Wylegiwali się na zielonych błoniach, korzystając ze słonecznej pogody jednego z ostatnich dni lata. Wokół leżały porozrzucane puste pudełka po słodyczach i niedbale rzucone torby. Długie włosy Roszpunki ciągnęły się w dół wzgórza, mieniąc się jak złoto.
Merida przepisywała losowe fragmentu z wypracowania koleżanki. Byleby coś mieć — tak twierdziła. Roszpunka i Czkawka bawili się z kameleonem Pascalem. Zwierzątko dalej boczyło się na nich po tym, jak na transmutacji zostało zmienione w poduszeczkę na szpilki — było jedyną poduszeczką zmieniającą kolor. Jack miał zamiar zjeść już piątą czekoladową żabę; powoli ją odpakowywał.
— Roszpunko, jak to jest, że w wypracowaniach dla Bulstrode'a bazgrzesz jak kura pazurem? — powiedziała Merida, próbując rozszyfrować bazgraninę Roszpunki.
— Nie wiesz, jak to jest? Może Bulstrode uzna nieczytelne wyrazy za poprawną odpowiedź czy coś w tym stylu... — wtrącił Jack, parskając śmiechem.
— Może to jest twój sposób, Jack. Po prostu pisałam na szybko — żachnęła się Roszpunka.
Pascal pokręcił przecząco swą zieloną główką. Jack uważał, że ten zwierzak czasami wydawał się bardziej inteligentny niż połowa osób u niego w klasie.
Roszpunka uległa:
— No, nie chciało mi się! Zadowolony, gadzie?
Sięgnęła dłonią w stronę kameleona, ale on obrażony czmychnął i schował się w jej blond włosach.
— Nie boisz się, że się zgubi? — spytał Czkawka.
Roszpunka wzruszyła ramionami. Wyglądało na to, że wcale nie przejmowała się Pascalem. Sięgnęła do półpustego pudełka z Fasolkami Wszystkich Smaków i zgarnęła kilka na dłoń.
— Znajdzie się przy czesaniu — odpowiedziała Merida, nieudolnie parodiując głos przyjaciółki, brzmiąc przy tym niczym konająca sklątka tylnowybuchowa.
— A żebyś wiedziała — syknęła w odpowiedzi Roszpunka.
Jack otworzył opakowanie i już przygotował się, aby złapać czekoladową żabę. Nauczył się, że te małe skurczybyki są naprawdę szybkie i potrafią prędko zwiać.
Złapał smakołyk, zanim zdążył uciec. Kartę kolekcjonerską (trafił mu się już trzeci Merlin) zostawił, a pudełko odrzucił na stosik pustych opakowań. Miał już zjeść zaczarowaną czekoladową żabę, ale zobaczył skwaszoną minę Czkawki.
— Nie przeszkadza ci, że ta żaba przypomina prawdziwą żabę? — spytał szorstko Krukon.
Kiedyś, zanim Jack zaprzyjaźnił się z Czkawką, zrobił mu dość niemiły kawał. Przyjaciel, po tym jak ogryzł żywą, pomalowaną na brązowo żabę, zawsze musiał walczyć z mdłościami, ilekroć widział te zaczarowane smakołyki.
Jack zaśmiał się krótko. Spojrzał w oczy czekoladowej żaby do złudzenia przypominające ślepia prawdziwą. Czkawka wyglądał na pełnego nadziei na to, że jego przyjaciel właśnie przechodził głęboką duchową przemianę. Jack trzymał go w tym cudnym stanie przez moment.
— Wiesz... po przemyśleniu twoich słów stwierdzam — zrobił dramatyczną pauzę — że to mi wcale nie przeszkadza.
I odgryzł głowę czekoladowej żabie. Merida i Roszpunka wybuchnęły śmiechem. Czkawka wyglądał na zniesmaczonego.
— Czy ty masz w ogóle jakieś sumienie? — zapytał. — Czy już dawno umarło?
— Może mam, może nie — odparł Jack głosem bez emocji, wzruszając ramionami. — Tak w ogóle, to czekoladowe żaby najlepiej zaczynać jeść od głowy. Jest najsmaczniejsza... och, zapomniałbym. Chcesz jedną?
CZYTASZ
Hogwart skuty lodem − Jelsa fanfiction
FanfictionTurniej Trójmagiczny to doskonała okazja do wybicia się. Nagle stajesz się bogaty, rozpoznawalny i, oczywiście, bardziej lubiany. Nic dziwnego, że Jack nie może przepuścić nadarzającej się okazji, aby się zgłosić. Przecież uczestnictwo w tego typu z...