29. Boski podryw, słoneczny eliksir i fala z toalet

3.6K 351 119
                                    

Po raz ostatni spojrzała na rodziców. Oboje się uśmiechali: mama delikatnie i ciepło, tata prawie niezauważalnie. Tylko na taki gest wsparcia z ich strony mogła liczyć w tamtym momencie. Gdy wejdzie na arenę, ona i Jack będą zdani tylko na siebie.

Wystarczył krok. Na opuszkach palców Elsy zatańczyły iskierki zimna. Musiała dopilnować, aby to był pierwszy i ostatni niekontrolowany przejaw zimowych zdolności w trzecim zadaniu turnieju.

Mimo że wejście na arenę znajdowało się zaledwie centymetry za plecami, wydawało się, jakby od zapełnionego dziedzińca oddzieliła ich niewidzialna bariera. Głosy widzów stały się szeptami.

— ...drużyny Hogwartu, Beauxbatons i Durmstrangu rozpoczęły zadanie... — Pełne przejęcia słowa komentatora ginęły, zamieniając się w szmer. Harry Brown pewnie będzie relacjonował każdy krok zawodników i opisywał, z jakimi przeszkodami się mierzą.

Jack i Elsa wyciągnęli różdżki, chłopak rozświetlił mrok tunelu, rozwinęli mapę. W poplątanej sieci niepodpisywanych przejść, pomieszczeń i placów przy jednym z wyjść widniały nazwiska: Jack Frost oraz Elsa Vintersen.

Ruszyli przed siebie ciemnym tunelem. Wejście na arenę stawało się malejącym prostokącikiem wśród mroku. Przestały docierać jakiekolwiek odgłosy z zewnątrz. Powoli zbliżali się do końca ciemnego przejścia — dało się to odczytać na mapie, po której dwa nazwiska przemieszczały się zgodnie z ich krokami.

Nox — mruknął Jack.

Niepotrzebne już było, aby czarami przywoływali światło. Przez wyjście z tunelu wpadały złote promienie słońca. Elsa z marszu uznała to za dobry znak. Przyśpieszyli.

Ten dziedziniec był najpiękniejszym, jaki kiedykolwiek widziała. Cieszyła się, że trafili tam, ale nie z powodu piękna okolicy. Poznała to miejsce.

Ogromny plac przypominał park, otaczały go dwupoziomowe krużganki, białe arkady lśniły w słońcu. Wśród fantazyjnie przystrzyżonych, zielonych krzewów stały ławeczki, na których wręcz żal było nie przysiąść z dobrą książką w dłoniach. Perfekcyjne rzeźby z zainteresowaniem odwracały głowy. Z klombów różnokolorowych kwiatów niósł się słodki zapach wiosny. W fontannach pluskała woda.

Elsa rozejrzała się dokładnie.

Liczyła na odszukanie tego miejsca po przeczytaniu krótkiej wzmianki w Spisku Czarownic — pisemku dla dziewcząt. Gazeta dostarczyła więcej informacji przydatnych w ostatnim zadaniu turnieju niż niektóre książki poświęcone w całości zagranicznym szkołom magii.

Krukonka ruszyła między żywopłoty przystrzyżone na kształt baletnic. Tancerki na moment oderwały się od rozciągania.

Elsa przekonała się, że to miejsce nie było tak ogromne jak oryginalny park w Beauxbatons. Nie dojrzała kilku słynnych rzeźb. Postanowiła nie tracić nadziei na odnalezienie tego, co w razie wypadku mogłoby uratować im życie. Kierowała się ku centrum dziedzińca-parku.

— Dokąd idziemy najpierw? — zapytał Jack, mijając fontannę, w której chlupał wesoło sok dyniowy.

— Musimy najpierw coś zdobyć — wyjaśniła Elsa — musimy znaleźć pewną fontannę...

Jest.

Elsa urwała, bo wyrosła przed nią smukła, niezbyt ozdobna fontanna z marmuru. Na bokach wyryte miała runy. Wbrew logice była najpiękniejsza. Przyćmiewała pozostałe, bardziej ozdobne rzeźby w parku. Tryskał z niej złoty płyn wyglądający jak skroplone promienie słoneczne i zbierał się w okrągłym basenie.

Lekko pochylony Jack obchodził fontannę, przyglądając się runom, poruszał przy tym lekko ustami.

W podzięce... — Jack zastanowił się, próbując rozszyfrować symbole. — Nicode-... nie... Nicolasowi... i Pa-...

Hogwart skuty lodem − Jelsa fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz