36. Uciekinierka

2.7K 275 133
                                    

Elsa siedziała przy stole Ravenclawu z obolałą głową i kiepskim humorem. Odnosiła wrażenie, jakby Irytek stał się niewidzialny, i chcąc dalej żartować z niej, walił ją po czaszce młotkiem. Miejsce, gdzie oberwała wiadrem, promieniowało nieznośnym bólem potęgowanym przez głośne rozmowy pozostałych uczniów. Wlepiając zmęczony wzrok w ledwo ubrudzony jedzeniem talerz, marzyła tylko o jednym — aby po wykonaniu dzisiejszych obowiązków prefekta zniknąć na łóżku pod kołdrą i zapomnieć o tym parszywym dniu.

Tak bardzo pragnęła, aby po wakacjach znów pojawić się w Hogwarcie, chociaż jednocześnie się tego obawiała. Dostała to, czego pragnęła i równocześnie obawiała się.

Będzie dobrze — powtarzała w myślach uparcie przed wyjazdem. Nieprzyjemne przeczucia odnośnie do powrotu do szkoły nie opuszczały jej na krok. — Teraz, kiedy Anna już wie, może być tylko dobrze.

Przy tych zapewnieniach czuła nieprzyjemny posmak kłamstwa.

Pojawiając się w Hogsmeade, już po chwili spędzonej na głównej ulicy wiedziała, że nie będzie dobrze.

Wolałaby mieć tylko wrażenie, że ludzie się jej przyglądają, szepczą, oddalają się. Jednak to jej się nie tylko wydawało. W powozie okazało się, że nowy prefekt Gryffindoru musi usiąść obok niej. Ten piątoklasista miał minę, jakby w środku burzy ktoś kazał wspiąć mu się na czubek wysokiego drzewa stojącego w szczerym polu. Nakłoniono go do tego ryzykownego czynu, jakim było siedzenie obok tej okropnie niebezpiecznej Elsy Vintersen. Przez całą drogę, ilekroć powóz podskakiwał i przypadkowo ich ramiona się o siebie ocierały, prawie piszczał ze strachu. W pewnym momencie tak bardzo zaczął ją irytować, że faktycznie nabrała ochoty na potraktowanie go swoimi zdolnościami.

Bardzo się ucieszyła, kiedy wreszcie dojechali na miejsce. Myślała, że po wejściu do zamku sytuacja się polepszy, że reszta wieczoru upłynie bez zbędnych problemów i nieprzyjemności.

Na ziemię sprowadził ją deszcz z glutowatej mazi i uderzenie wiadrem w głowę. Do tej pory obijała jej się wewnątrz czaszki ta paskudna piosenka śpiewana piskliwym, świdrującym głosikiem Irytka. Część osób, do których nie dotarły wieści o książce Berthy Moore, zaczęło interesować się, o co chodziło w utworze zjawy. Na bank dowiedzą się o zdolnościach Krukonki — to tylko kwestia czasu.

Jeszcze — oprócz tych wszystkich okropieństw — był jeszcze Jack. Nie dała mu znaku życia od bardzo dawna, mimo że on w tym czasie zdążył wysłać jej kilka listów. Niektóre z nich czytała tylko powierzchownie, nie zagłębiając się w treść. Miała wyrzuty sumienia. Gdyby role się odwróciły, chyba umarłaby ze zmartwienia. Potem prześladowałaby Jacka jako duch.

Zbyt późno zdecydowała się na napisanie króciutkiej wiadomości. Nie zdążyła jej wysłać. Otrzymałby ją po rozpoczęciu roku szkolnego — to byłoby bez sensu.

Nie wiedziała, czy w ogóle pogadają tego wieczora. Nie miała siły. Poza tym Jack wydawał się czymś wyjątkowo zaaferowany.

Przestała katować niewinny talerz swoim ponurym spojrzeniem, jakby odpowiadał za wszystkie jej krzywdy, i przeniosła je na stół Gryffindoru. Jack i Merida rozmawiali ze sobą tak żywo, że Gryfonka prawie strąciła talerz na ziemię, wymachując dłońmi. Przed chwilą chcieli wyjść z Wielkiej Sali, ale woźna ich powstrzymała. Teraz wiercili się tak, jakby pogryzła ich chmara Gadkomarów.

Niedaleko nich siedzieli Anna i Adrian. Elsa poczuła przykre wyrzuty sumienia. Wiedziała, że nieco się posprzeczali. Znała przyczynę ich kłótni — była nią ona sama.

Naczynia zaczęły znikać. Pierwszacy głośno wzdychali, ekscytowali się, niepokoili, gdy sztućce wyparowywały im z dłoni, kiedy talerze rozpływały się w powietrzu. Starsi uczniowie nie przejmowali się tym — chyba że akurat na ich widelcach były nabite porcje jedzenia.

Hogwart skuty lodem − Jelsa fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz