44. Baśnie i Legendy

2.1K 220 108
                                    

Siedmioro zawodników wzbiło się w zimowe, ostre powietrze; dzięki strojom w kolorze czerwono-złotym odznaczali się wyraźnie na tle jasnoszarych chmur. Z oddali przypominali trochę muchy, tylko że lot tych owadów wydaje się dość chaotyczny, czego nie można było powiedzieć o zawodnikach. Wykonywali znane Jackowi ćwiczenia, które rozpoznawał pomimo znacznej odległości, z której obserwował trening.

Chłopak, wyglądając przez okno jednego z korytarzy, zastanawiał się, którą ze szkarłatnych plamek – graczy – jest Adrian Kelly. To został nowym szukającym Gryffindoru. Był pierwszą osobą znajdującej się na tak zwanej liście rezerwowej Meridy, gdyby któraś osoba z drużyny z jakiegoś powodu nie mogła grać (lub została wywalona, ale tego nikt się nie spodziewał). Rezerwowy gracz początkowo nie wydawał się zbyt chętny, aby wspomóc drużynę. Rana na jego ego po tym, jak go nie przyjęto do pierwszego składu, była ciągle świeża i boląca. Dzień po otrzymaniu propozycji Adrian postanowił jednak schować dumę w kieszeń i oświadczył Meridzie, że zastąpi Jacka.

Nowy szukający nie dorównywał poprzednikowi – tak myślał nie tylko Frost. Ostatni mecz, pierwszy, w którym Jack nie grał, odkąd dostał się do drużyny, Gryfoni przegrali po całości. Ravenclaw ich zmiótł. Przez bardzo krótki czas Jackowi się to podobało. Czuł, jakby z jego odejściem, odeszła również dobra passa. Miał ochotę powiedzieć: a nie mówiłem? Widząc, jak Merida wchodzi do pokoju wspólnego po porażce, z chytrym uśmieszkiem obserwował złość na jej zarumienionej mrozem twarzy.

– Przepraszam. To mój pierwszy mecz... ja tylko muszę się rozkręcić – tłumaczył jej Adrian. W pretensjonalnym tonie dało się dosłyszeć swego rodzaju zażenowanie samym sobą.

– Ech. Jak, powtarzam, JAK NA MERLINA, mogłeś nie zauważyć tego znicza? To już ja go nawet widziałam. – Merida mocnym, gwałtownym ruchem powiesiła płaszcz na wieszaku.

– To był mój pierwszy raz. – Głos Adriana nieco osechł poprzez podniesienie na chłopaka głosu.

– Niezły mecz – rzucił Jack głośno, siedząc wygodnie fotelu i czekając na ripostę Meridy.

Ona nie odpowiedziała. Nawet nie spojrzała.

– A szczególnie wasz nowy szukający – dodał, szukając zaczepki.

Merida ciągle nie reagowała, zupełnie, jakby nikt nic nie mówił. Eozsznurowywała buty. Takie zachowanie było przeciwieństwem typowej reakcji Meridy na próby zirytowania jej.

– W kolejnych meczach będzie lepiej – odezwał się Adrian, mając oczywiście na myśli nie swój postęp, jaki zajdzie, gdy trochę poćwiczy. Chodziło mu to, że nie zamierza zwolnić Frostowi miejsca szukającego.

Z czasem Jacka przestały cieszyć porażki jego własnego domu. Gryffindor przegrał przyjacielski – nieuwzględniany w klasyfikacji – mecz z Hufflepuffem. Tym razem nie zawalił tylko Adrian. Można nawet powiedzieć, że podczas tej gry szło mu lepiej niż ostatnio. Gryfonom zabrakło jednak innych członków drużyny. Jeden z pałkarzy wylądował w szpitalu chory na smoczą ospę akurat w dniu meczu. Anna odrabiała szlaban u Dreamchilda – świętując urodziny przyjaciółki, były zbyt nieostrożne z piwem kremowym. Musiała tłumaczyć się rodzicom w liście, czemu widziano jej o 1 w nocy na korytarzu z kilkoma butelkami piwa kremowego w dłoniach, odrabiać ponad miesięczny szlaban u wychowawcy domu i znosić karcące spojrzenia znajomych z Gryffindoru, któremu odjęto za jej wpadkę czterdzieści punktów.

Już z całkowitym brakiem satysfakcji Jack obserwował, jak Gryfoni przegrywają. Chciałby wrócić na boisko. Nawet pragnienie gry nie przekonywało go do przeproszenia Meridy. Nie zniósłby takiej plamy na honorze. Rozrywało go od środka – pragnął tylko znów móc wspólnie, wśród kumpli polatać na miotle, starać się z całych sił, dać z siebie wszystko. Nawet nie musiał być szukającym, chociaż najlepiej czuł się na tej pozycji – zniósłby nawet bycie bramkarzem, mimo że nie przepadał za tym.

Hogwart skuty lodem − Jelsa fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz