4. Rozpoczęcie Turnieju Trójmagicznego

5.4K 582 35
                                    

Wylegiwali się na zielonych błoniach, korzystając ze słonecznej pogody jednego z ostatnich dni lata. Wokół leżały porozrzucane puste pudełka po słodyczach i niedbale rzucone torby. Długie włosy Roszpunki ciągnęły się w dół wzgórza, mieniąc się jak złoto.

Merida przepisywała losowe fragmentu z wypracowania koleżanki. Byleby coś mieć — tak twierdziła. Roszpunka i Czkawka bawili się z kameleonem Pascalem. Zwierzątko dalej boczyło się na nich po tym, jak na transmutacji zostało zmienione w poduszeczkę na szpilki — było jedyną poduszeczką zmieniającą kolor. Jack miał zamiar zjeść już piątą czekoladową żabę; powoli ją odpakowywał.

— Roszpunko, jak to jest, że w wypracowaniach dla Bulstrode'a bazgrzesz jak kura pazurem? — powiedziała Merida, próbując rozszyfrować bazgraninę Roszpunki.

— Nie wiesz, jak to jest? Może Bulstrode uzna nieczytelne wyrazy za poprawną odpowiedź czy coś w tym stylu... — wtrącił Jack, parskając śmiechem.

— Może to jest twój sposób, Jack. Po prostu pisałam na szybko — żachnęła się Roszpunka.

Pascal pokręcił przecząco swą zieloną główką. Jack uważał, że ten zwierzak czasami wydawał się bardziej inteligentny niż połowa osób u niego w klasie.

Roszpunka uległa:

— No, nie chciało mi się! Zadowolony, gadzie?

Sięgnęła dłonią w stronę kameleona, ale on obrażony czmychnął i schował się w jej blond włosach.

— Nie boisz się, że się zgubi? — spytał Czkawka.

Roszpunka wzruszyła ramionami. Wyglądało na to, że wcale nie przejmowała się Pascalem. Sięgnęła do półpustego pudełka z Fasolkami Wszystkich Smaków i zgarnęła kilka na dłoń.

Znajdzie się przy czesaniu — odpowiedziała Merida, nieudolnie parodiując głos przyjaciółki, brzmiąc przy tym niczym konająca sklątka tylnowybuchowa.

— A żebyś wiedziała — syknęła w odpowiedzi Roszpunka.

Jack otworzył opakowanie i już przygotował się, aby złapać czekoladową żabę. Nauczył się, że te małe skurczybyki są naprawdę szybkie i potrafią prędko zwiać.

Złapał smakołyk, zanim zdążył uciec. Kartę kolekcjonerską (trafił mu się już trzeci Merlin) zostawił, a pudełko odrzucił na stosik pustych opakowań. Miał już zjeść zaczarowaną czekoladową żabę, ale zobaczył skwaszoną minę Czkawki.

— Nie przeszkadza ci, że ta żaba przypomina prawdziwą żabę? — spytał szorstko Krukon.

Kiedyś, zanim Jack zaprzyjaźnił się z Czkawką, zrobił mu dość niemiły kawał. Przyjaciel, po tym jak ogryzł żywą, pomalowaną na brązowo żabę, zawsze musiał walczyć z mdłościami, ilekroć widział te zaczarowane smakołyki.

Jack zaśmiał się krótko. Spojrzał w oczy czekoladowej żaby do złudzenia przypominające ślepia prawdziwą. Czkawka wyglądał na pełnego nadziei na to, że jego przyjaciel właśnie przechodził głęboką duchową przemianę. Jack trzymał go w tym cudnym stanie przez moment.

— Wiesz... po przemyśleniu twoich słów stwierdzam — zrobił dramatyczną pauzę — że to mi wcale nie przeszkadza.

I odgryzł głowę czekoladowej żabie. Merida i Roszpunka wybuchnęły śmiechem. Czkawka wyglądał na zniesmaczonego.

— Czy ty masz w ogóle jakieś sumienie? — zapytał. — Czy już dawno umarło?

— Może mam, może nie — odparł Jack głosem bez emocji, wzruszając ramionami. — Tak w ogóle, to czekoladowe żaby najlepiej zaczynać jeść od głowy. Jest najsmaczniejsza... och, zapomniałbym. Chcesz jedną?

Hogwart skuty lodem − Jelsa fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz