ostatnim pierwszorocznym, który czekał na przydział do domu był William Wright.

— GRYFFINDOR! — oznajmiła tiara.

W drodze do stołu Gryffindoru chłopcu towarzyszyły głośne oklaski Gryfonów.

Elsa odetchnęła z ulgą, bo Ceremonia Przydziału dobiegła końca. Ze spokojem wyczekiwała słów dyrektora — Northa Morozowa.

Profesor Ambler zabrała stołek i tiarę. Po chwili dołączyła do reszty grona nauczycielskiego. Nieznacznie kiwnęła głową w stronę dyrektora. On powstał.

Mężczyzna lata młodości miał za sobą, ale i tak był wysoki oraz tęgi. Nosił odświętną krwistoczerwoną szatę, a na głowie miał spiczastą tiarę w tym samym kolorze. Uśmiech ginął w gęstwinie siwiutkiej brody. Niebieskie oczy wesoło błyszczały. Dyrektor Morozow przypominał Elsie Świętego Mikołaja.

— Nie będę przeciągał... — zadudnił niskim głosem — smacznego!

Mężczyzna zasiadł z powrotem na krześle, a w sali rozległy się wiwaty głośniejsze niż te, które towarzyszyły pierwszorocznym, gdy zostali przydzieleni do odpowiedniego domu. Puste naczynia nagle wypełniły się znakomicie pachnącymi potrawami. Uczniowie rzucili się na jedzenie.

Dziewczyna jadła posiłek, mało rozmawiając z innymi. Wszyscy oprócz niej gadali ze swoimi przyjaciółmi, opowiadając o wakacjach, meczach quidditcha, nowym roku szkolnym, egzaminach, SUM-ach i na inne tematy... Ona już przyzwyczaiła się do tego, że nie była osobą, z którą pozostali chętnie wdawali się w pogawędki. Od dawna nie dziwiło jej to, że rówieśnicy rozmawiali z nią tylko wtedy, gdy chcieli zerknąć w jej wypracowanie. Kilka razy nawet słyszała, jak mówią o niej za plecami — nie zawsze miło.

Resztki kolacji zniknęły ze stołu i pojawiły się desery. Elsa rozejrzała się po stole Ravenclawu. Zdecydowanie najwięcej pyszności stanowiły ciastka — z grudkami czekolady, rodzynkami, polewami, z dżemem, posypkami, orzechami... — było ich tyle, że mogłaby do rana zostać w Wielkiej Sali, a nie spróbowałaby chociaż po jednym z każdego rodzaju. Oprócz ciastek na tacach leżały ciasta, placki, w pucharach trzęsły się galaretki z bitą śmietaną, a w dzbankach parowała gorąca czekolada.

Nalała sobie do pucharu trochę tego napoju. Upiła trochę i spojrzała na Czkawkę siedzącego naprzeciw niej — wyglądał na naprawdę zdenerwowanego. Roszpunka trajkotała wesoło, ale on chyba nie słuchał. Nerwowo poprawiał odznakę prefekta na szacie. Patrzył na pierwszorocznych tak, jakby ci jedenastolatkowie mogli zrobić mu krzywdę. Elsa też trochę stresowała się nowymi obowiązkami, ale starała się być spokojna. Gdy oddawała się złym emocjom, mogło to wywołać wiele szkód.

— Dyrekcja dobrze zrobiła, wybierając cię na prefekta — zapewniła Roszpunka przyjaciela.

Podskoczył tak, jakby usiadł na jednej z tych okropnych poduszek pierdziusek — klasycznym przyrządem używanym przez szkolnych dowcipnisiów.

— Dzięki — odparł, wbijając wzrok w rozwalony kawałek ciasta czekoladowego na jego talerzu. — Tylko to trochę dziwne, że wybrali akurat mnie...

Roszpunka trąciła go w ramię.

— Nie gadaj głupot! Żaden inny chłopak z Ravenclawu nie nadaje się na to stanowisko tak jak ty! — Zaczęła wymieniać jego zalety. Z każdym jej słowem twarz Czkawki wstydliwie rumieniła się.

Elsa mieszkała z Roszpunką w jednej sypialni. Ta długowłosa dziewczyna była tak niesamowicie optymistyczna i pełna wigoru, że nie dało się jej nie lubić. Wiele osób przydeptywało jej długie, złote włosy ale ona dalej się uśmiechała. Elsa w ogóle nie rozumiała jej optymizmu i podejścia do życia.

Hogwart skuty lodem − Jelsa fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz