Jack, gdy nagle poczuł grunt pod stopami, ledwo utrzymał się na nogach. W głowie mu wirowało. Z marnym skutkiem walczył z mdłościami. Po jakimś czasie wyprostował się roztrzęsiony i lepki od potu. Rozluźnił uścisk obolałych palców zaciskających się na chorągiewce z herbem Hogwartu.
Chłopakowi plątały się myśli, nie miał pojęcia, co się stało. W rozpoznaniu nie pomogło nawet rozejrzenie się po okolicy.
Znajdował się w spowitej mrokiem, okrągłej grocie. Wychodziło z niej kilkanaście korytarzy, tak przynajmniej Jack uznał, czując ziąb napływający stamtąd. Niedaleko niego Elsa wyczarowywała światło; niebieski blask nadawał jej przerażonej twarzy upiorny wygląd. Dziewczyna trzymała rozłożoną mapę i patrzyła wokół.
— Gdzie my jesteśmy? — spytał chrapliwym głosem.
Elsa przeszła kilka kroków, zerkając na pergamin
— Nie wiem — odpowiedziała dziewczyna wyraźnie zdumiona. — Nic się tutaj nie zgadza.
Jak ona może nie wiedzieć, gdzie jesteśmy? — zdziwił się Jack. Zorientował się, o co chodzi, gdy spojrzał na mapę. Wśród plątaniny korytarzy i pomieszczeń nie było ich nazwisk.
— Może to dalsza część turnieju? — zasugerował Jack. Chciał robić dobrą minę do złej gry, mimo że przed chwilą wydarzyło się coś okropnie dziwnego: przenieśli się w bardzo niemiły sposób do ciemnej groty.
— N-nie. Nie wydaje mi się — odparła Elsa. Próbowała zapanować nad drżącym głosem. — Liczyłam na to, że nazwiska się pojawią, ale ich ciągle nie ma. — Rozejrzała się. — Chciałam znaleźć to miejsce na mapie, ale nie ma na niej zaznaczonego żadnego okrągłego pomieszczenia, z którego odchodziłoby trzynaście korytarzy.
Dziewczyna wzięła głębszy wdech. Widać było, że walczyła ze zdenerwowaniem.
— Ta chorągiewka to świstoklik.
Jack spojrzał na małą, niepozorną flagę, która miała zagwarantować im wygraną w turnieju, jeśli wrócą z nią na linię mety w odpowiednim czasie. Chorągiewka wyglądała tak niepozornie.
Chłopak jednak wolał wierzyć, że cała zaistniała sytuacja to wymysł sędziów i organizatorów zawodów:
— Pewnie to dalsza część zadania — stwierdził niezbyt pewnie. Nie chciał wierzyć, że coś poszło nie tak i mogli wpakować się w poważne kłopoty albo gorzej: dać wygrać ekipie Durmstrangu. — Może... może to taki test. Pewnie chcą zobaczyć, jak sobie radzimy w trudnych sytuacjach... Przyznam, sędziowie mają pomysły, chociaż na takich nie wyglądają!
Jack starał się wykrzesać choć odrobinę optymizmu i liczył, że Elsa podzieli jego zdanie. Ona jednak pokręciła przecząco głową.
— Sam w to nie wierzysz, prawda? Chciałabym tak myśleć, ale to nie jest logiczne, Jack. Organizatorzy musieliby z góry ustalić godzinę zniknięcia świstoklika. Nie mieli pojęcia, kiedy go znajdziemy, a musieliby mieć pewność, że złapiemy go w odpowiednim czasie. Nie zapominając, że powinniśmy złapać chorągiewkę jednocześnie. Mogliby go jeszcze włączyć bezpośrednio...
— Może to właśnie zrobili? — łudził się Jack.
Elsa westchnęła. Na pewno oceniała, czy może on mieć rację.
— Teoretycznie mogliby tak zrobić — powiedziała powoli Krukonka. — Wydawało mi się... że ktoś przy nas był, gdy weszliśmy do Wielkiej Sali. Ta osoba była niewidzialna. Gdy złapałeś chorągiewkę, poczułam oddech tej osoby. — Wzdrygnęła się.
— Czyli to mógł być któryś z sędziów.
— Jack, pomyśl. Ta osoba, zanim aktywowała świstoklik, popchnęła cię, abyśmy oboje dotknęli chorągiewki. Sędziowie znaleźliby inny sposób, abyśmy zrobili to jednocześnie.
CZYTASZ
Hogwart skuty lodem − Jelsa fanfiction
FanfictionTurniej Trójmagiczny to doskonała okazja do wybicia się. Nagle stajesz się bogaty, rozpoznawalny i, oczywiście, bardziej lubiany. Nic dziwnego, że Jack nie może przepuścić nadarzającej się okazji, aby się zgłosić. Przecież uczestnictwo w tego typu z...