14. Zaproszenia w ostatniej chwili

4.7K 475 58
                                    

Jack nie wiedział, ile czasu siedzieli w bibliotece. Jednak byli tam tak długo, że chłopak praktycznie nie kontaktował. Prawie leżał na stoliku, przewracając mechanicznie i nieprzytomnie strony olbrzymich ksiąg.

— Sprawdziłeś tę? — Słowa Elsy ledwo co do niego docierały. Wydawało mu się jakby mówiła z oddali.

Aha... — wymamrotał Jack, chociaż nie miał pojęcia, co przed chwilą powiedziała dziewczyna. Uznał, że najlepiej będzie przytakiwać.

Przez chwilę panowała cisza. Jack dalej przewracał strony ogromnej księgi z runami. Uważał, że to nie ma najmniejszego sensu. Wszystkie te symbole wyglądały tak samo.

— Ty mnie wcale nie słuchasz, prawda? — spytała chłodno Elsa.

Aha... — chłopak przytaknął. Podniósł wzrok na dziewczynę, widząc jej naburmuszoną, zniesmaczoną minę, postanowił zebrać resztki uwagi. — Tak, słucham, calusieńki czas cię uważnie słuchałem, łapałem każde słowo, które wyszło z twoich ust.

I posłał dziewczynie najbardziej promienny, niewinny uśmieszek, na jaki było go w tej chwili stać. Elsa przyglądała mu się badawczo i wydawało się, że chciała zbesztać go samym spojrzeniem. Po chwili Jack miał pewność, że wygrał. Dziewczyna odkaszlnęła, lekko zaczerwieniona wzięła w dłonie kolejną księgę ogromną, starą, z pożółkłymi kartkami.

— Widzisz w ogóle sens w szukaniu tych znaczków? — jęknął chłopak. — Ślęczymy tu już kilka godzin i nic nie znaleźliśmy.

— Rozwiązanie nie przyjdzie samo — odpowiedziała krótko.

Nie wyjaśniając nic więcej, wsadziła nos w księgę. Jack westchnął i dalej przewracał kartki, patrzył czasem na pergamin z runami rozłożony na stoliku, który znajdował się jeszcze niedawno wewnątrz złotego znicza. Gryfon zaczął przypuszczać, że te symbole, które Elsa tak usilnie próbowała przetłumaczyć, nic nie znaczą. Ot, po prostu ktoś ćwiczył pisanie piórem i przypadkowo nakreślił takie znaczki. Chłopak był tak zmęczony i sfrustrowany, że byłby w stanie uwierzyć, że runy ze złotego znicza nie są żadną wskazówką. Jack nie wygłosił swojej opinii na głos, w obawie, że Elsa rozerwie go wówczas na strzępy.

Krukonka wyglądała na zdenerwowaną tym, że nie mogła odnaleźć rozwiązania. Ze ściągniętymi brwiami wertowała kolejne pożółkłe strony. Wydawało się, że wpadła w trans. Jack wolał nie wybijać jej z rytmu, więc się do niej nie odzywał.

W pewnym momencie Gryfon stwierdził, że skoro ominął go obiad, to może znajdzie w swojej torbie cokolwiek zjadliwego, aby przetrwać do kolacji. Odłożył księgę na skraj blatu i sięgnął do swojej szkolnej torby — nawet nie miał czasu odnieść jej do dormitorium po lekcjach. Jack znalazł napoczętą tabliczkę czekolady. Połamał ją i zaczął jeść zadowolony z siebie.

Elsa podniosła wzrok znad księgi i patrzyła na chłopaka jak kot gotowy do ataku.

— Och, przepraszam... chcesz kawałek? — Jack podsunął Elsie czekoladę.

— To jest biblioteka — odpowiedziała Krukonka zduszonym głosem, rozglądając się na boki jakby oczekiwała, że ktoś zajdzie ją od tyłu.

— Czyli nie chcesz? — upewnił się, wkładając kolejną kostkę do ust. — Co z tego, że to jest biblioteka?

— W bibliotece nie wolno jeść! — zaperzyła się Elsa.

Jack wzruszył ramionami.

— Nikt nie zauważy — odparł, posyłając jej zawadiacki uśmieszek. — Poza tym, nie udawaj, że nie masz ochoty na pyszną, słodką czekoladę z orzechami...

Hogwart skuty lodem − Jelsa fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz