Jack uniósł głowę, gdy zobaczył chmarę ptaków wlatujących do Wielkiej Sali. Zwierzęta krążyły pod sufitem przypominającym zachmurzone niebo.
— Jest twoja sowa — zwrócił się do Czkawki Jack, przeżuwając wolno kanapkę.
Czkawka zadarł wysoko brodę i zmrużył wodniste oczy. Wypatrywał swojej sowy, niechcący wkładając łokieć do miski z owsianką. Jack, jako dobry przyjaciel, nie miał serca poinformować Czkawkę o tym.
Przed Gryfonem, trzepocząc dumnie skrzydłami, wylądował duży, brązowy puszczyk — jedna ze szkolnych sów — ściskający w dziobie małą kopertę. Jack przez chwilę zastanawiał się, czego to ptaszysko chciało od niego. Zorientował się, że mógł otrzymać list od mamy nieco wcześniej niż zazwyczaj. Odebrał kopertę od sowy i pogłaskał zwierzę. Puszczyk zmierzył Gryfona przeciągłym spojrzeniem i odleciał. Najwidoczniej to niewdzięczne ptaszysko liczyło na jakiś przysmak.
— Gdzie ty ją niby widziałeś? — spytał Czkawka, który ciągle trzymał łokieć w owsiance i dalej nie wiedział, gdzie jest jego sowa.
Jak na zawołanie, coś pacnęło do miski Krukona. Owsianka chlupnęła i wylądowała na Czkawce. Dało się słyszeć ciche, szydercze śmiechy. Czkawka westchnął żałośnie, gdy jego płomykówka przysiadła na blacie przed chłopakiem i spojrzała się niewinnie żółtymi oczyma.
— Nie licz na to, że cokolwiek dostaniesz — wybełkotał Krukon.
Wyciągnął z miski paczuszkę żałośnie ociekającą mlekiem. Ptak zmrużył oczy. Może czuł się niesprawiedliwie potraktowany, bo nie dostał nagrody za przyniesienie paczki. Odleciał, uderzając przy tym Czkawkę skrzydłem. Krukon sięgnął po serwetki i próbował doczyścić swoją szatę.
— Głupi ptak — burczał pod nosem. — Nie ma to jak zrzucanie paczki z kilku metrów...
Jack postarał się zdusić uśmiech próbujący pojawić się na jego twarzy. Gryfon rozpakował kopertę, słuchając, jak Czkawka klnie na niezdarną płomykówkę.
Jack powoli czytał list. Po raz pierwszy od dawna jego mama nie dodała uwagi, że jeśli chociaż raz jeszcze nauczyciele się poskarżą, to osobiście porachuje mu kości. Jack uznał brak upomnienia za dziwne. Może takie ostrzeżenie nie pasowało matce do życzeń świątecznych.
— O, nie... — mruknął Czkawka, czytając swój list.
— Co się stało? — spytał Jack.
— Co? Nie, nic, n-nic — zmieszał się Krukon. — Totalnie nic.
Zmiął kartkę i wcisnął ją do kieszeni, a Jack był pewny, że przyjaciel nawet nie skończył czytać. Czkawka zgarnął z blatu opakowanie pikantnych ślimaczków, które znajdowały się w przesłanej paczce.
— Ojciec znowu ci truje? — zapytał Jack bez ogródek.
Czkawka zagryzł wargę i podrapał się po nosie. Kręcił młynka palcami, robił to zawsze, kiedy coś go stresowało.
— N-nie — odpowiedział głucho. Gryfon nie miał wątpliwości. Jego przyjaciel skłamał. — Po prostu mój ojciec... — westchnął głośno. — Sam wiesz, jaki on jest.
Czkawka przełknął ślinę i zacisnął usta.
— Zapomniałem czegoś z dormitorium. Skoczę tylko po to... spotkamy się na lekcji.
Wstał z krzesła gwałtownie, prawie je przewracając.
— Stary, co się stało? — krzyknął Jack.
Czkawka już był w połowie drogi do wyjścia.
— Zobaczymy się na opiece przed magicznymi stworzeniami! — odparł Krukon, nie patrząc przed siebie, przez co potrącił jakąś Puchonkę — och, przepraszam.
CZYTASZ
Hogwart skuty lodem − Jelsa fanfiction
FanfictionTurniej Trójmagiczny to doskonała okazja do wybicia się. Nagle stajesz się bogaty, rozpoznawalny i, oczywiście, bardziej lubiany. Nic dziwnego, że Jack nie może przepuścić nadarzającej się okazji, aby się zgłosić. Przecież uczestnictwo w tego typu z...